Świat

Finowie uczą dzieci walczyć z fake newsami. Czego może się nauczyć Polska?

Finlandia od lat uczy dzieci, jak rozpoznawać fake newsy i nie dać się manipulacji – od przedszkola aż po szkołę średnią. To część szerszego systemu opartego na zaufaniu do instytucji i edukacji. Polska w tym czasie zostaje praktycznie bezbronna wobec dezinformacji.

Koleżanka z pracy gorączkuje się na temat oświadczenia wydanego rzekomo przez prawników przedsiębiorcy, który wyrwał dziecku z rąk czapkę z autografem tenisisty. Proponowany post na Facebooku pyta: skoro w Ukrainie trwa wojna, to dlaczego Ukraińcy w Kijowie siedzą w kawiarniach? W  najchętniej słuchanym podkaście na świecie, The Joe Rogan Experience, prowadzący pozwala swoim gościom na szerzenie praktycznie każdej teorii, jaka przyjdzie im do głowy.

Dezinformacja jest dziś wszędzie. Dotyka spraw zarówno światowej wagi – ludobójstwa w Palestynie czy kryzysu klimatycznego – jak i tych pozbawionych większego znaczenia. Badania sprzed dwóch lat wskazują, że 85 proc. ludzi obawia się manipulacji w sieci, a 87 proc. uważa, że fałszywe wiadomości już wywarły negatywny wpływ na ich kraj. Popularność AfD czy Donalda Trumpa pokazują, że dezinformacja może być bardzo opłacalnym narzędziem politycznym.

Głowacka: Zacznijmy robić mądrych ludzi sławnymi [rozmowa]

I nie za bardzo wiadomo, co z nią zrobić. Organizacje zajmujące się weryfikacją faktów, jak amerykański PolitiFact czy nasz rodzimy Demagog, nigdy nie będą miały ani wystarczających mocy przerobowych, ani przebicia, by skutecznie rzucić rękawice manipulacjom. Coraz więcej mówi się więc o potrzebie budowania kompetencji medialnych i informacyjnych, by wykształcić w obywatelach „wewnętrznego fact-checkera”. Gdy o tym mowa, regularnie przywołuje się przykład Finlandii.

Finlandia liderem w walce z fake newsami

CNN ogłasza, że Finowie „wygrywają wojnę przeciwko fałszywym wiadomościom”, Fortune sugeruje, że w tamtejszych szkołach już sześciolatki potrafią wychwycić dezinformację. Te krzykliwe nieco nagłówki potwierdzają badania: według bułgarskiego Instytutu Otwartego Społeczeństwa Finlandia od ośmiu lat utrzymuje pozycję lidera wśród europejskich krajów w umiejętnościach odpowiedzialnego korzystania z mediów. Fiński system szkolnictwa jest ponadto nadal stawiany za wzór do naśladowania, pomimo pogarszających się w ostatnich latach wyników międzynarodowych ewaluacji.

Te sukcesy nie oznaczają oczywiście, że Finlandia uodporniła się na manipulację. – W mediach głównego nurtu dezinformacja nie jest dużym problemem, ale napotykamy jej dużo w mediach społecznościowych – mówi w rozmowie z Krytyką Polityczną Joonas Pörsti z fińskiej organizacji fact-checkingowej Faktabaari. – Mamy YouTuberów i podkasty, zazwyczaj prowadzone przez osoby o prawicowych poglądach, a także dezinformacyjne narracje przychodzące z zagranicy, na przykład ze Stanów Zjednoczonych. Teraz, gdy doszło do tego wykorzystywanie sztucznej inteligencji, nie mamy pojęcia, ile dezinformacji rozpowszechnia się tymi kanałami.

Narracje, które przytacza Pörsti, znamy i z polskiego internetu. To m.in. dyskredytowanie zamkniętej przez Donalda Trumpa Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego, przedstawianie Unii Europejskiej jako organizacji o orwellowsko cenzorskich zapędach, historie o celebrytach przekupywanych przez amerykańskie władze, by wyrażali wsparcie dla Wołodymyra Zełenskiego. Finowie mierzą się również z dezinformacją wymierzoną konkretnie w ich kraj.

Szczególnie aktywna jest tutaj Rosja, z którą Finlandia dzieli jedną z najdłuższych w Europie granic. Szerzy narracje o odbieraniu Rosjanom dzieci przez fińskie władze, o zagrożeniu utratą suwerenności w związku z  dołączeniem do NATO oraz o planowanej mobilizacji wojskowej przeciwko Rosji. Niektórzy przedstawiciele rosyjskiej mniejszości w Finlandii po cichu wspierają reżim Putina, krytykują zamknięcie granic pomiędzy Rosją a Finlandią i próbują przemycać prorosyjskie narracje do lokalnego politycznego krwiobiegu.

– Rosja ma trudności z rozsiewaniem swojej dezinformacji w Finlandii – zaznacza jednak Pörsti. – Myślę, że jesteśmy trudnym celem dla rosyjskiej dezinformacji, z powodu naszej historii i naszego zrozumienia, jakim krajem jest Rosja.

