Kraj

Na brak prądu zielony prąd? Wnioski z blackoutów [rozmowa]

Czy Europa staje się coraz bardziej narażona na blackouty? Praga, Madryt, a wcześniej nawet Lazurowe Wybrzeże – w ostatnich miesiącach wiele regionów doświadczyło poważnych przerw w dostawach prądu. Winne OZE? Niekoniecznie, tłumaczy Dominik Madej z Polskiej Zielonej Sieci. A czy Polska jest gotowa, by przejść przez transformację energetyczną bez gaszenia świateł?

Paulina Januszewska: Co wiemy na temat przyczyn blackoutu w Czechach?

Dominik Madej: To, co się tam wydarzyło, nie jest blackoutem w klasycznym rozumieniu tego słowa. Przerwa w dostawie energii rzeczywiście była spektakularna, ale objęła prawobrzeżną Pragę oraz część regionów na północy i zachodzie kraju, zaś blackout to sytuacja, w której cały system energetyczny pada i trzeba go stawiać od nowa.

W Czechach doszło najprawdopodobniej do awarii linii przesyłowej, która wyprowadza energię z jednego z bloków konwencjonalnej elektrowni na węgiel brunatny. To zdarzenie wywołało kaskadę wyłączeń, m.in. podstacji, motywowanych względami bezpieczeństwa. W efekcie część kraju została odłączona od sieci, ale system jako całość nie upadł. Wręcz przeciwnie – działał mimo tak pokaźnej awarii, co stanowi raczej dowód na jego siłę i odporność.

Na razie to tylko poszlaka. Rząd czeski zlecił śledztwo, które ma ustalić dokładne przyczyny całego zdarzenia.

Czy węgiel przyniósł robotnikom wolność? [podcast]

To jednak nie pierwszy taki przypadek w ostatnim czasie w Europie. Niedawno mieliśmy do czynienia z poważną awarią, która pozbawiła prądu Półwysep Iberyjski. Czy możemy łączyć te sytuacje i czy rację mają ci, którzy twierdzą, że w Hiszpanii tak naprawdę zawiodło sukcesywne przestawianie tamtejszej energetyki na odnawialne źródła? 

Zarzuty wobec odnawialnych źródeł energii pojawiają się regularnie od mniej więcej dekady, zwłaszcza ze strony prawicy, negacjonistów klimatycznych, osób uprzedzonych do zmian lub sympatyzujących ze źródłami konwencjonalnymi i lobbujących za przedłużaniem życia paliwom kopalnym w systemach elektroenergetycznych. Po każdej większej awarii najłatwiej jest zrzucić winę na niesterowalne zasilanie wiatrem czy słońcem i „zielone szaleństwo”, mimo że problem zazwyczaj leży gdzie indziej. Tej narracji często ulegają także nawet szanowani eksperci od energetyki.

Warto jednak zauważyć, że takie mocne opinie zarówno w przypadku Hiszpanii, jak i Czech, pojawiły się dosłownie kilka godzin od awarii, a to zbyt mało czasu na zdobycie rzetelnych informacji i ocenę przyczyn. W Unii Europejskiej każdy kraj członkowski ma trzy miesiące na przedstawienie raportu z czynności wyjaśniających awarię. To proces, który wymaga czasu i który hiszpańskiemu rządowi poszedł sprawnie, ale wciąż zajął 49 dni.

Bendyk o Polsce 2030: Zielona transformacja będzie trwać. Zmieniają się słowa, ale nie cele

Jakie są wnioski?

Rządowy raport mówi jasno, że doszło do splotu kilku zdarzeń o podłożu technicznym, a jednocześnie zaniechań po stronie operatorskiej, w tym do błędu operatora systemu w obliczeniach dotyczących rezerwy mocy.

Blackout wydarzył się 28 kwietnia. Dzień wcześniej około godziny 20 okazało się, że jedna z elektrowni, która miała według planu świadczyć usługi kontroli napięcia, nie będzie dostępna. Mimo to operator nie zdecydował się na zastąpienie tej niedostępnej elektrowni nową, a wyliczył – najwyraźniej błędnie – że gotowość pozostałych bloków energetycznych wystarczy. Kiedy w sieci pojawiły się anomalne oscylacje częstotliwości prądu i doszło do wzrostu napięcia, było już za późno, żeby uruchomić dodatkową elektrownię.

