Gdy partia rządząca stawia się ponad prawem, co oprócz nagiej siły państwa może skłonić społeczeństwo do jego przestrzegania?
8 grudnia 2015 r. prezydent Andrzej Duda przekroczył Rubikon demokracji – otwarcie odmówił wykonania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, czyli zaprzysiężenia trzech sędziów wybranych w poprzedniej kadencji Sejmu. Wystarczyło 125 dni, by Konstytucję, na której wierność uroczyście przysięgał podczas ślubowania, z hukiem wyrzucił do kosza. Prezydent Duda, który zapowiadał że nie będzie „strażnikiem żyrandola”, szybko okazał się żyrantem niekonstytucyjnych kaprysów prezesa.
A miało być tak pięknie. Jeszcze na początku sierpnia Duda miał usta pełne frazesów o wspólnocie, solidarności i szacunku: „Zacznijmy odbudowywać wspólnotę. Ludzie marzą o takiej wspólnocie, jaka powstała w latach 80., gdy powstała Solidarność. Dlatego mówię dzisiaj do ludzi o różnych poglądach, różnym światopoglądzie, wierzących i niewierzących – proszę o wzajemny szacunek”.
Dziś wyraźnie widać, że ze wspólnoty ostał się wspólny interes polityczny PiS, a z wzajemnego szacunku drwiące uśmieszki przedstawicieli partii rządzącej, która nie dopuszcza do debaty sejmowej o swoich pomysłach.
Jakaś tam Konstytucja nie stanie na drodze pisowskiemu „dobru narodu” (owacja na stojąco dla Kornela Morawieckiego). W końcu to PiS demokratycznie wygrał wybory, więc teraz może robić, co mu się żywnie podoba. „Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?”.
Politycy PiS-u błędnie utrzymują, ze wygrane wybory to weksel in blanco, który pozwala okazicielowi na zrobienie wszystkiego. Nie mając mandatu społecznego do zmiany Konstytucji (nie uzyskali wystarczająco dużego poparcia), PiS próbuje de facto unieważnić Konstytucję poprzez unieszkodliwienie Trybunału Konstytucyjnego; robi z niego grupkę osób, które tylko wypowiadają swoje opinie. W ten sposób cała władza powędruje w ręce partii Prawo i Sprawiedliwość, która będzie mogła np. uzależnić wypłacanie 500 zł na dziecko od tego, czy rodzice zawarli ślub w Kościele rzymskokatolickim (lub zastosować inne dyskryminacyjne kryteria, jak w Nysie), czy na wzór rosyjski zdelegalizować coming out. Bez Trybunału Konstytucyjnego co ich powstrzyma?
Łamanie Konstytucji przez prezydenta Andrzeja Dudę jest niebezpiecznym precedensem na wielu płaszczyznach. Skoro prezydent może łamać Konstytucję, to dlaczego inny obywatel Polski nie może łamać prawa? Jeśli PiS wywraca stolik, to dlaczego inni mają nadal stosować się do reguł gry? Gdy partia rządząca stawia się ponad prawem, co oprócz nagiej siły państwa może skłonić społeczeństwo do jego przestrzegania?
Prezydent Duda i jego pisowscy akolici wiedzą, że służą złej sprawie – próbują zaklinać rzeczywistość w mediach, tworząc karkołomne konstrukcje. Gdy jednak przychodzi do konkretów, wiją się jak poseł Ast przed Trybunałem Konstytucyjnym. Rządy PiS prędzej czy później się skończą, a odpowiedzialność za łamanie Konstytucji pozostanie.
**Dziennik Opinii nr 343/2015 (1127)