Ale „zrozumienie, jakim krajem jest Rosja” to zaledwie jeden element układanki. Polacy – przynajmniej ci, którzy nie omijali lekcji historii – również zdają sobie sprawę z historycznych zaszłości pomiędzy naszymi narodami i imperialnych zakusów Kremla. Pomimo tego narracje idące na rękę Rosji trafiają u nas na podatny grunt, docierając nawet do politycznego głównego nurtu. W Finlandii kluczem w budowaniu odporności na dezinformację – nie tylko tę rosyjską – jest system edukacji.

Dezintegracja. Jak nie ulegać rosyjskim prowokacjom (i nie wyrzec się praw człowieka)

Multiliteracja. Jak fińskie szkoły uczą krytycznego myślenia

W 2014 roku Finowie wprowadzili do swojego programu nauczania nowy element, nazwany „multiliteracją” – to pojęcie-parasol dla szerokiego zestawu umiejętności komunikacyjnych w coraz bardziej zróżnicowanym krajobrazie mediów tradycyjnych i cyfrowych, nowoczesnych technologii i kulturowej różnorodności. Leo Pekkala, zastępca dyrektora Narodowego Instytutu Audiowizualnego, który  odpowiada za promowanie edukacji medialnej w fińskich szkołach, zaznacza jednak, że nie była to żadna rewolucja.

– Nie powiedziałbym, żeby była to drastyczna zmiana – wyjaśnia. – Te tematy były częścią edukacji szkolnej w Finlandii przez dekady – po prostu przez ostatnie dziesięć lat zaczęliśmy pochylać się więcej nad tematami dezinformacji czy teorii spiskowych. W fińskich szkołach nawet kilkuletnie dzieci uczą się, jak można manipulować przekazem przy pomocy słów czy obrazu, a wraz z rozwojem umiejętności krytycznego myślenia tematyka zajęć staje się bardziej zaawansowana. Na lekcjach pojawiają się więc m.in. kwestie weryfikacji źródeł, manipulacji kontekstem, przekazu podprogowego oraz przedstawiania narracji.

Pekkala zauważa przy tym, że poza edukacją kluczowe w budowaniu odporności na fałszywe informacje jest zaufanie do publicznych instytucji. –W Finlandii nadal mocno wierzymy w demokrację, w nasz system polityczny. Wierzymy w nasz system edukacji, w system opieki zdrowotnej oraz ubezpieczeń społecznych; wierzymy, że policja i armia wykonują swoją pracę. Wierzymy w to wszystko, bo to działa. Ale to także coś, czego nauczamy w szkole. Każde dziecko dowiaduje się, jak działa społeczeństwo: o tym, jak funkcjonuje system polityczny, że istnieją różne partie z różnymi motywacjami, że nasze opinie mogą i będą się od siebie różnić, i że nie ma w tym nic złego. Uczymy się, że wszyscy stanowimy część tego samego społeczeństwa i musimy współżyć ze sobą w cywilizowany sposób.

– Czyni to fiński model praktycznie niemożliwym do przeniesienia na inny grunt – ocenia w rozmowie z Krytyką Polityczną dr Kari Kivinen, ekspert pracujący w Urzędzie Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej i współpracownik Faktabaari. – Zaczynamy tę edukację tak wcześnie i w tak systemowy sposób, od przedszkola do szkoły średniej, że bardzo trudno to skopiować.

W Polsce podobnego zaufania do instytucji nie ma i trudno jest sobie wyobrazić, jak można byłoby je na szybko zbudować. Niedawne wprowadzenie nowych przedmiotów – nieobowiązkowej edukacji zdrowotnej oraz obowiązkowej edukacji obywatelskiej, w program której wchodzi m.in. budowanie lepszego zrozumienia polskiego systemu politycznego oraz identyfikowanie fałszywych wiadomości – spotkało się z protestami. Przeciwnicy reformy sugerowali, że lekcje te będą uczniów demoralizować oraz indoktrynować ideologicznie.

Jak odróżnić prawdę od fejku? To problem edukacyjny, ale i polityczny

czytaj także

Większym problemem są dorośli

Fińska odporność na dezinformacje ma swoje luki. Dostęp do Facebooka, TikToka czy Instagrama mają bowiem nie tylko uczęszczające do szkół dzieci i nastolatkowie. – Problemem jest dotarcie do dorosłych, którzy już opuścili system edukacji i którzy mają luki w umiejętnościach korzystania z zasobów cyfrowych – wymienia Kivinen.

Instytucje publiczne mają tu dość ograniczone pole manewru – nie sposób wymusić na  dorosłych obywatelach edukacji antydezinformacyjnej. Lukę w kompetencjach korzystania z mediów cyfrowych starają się więc zakopać organizacje pożytku publicznego, takie jak właśnie Faktabaari. Często zresztą współpracują one ze stowarzyszeniami zajmującymi się edukacją dorosłych czy pomagającym seniorom. Trzeci sektor, wspólnie z instytucjami kultury takimi jak biblioteki, prowadzi więc dobrowolne szkolenia dla osób starszych z zakresu edukacji medialnej.

