Wszyscy europejscy postpolitycy i PR-owcy grają sobie w najlepsze w pewną podłą grę: co dobre, to my w naszej narodowej polityce dla was – ludu – zdziałaliśmy, a za wszystko, co kłopotliwe odpowiada ta zła, „pogrążona w chaosie Europa” (te ostatnie słowa nie są wbrew pozorom cytatem z Anny Sobeckiej, ale z Vincenta Rostowskiego, który z całej swojej torysowskiej przynależności partyjnej – on faktycznie miał, a może nawet nadal ma partyjną legitymację brytyjskiej Partii Konserwatywnej – nauczył się niestety wyłącznie manipulowania językiem eurosceptycyzmu).
Wszyscy w Europie, od socjaldemokratów po chadeków i konserwatystów (Zieloni czy federaliści są tu wyjątkiem, ale właśnie dlatego mają kłopoty z masowym dostawaniem się do parlamentów narodowych i do europarlamentu), wywalają naprodukowane przez siebie śmieci narodowych polityk przez PR-owe okno na wspólne (czyli „niczyje”) europejskie podwórko. Wygrywa się w ten sposób wybory w całej Europie, utrzymuje poparcie w sondażach, w dodatku sądzi się, że takie manipulowanie ludem nie będzie miało żadnych złych konsekwencji. Bo po wygranych wyborach i tak pojedzie się przecież do Brukseli i w zaciszu gabinetów, daleko od skutecznie zmanipulowanych „narodowych demosów”, uchwali się pakt fiskalny, unię bankową, a może nawet jakiś skromny pakiecik, który ocalał po projekcie Europy socjalnej.
Nic bardziej błędnego, nawet w naszym europejskim ustroju mieszanym (narodowa demokracja plus unijna biurokracja) demokracja medialna upomni się o swoje, jeśli zbyt długo używamy jej wyłącznie do manipulacji ludem zamiast do emancypacji grup i jednostek. Właśnie przekonuje się o tym Cameron. Las Birnamski antyeuropejskiego populizmu, w którym on i jego partia długo i bezkarnie zbierali słodkie jagódki mandatów i wyborczych zwycięstw, podchodzi właśnie pod mury jego politycznej twierdzy.
Cameron urządzał takie same harce jak Sarkozy. Eurosceptyczny w kraju, w Brukseli uprawiał jednak politykę mającą konsekwentnie prowadzić do pozostania Wielkiej Brytanii w UE. Aż pętla zacisnęła mu się na gardle. Wrogowie UE z części elektoratu i aparatu partii konserwatywnej, wychowani przez media Murdocha (krótkowzroczny pirat globalnego kapitalizmu nienawidzący każdej silnej polityki, bo każda silna polityka wydaje mu się przeszkodą dla jego biznesów, zatem w USA za pomocą swojej telewizji FOX niszczy tamtejszą politykę krajową, a w Europie przy pomocy swoich mediów niszczy ponadnarodową politykę unijną), upomnieli się o swoje. Zażądali od Camerona referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, które mają zamiar wygrać, a co gorsze, są na to szanse.
(Tak na marginesie, Benedykt XVI jako swojego nowego rzecznika wybrał niedawno czołowego dziennikarza telewizji Fox. Wychowanego do cynizmu przez swojego pracodawcę Murdocha, ale za to do tradycjonalizmu i dyscypliny przez Opus Dei, której także jest wieloletnim eksponowanym działaczem. Takie połączenie wydaje się papieżowi sumą kompetencji potrzebnych do tego, aby ich posiadacz był głosem dzisiejszego Kościoła.)
Jak się zachował Cameron, kiedy manipulacja eurosceptycyzmem stała się dłużej niemożliwa? Zachował się niespodziewanie jak silny, odpowiedzialny za własne państwo polityczny lider. Stwierdził w wywiadzie da brytyjskich mediów, także dla mediów Murdocha, które zaraz go za to opluły, że „referendum byłoby fałszywym wyborem”. Szczególnie, jeśli doprowadziłoby do wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, gdyż „serce Wielkiej Brytanii bije w Europie”. Tych ostatnich słów nawet część PO boi się dzisiaj mówić głośno w odniesieniu do Polski, a dla PiS-u czy SP to już jest dowód na „skrajne lewactwo”. Takie rzeczy mówią dziś u nas głośno Miller, Palikot, a w PO może Sikorski, Saryusz-Wolski, Lewandowski albo Róża Thun. Gdyż dla polskiej prawicy Unia to przecież tylko miejsce, gdzie „niszczy się Kościół”, podczas gdy absolutną swobodę mają tam „pedały”. A tamtejsza „zgniła prawica” już dawno zdradziła „nasz” święty reakcyjny kult projekcji i wykluczenia, zgadzając się na „testament sumienia”, na liberalizację aborcji, na związki partnerskie (Cameron przeprowadza właśnie procedurę pełnej legalizacji małżeństw homoseksualnych).
Co sobie pomyślał, słysząc te słowa Camerona, czołowy dziś PiS-owski eurosceptyk Ryszard Legutko? Czy w ślad za SP porzuci europejską frakcję konserwatystów i uda się w jeszcze bardziej wrogie Unii Europejskiej polityczne rejony? To jego sprawa, moją sprawą jest „morał”. Nie grajcie eurosceptycyzmem, Panowie i Panie, nawet w najlepszych intencjach osłonięcia realnej proeuropejskiej polityki. Rozmawiajcie z ludźmi jak z ludźmi, a nie traktujcie ich jak stado łatwych do zmanipulowania baranów. Bo jak nie, to przegrają wszystkie bliskie wam tak naprawdę idee, a własnego stanowiska w narastającym chaosie i tak nie zdołacie ocalić.