„Bachor” głośno mówi to, czego pisma rodzicielskie głównego nurtu powiedzieć nie mogą, czy też nie potrafią.
Istnienie internetowego magazynu „Bachor” ukrywałam przed Wami – trochę z obawy przed linczem (no tak, matka-feministka, czyli potwór), a trochę dlatego, że „Bachor” może się okazać konkurencją dla mego chlebodawcy, czyli „Dziecka” .
„Bachor” głośno mówi to, czego pisma rodzicielskie głównego nurtu powiedzieć nie mogą, czy też nie potrafią. To, co wszystkie znane mi matki szepcą czasem między sobą, rumieniąc się ze wstydu i rozglądając ukradkiem, czy aby nikt nie podsłuchuje. W wersji szczerej ten głęboko przez naszą cywilizację skrywany przekaz brzmiałby jakoś tak: NO, NIE MOGĘ, JUŻ NIE MOGĘ, MAM OCHOTĘ GO UDUSIĆ, DZIECKO TO KOSZMAR! Wersja ocenzurowana jest taka: NIE WIEM JUŻ, CO MAM ROBIĆ. KOCHAM GO NAD ŻYCIE, ALE CZASEM MYŚLĘ, ŻE SIĘ NIE NADAJĘ NA MATKĘ!
Po tym podszytym rozpaczą i bezradnością wyznaniu następuje opowieść. O tym, że kochane słoneczko zjadło nam pół szminki Chanel, a drugie pół wgniotło w dywan. Albo o tym, że od dwóch tygodni nie jesteśmy w stanie obciąć synkowi paznokci u nóg (umyć głowy, zmierzyć gorączki – niepotrzebne skreślić), bo na widok nożyczek (szamponu, termometru) synek wije się i wrzeszczy, po czym nam puszczają nerwy, co zresztą obcięcia paznokci nie ułatwia. O tym, że Michaś niemal odgryzł nos Beatce, Beatka zdzieliła go deską klozetową, po czym oboje trzeba było zawieźć na ostry dyżur. Albo o tym, jak korzystając z nieuwagi rodziców, Mateuszek ze Stasiem metodycznie wylizali od środka okno w restauracji. I o tym jeszcze, że po lekturze książki o psychice dwulatków (tej, co zaleca spokój oraz konsekwencję) przez półtorej godziny negocjowaliście z dzieckiem odłożenie na półkę zabawek. Co było potem, dopiszcie sobie sami. Tylko nie mówcie, że nigdy nie puszczają wam nerwy albo że wasze dzieci sprzątają z własnej woli.
„Bachor” (podtytuł: „Bezradnik dla nieudacznych rodziców”) to lektura dla tych, którzy podobnych horrorów mają w repertuarze kilkanaście, ale boją się nimi dzielić, bo wiedzą, że wypada być rodzicem kompetentnym, czułym i spełnionym. Takim, który z dzieckiem sobie radzi bez problemów, mimochodem, bo poza tym realizuje się w pracy, ćwiczy na siłowni, chadza do kina i teatru, a w wolnych chwilach czytuje dzieła noblistów. „Bachor” to podziemie, opozycja, partyzantka. To samizdat dla tych, którzy z trudem się wyrabiają i mają po dziurki w nosie rodzicielskiej propagandy sukcesu.
Zaczyna się od ostrzeżenia: „…zastanów się, czy jesteś gotowa/y na odbiór treści ironicznych, strasznych, mrożących krew w żyłach i rozgotowujących ludzkie mózgi”. Dalej lecą instrukcje (jak zastraszyć bachora, żeby siedział cicho; jak go skutecznie podrzucić), zdjęcia (bachory zaplute i rozmazgajone), porady (jak się wyłgać z karmienia piersią), przepisy kulinarne (zrównoważony posiłek: popcorn z keczupem). A zresztą, poczytajcie sami.
„Bachor” to odtrutka na wychowawczo-rodzicielskie ideolo. Jego dwa dogmaty głoszą, że: (a) dziecko to skarb, cud i nieustanne źródło radości i (b) ty masz niezmierzone zapasy czasu, sił, cierpliwości oraz pieniędzy. Oba te dogmaty są zgubne dla zdrowia psychicznego rodziców. Jasne, kochamy je nad życie. Ale bywają też NIEZNOŚNE, a my miewamy DOŚĆ. Rodzicielstwo to przygoda męcząca i kosztowna. Oprócz wzruszeń jest też nuda, irytacja, wściekłość. Szkoda, że współczesna kultura nie daje ujścia mroczniejszej stronie rodzicielstwa. Nam by to pomogło, a dzieciom by nie zaszkodziło.
***
PS Wszystko, co dobre, jak wiadomo, kiedyś się kończy. Kończy się też mój urlop wychowawczy i moja przygoda z „Dzieckiem”. Tym papierowym, bo dziecko z krwi i kości, czyli Staś – zostaje. I właśnie marudzi, że chce soczku. Z postów na forach oraz listów, które dostawałam, wynika, że moja równościowa pisanina wiele osób irytowała. Jest to dla feministki ważnym źródłem satysfakcji. A jednak żegnam się z Wami, drogie czytelniczki i czytelnicy, z nadzieją, że od czasu do czasu udało mi się Was także rozbawić lub skłonić do refleksji. Do zobaczenia przy piaskownicy!
Felieton ukazał się w miesięczniku „Dziecko”.