Lubiłem patrzeć na świat tak, jak on. To w ogóle ważny moment, kiedy ktoś przedstawia ci swoją wewnętrzną optykę, ustawia ostrość, wyjaśnia kolory i odcienie.

Lubiłem patrzeć na świat tak, jak on. To w ogóle ważny moment, kiedy ktoś przedstawia ci swoją wewnętrzną optykę, ustawia ostrość, wyjaśnia kolory i odcienie.
Czołgi stoją w winoroślach, brudne, zakurzone i ciepłe, jak zwierzęta. W środku pachną smarem. Przerażająco pachną.
W tym roku mój stary będzie miał siedemdziesiątkę. Jest dzieckiem wojny. Czasami dzwoni, żeby zapytać, co słychać. A ja używam jego słów. Powtarzam jego błędy.
Ludzie po obu stronach ukraińskiej wojny nie przestali być ludźmi.
O polityce w ogóle nikt nie mówi. Może się boją, a może się nią zmęczyli.
Wszystko, co się teraz dzieje – to wojna.
Kraj wygląda na zmęczony, codziennie musi zajmować się niezbyt wesołymi sprawami, jednak się nie poddaje, próbuje się wygrzebać.
Na wojnie ciągle mówi się o politykach. Wojskowi z nienawiścią i pogardą, cywile z rozpaczą i niezrozumieniem.
O referendum i separatystach mówią niechętnie. Mówią, że nigdzie nie chodzili. Całkiem możliwe, że tak właśnie było. Co to teraz za różnica?
Nie można usłyszeć Donbasu. Regiony przemysłowe nie mają głosu. Głosy mają żywi ludzie. Każdy swój.
W grudniu można by obchodzić jakiś międzynarodowy dzień utraty wszystkich oczekiwań i wielkiego końca wszelkich nadziei.
Najtrudniej wyobrazić sobie, co będzie za linią frontu. Czy będzie Boże Narodzenie? Czy tylko noc sylwestrowa? Jaką mają koncepcję? Nie ironizuję.