Jest w Warszawie pomnik, który uchodzi za niewinny, a powinien zniknąć. Małego Powstańca należy wreszcie zwolnić ze służby.
Jest w Warszawie pomnik, który uchodzi za niewinny, a powinien zniknąć. Nie proponuję jego zburzenia, bo nie mam akurat na myśli żadnego dyktatora czy antysemity spośród okupujących dziś warszawskie cokoły. Chodzi mi o Małego Powstańca, którego należy wreszcie zwolnić ze służby.
Wiele znaczeń, które lubimy łączyć z powstaniem, skupia się w chłopczyku z karabinem w za dużym hełmie. Walka przerasta go pod każdym względem, ale on znajduje siłę, by ją podjąć. Śmiałe spojrzenie pokazuje, że jest gotów wiele poświęcić w imię orła zdobiącego hełm. Wiemy, że nie ma szans wygrać. Jest idealną ofiarą: niewinną, słabą i szlachetną.
Pomnik jest jednak oszustwem. Za duży niemiecki hełm m42 ma nieco powyżej 20 centymetrów średnicy. Nie dziwi zatem, że odstaje od głowy kilkuletniego chłopca. Spójrzmy dalej na karabin. To niemiecki pistolet maszynowy MP 40. Jego długość to 62 centymetry. Gdyby hełm i pistolet były w tej samej skali, MP 40 z pomnika musiałby być o 1/3 dłuższy. Celowe zmniejszenie skali karabinu sugeruje, że broń świetnie pasuje do rozmiarów dziecka, a ono samo nadaje się do walki.
Pomnik jest też nadużyciem jako metafora. Dziecko reprezentujące powstanie to sposób na uniknięcie oceniania decyzji o jego wybuchu. Próba dokonania jakiegoś bilansu staje się bowiem równoznaczna z lekceważeniem dziecięcej ofiary i jej prostodusznego zaangażowania. Podejmujący tę decyzję byli jednak dorośli i jej konsekwencje rozważać trzeba wedle „dorosłych” kryteriów.
Tam, gdzie pomnik nie jest nadużyciem, zdając sprawę z udziału dzieci w powstaniu, jest z kolei nie do zaakceptowania. Wciąganie dzieci do prowadzenia wojny ma w sobie coś z gwałtu. Wykorzystuje się osobę słabą, niezdolną do samodzielnego działania i zależną od dorosłych po to, by zaspokoić ich pragnienia i interesy. Sięganie po dzieci jako żołnierzy jest dla narodu hańbą. Oznacza pogardę dla życia i niepohamowaną instrumentalizację ludzi. Jeśli już coś takiego miało miejsce, zamiast gloryfikacji należy się krytyka albo przynajmniej milczenie.
Postawmy na murach starówki inny pomnik. Niech nie będzie to chłopiec, którego narodowa mitologia przygotowuję na ofiarę, ale dzieci obojga płci. Niech się bawią, czyli robią to, co dzieci robić powinny.
A w sierpniu zakładajmy im czarne opaski na wspomnienie wszystkich małych ofiar powstania.