Organizacje pozarządowe pomagają też dokształcać nauczycieli. – Kiedy w 2014 roku w życie wszedł nowy program nauczania, zawierający koncept multiliteracji, nauczyciele byli w tym trochę pogubieni – wspomina Kivinen. –Istnieje ogromna potrzeba rozwoju zawodowego u pedagogów. Rozwój technologii cyfrowych czy umiejętności z zakresu korzystania ze sztucznej inteligencji to coś, co zmienia się tak szybko, że żaden narodowy system nie może za tym nadążyć. Ale my, jako mniejsza organizacja, potrafimy być szybsi i bardziej elastyczni.

Cyfrowi tubylcy w świecie kłamstw. Czy młodzi potrafią odróżnić prawdę od wytworów AI?

W Polsce tego rodzaju sojusz trzeciego sektora z państwowym systemem edukacji nie istnieje. Krokiem w dobrym kierunku wydaje się fakt, że organizacje pozarządowe, takie jak Demagog, były konsultowane w trakcie pisania programu wprowadzonej od tego roku szkolnego edukacji obywatelskiej. Wspomniane stowarzyszenie prowadzi także warsztaty dla chętnych klas i nauczycieli, ale to nie wystarczy, by systemowo załatać luki w budowaniu odporności na fałszywe wiadomości.

Czy wojnę z dezinformacją w ogóle można wygrać?

Szczególnie, że edukacja dotycząca dezinformacji zawsze będzie o krok w tyle za samą dezinformacją. Program stworzony przez fińskich edukatorów w 2014 roku był nowatorski i nawet dziś zawiera wiele elementów nieobecnych jeszcze w innych europejskich szkołach, a jego zrewidowana wersja z 2022 roku obok multiliteracji kładzie dodatkowy nacisk na kompetencje cyfrowe. Nawet ona traci jednak na aktualności. Sztuczna inteligencja, szerzące fałszywe informacje chatboty operujące na dużych modelach językowych, wygenerowane przez prompty materiały wideo – nie nadążają za tym nawet najbardziej zawzięci edukatorzy.

Sprawę komplikuje fakt, że pomimo sukcesów w zakresie edukacji medialnej, w Finlandii do głosu dochodzą populistyczne partie prawicowe. W ostatnich wyborach Partia Finów uzyskała 20 proc. głosów, co dało jej status drugiej siły w parlamencie i pozwoliło na wejście do koalicji rządowej. W nowym gabinecie skrajna prawica przejęła m.in. Ministerstwo Finansów, co przełożyło się na poważne cięcia w zakresie oświaty i propozycje zakończenia działalności Narodowej Agencji ds. Edukacji. – To dziwaczna zależność, że im więcej politycy mówią o tym, jak ważna jest kwestia umiejętności korzystania z mediów, tym mniej pieniędzy jest przeznaczane na ten cel – podsumowuje dr Pekkala.

Nagłówki głoszące zwycięstwo w wojnie z fałszywymi wiadomościami w Finlandii należy więc włożyć między bajki – to  walka, która wciąż trwa. Fiński model zbudowany na społecznym zaufaniu do instytucji publicznych oraz mediów głównego nurtu nie zdaje egzaminu w stu procentach. Przenieść go na inne grunty raczej się nie da, ale warto spróbować się czegoś z niego nauczyć. Polscy edukatorzy mogliby skorzystać m.in. na pogłębionej i wpisanej w system współpracy z wyspecjalizowanymi w tematyce dezinformacji organizacjami trzeciego sektora. Można także czerpać inspiracje z walki z konkretnymi fałszywymi narracjami – wiele z tych, które omawia się w fińskich szkołach, można spotkać i u nas.

Trzeba jednak zaakceptować, że sama edukacja nie wystarczy. Społeczną odporność na dezinformację będzie bardzo trudno budować bez odpowiedniej legislacji na europejskim poziomie. – Naszym priorytetem powinna być jest regulacja platform społecznościowych. To można zrobić wyłącznie poprzez wspólną akcję unijną, np. przez Akt o usługach cyfrowych oraz przez monitorowanie platform – uważa Joonas Pörsti. – Oprócz tego musimy budować umiejętności korzystania z informacji cyfrowych oraz demaskowania fałszywych wiadomości. Musimy uczyć ludzi, jak działają platformy, jak mogą manipulować algorytmy, jak sztuczna inteligencja może być wykorzystywana przez obce siły. Na tych frontach nadal jest wiele do zrobienia.

*

Jakub Mirowski – magister filologii tureckiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, niezależny dziennikarz, którego artykuły ukazywały się m.in. na łamach OKO.Press, Nowej Europy Wschodniej, Balkan Insight czy Krytyki Politycznej. Zainteresowany przede wszystkim wpływem globalnych zmian klimatycznych na najbardziej zagrożone społeczności, w tym uchodźców i mniejszości, a także rozwojem i ewolucją skrajnie prawicowych ruchów i ideologii.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij