Nie potrafię sobie wyobrazić, co pomyślałabym o nowej książce Mario Vargasa Llosy, gdybyśmy się nie znali

Nie potrafię sobie wyobrazić, co pomyślałabym o nowej książce Mario Vargasa Llosy, gdybyśmy się nie znali
Kiedy widzę, że prawie tysiącstronicową powieść napisała 28-letnia pisarka, ogarnia mnie podziw, a nawet – nie ukrywajmy – trochę jej zazdroszczę.
Pisarz w przeciwieństwie do autora żyje i w jakiś sposób gospodaruje swoją prywatnością i wizerunkiem.
Z pewnością pracuje już nad nią sztab PR-owców, żeby dostosować jej ekspresję do normy ogólnoludzkiej, czyli męskiej.
Skoro wartością jest ograniczanie cierpienia, to dlaczego nie mielibyśmy stosować tej zasady konsekwentnie wobec wszystkich istot obdarzonych psychiką i zdolnych do cierpienia? No dlaczego?
Zaletą kobiet na stanowiskach w polityce, w mediach są niekoniecznie ich poglądy, tylko to, że istnieją i naocznie pokazują, iż świat składa się z kobiet i mężczyzn.
Alexandrze Fuller udało się stworzyć fantastyczny portret swojej matki. Oraz opowiedzieć – z wielką empatią – o „plemieniu” białych Afrykanów, nie mniej ciekawych od ludu Igbo.
Może to jest właśnie mechanizm wykluczający – założenie, że książka feministki nie jest o polskim społeczeństwie, tylko o jakiejś partykularnej grupie.
Niewypowiedziane i niewysłuchane krzywdy zamieniają się w pogardę i nienawiść, która przekazywana jest innym w nieskończoność, jak gorący kartofel, ale zawsze tym słabszym.
Jasno widać, że nikt nie chce umierać za Ukrainę i te dwa mocarstwa, Rosja i Europa, wspomagana przez Stany Zjednoczone i NATO, właśnie ustalają nową granicę.
Historia Polski opowiadana przez Cherezińską jest daleka od pruderii.
Bargielska wierzy, że Chazan kieruje się życzliwością dla kobiet. A ja wierzę, że życzliwością dla płodów i wiarą w to, że człowiek od poczęcia itd.