Ponadto bloki, które miały wziąć na siebie stabilizację parametrów prądu w sieci, włączyły się dużo wcześniej, niż przewidywały to procedury – prawdopodobnie po to, by chronić się przed awariami i dodatkowymi kosztami. OZE ostatecznie się więc wyłączyły, ale tylko dlatego, że awaria dotknęła całego systemu. Nie one były przyczyną. Hiszpański raport kategorycznie wykluczył też atak cybernetyczny.

Podobnie sytuacja wygląda w Czechach – tu także trudno mówić o ingerencji z zewnątrz, akcie dywersji czy sabotażu, chociażby dlatego, że media branżowe już od pewnego czasu donosiły, że z linią, która najprawdopodobniej uległa awarii, są problemy i że będzie ona potrzebować remontu przed terminem wskazywanym przez operatora. Jednak znów – na konkluzywne ustalenia trzeba będzie czekać.

Czy można jednak zapobiec podobnym awariom, tak aby już nigdy nie wydarzyły się na podobną, czy nawet większą skalę? Slavoj Žižek pisze na naszych łamach, że na to pytanie „trzeba jasno i jednoznacznie odpowiedzieć: nie”. Wskazuje, że za sprawą globalnej łączności „dowolny taki system można upośledzić choćby drobną ingerencją w jednym z wielu punktów dostępu”. Ma rację?

Podam przykład. Podczas festiwalu w Cannes w okolicach Lazurowego Wybrzeża dochodziło do przerw w dostawie prądu, prawdopodobnie właśnie przez próby sabotażu. Takie zagrożenie istnieje więc zawsze, ale nie w każdym przypadku awaria jest efektem działań z zewnątrz. Akty, o których pisze Žižek, są jak najbardziej możliwe, występują i będą występować. Nie tak dawno zastanawialiśmy się, czy ogień na stacji stołecznego metra Racławicka nie był działaniem rosyjskim. Sęk tkwi nie tylko w strategiach zapobiegania, lecz także przygotowania na takie sytuacje poprzez tworzenie i wdrażanie odpowiednich procedur bezpieczeństwa i reagowania, a przede wszystkim zdolność systemu energetycznego do przetrwania awarii.

Wszystko, co chcecie wiedzieć o zagrożeniu powodziowym, ale rząd wam nie powie [rozmowa]

Przekonuje się nas, że OZE są odpowiedzią zarówno na skutki zmiany klimatu, jak i na problemy związane z tradycyjnie rozumianym bezpieczeństwem. Jednak nawet hiszpański premier wskazał, że modernizacja infrastruktury zdaje się nie nadążać za rozwojem energetyki odnawialnej i że zmiana tego stanu rzeczy jest priorytetowym zadaniem na przyszłość. Jak ta sytuacja przedstawia się w Polsce? Czy nasze sieci są gotowe na rosnący udział energii ze źródeł odnawialnych?

Trudno to ocenić w kategoryczny sposób, ponieważ większość danych, które pozwalałyby przeprowadzić takie analizy, nie jest publicznie dostępna. Posiadają je jedynie operatorzy, a i oni wykonują analizy w ograniczonym zakresie dokładności. Niewątpliwie jednak fakt, że w Polsce wytwarzamy energię z OZE, już teraz staje się niekiedy remedium na bolączki całego systemu.

W jaki sposób?

Pozwala uniknąć pewnych niedoborów, gdy na przykład elektrownie cieplne mają problem z chłodzeniem w czasie upałów. We Francji z ograniczeniami produkcji energii podczas tegorocznej fali upałów zmagała się niemal cała flota elektrowni atomowych. W Polsce większość OZE pochodzi z fotowoltaiki prosumenckiej, która nie jest sterowalna w tym sensie, że operator nie może w czasie rzeczywistym włączyć albo wyłączyć tej instalacji.

Klimatyczna dezinformacja i węglowy polexit. Czy możemy zerwać z Zielonym Ładem?

Nigdy? 

Istnieje automatyka w falownikach, ale ona działa tylko w najbardziej kryzysowych sytuacjach, czyli gdy na przykład parametry prądu w sieciach niskiego napięcia drastycznie się zmienią. Generalnie jednak jest niesterowalna i to może powodować problemy, zwłaszcza że mówimy już o ok. 12 gigawatach z takich źródeł, w systemie, który ma w sumie około 60-70 GW. Polski operator – Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) – zgłosił np. ostatnio postulat w tak zwanym pakiecie antyblockoutowym, aby móc zdalnie sterować instalacjami prosumenckimi. Skoro dziś właściciel może sprawdzić produkcję przez telefon, operator mógłby również mieć możliwość zarządzania tym źródłem.

Znowu jednak musimy pamiętać, że niezawodność jest cechą systemu, a nie danego źródła czy zasobu, dlatego tak ważne jest odpowiednie planowanie i analizy z poziomu całego systemu elektroenergetycznego. W tym momencie głównym problemem transformacji energetycznej jest fakt, że mamy do czynienia ze zmianą paradygmatu planistycznego.

Co dokładnie masz na myśli?

W przypadku źródeł konwencjonalnych i dużych sterowalnych elektrowni podłączanych do systemu poziom skomplikowania był stosunkowo niski, analizy sieciowe relatywnie łatwe do przeprowadzenia, a przewidywalność – większa, w tym sensie, że praca systemu nie zależała od pogody. Teraz przechodzimy jednak na źródła odnawialne, wymagające zupełnie innych metod planowania i modelowania sieci. Często narzekamy, że w Polsce jesteśmy bardzo do tyłu z transformacją, i to jest, rzecz jasna, prawda. Jednak i państwa europejskie, które znajdują się na bardziej zaawansowanym etapie tego procesu, mają problemy z wdrażaniem odpowiednich metod analitycznych.

Siedem kroków do prawdziwej transformacji energetycznej

Potrzebujemy zintegrowania procesu planistycznego, zarówno na szczeblu krajowym, jak i międzynarodowym. W taki sposób, by powstała jasna, wspólna strategia. Jeśli do tego nie dojdzie, OZE faktycznie pozostanie problematycznym marginesem, mimo że jest najtańszą i najszybciej rozwijającą się – choć nie jedyną – alternatywą dla paliw kopalnych, w tym tych importowanych z Rosji. Oczywiście nie da się wszystkiego precyzyjnie zaplanować, ale chodzi o to, żeby w jak największym stopniu zracjonalizować proces transformacji energetycznej, nie wyrzucać pieniędzy w błoto.

Ukraina inwestuje w rozproszone OZE jako sposób na ochronę swojej infrastruktury. Czy to podejście może być dla nas wzorem – także w kontekście ochrony przed blackoutami?

Zdecydowanie tak. OZE – zwłaszcza prosumenckie – są mniej podatne na ataki i masowe wyłączenia. Trudniej zniszczyć dziesiątki tysięcy małych instalacji niż jedną dużą elektrownię. Ukraina inwestuje w takie rozwiązania, by zwiększyć swoją odporność. Na przykład, jeśli dojdzie do uszkodzenia sieci wysokiego napięcia, lokalne fragmenty mogą działać wyspowo – niezależnie od głównej sieci – i zasilać infrastrukturę krytyczną, jak szpitale czy szkoły. Warunkiem są odpowiednio liczne źródła i magazyny energii oraz skoordynowanie ich pracy. Kluczowe okazują się także inwestycje w nowoczesną technologię inwerterów, które potrafią samodzielnie generować napięcie i stabilizować pracę mikrosieci. To wszystko wymaga, oczywiście, odpowiedniej koordynacji i planowania, ale doświadczenia Ukrainy pokazują, że rozproszona sieć OZE zapewnia ciągłość dostaw nawet w warunkach kryzysowych.

Wspomniałeś o magazynach energii, a tymczasem Ministerstwo Rozwoju i Technologii przygotowuje rozporządzenie, które może skutecznie zablokować ich rozwój. Gdzie tu logika?

MRiT przygotował bardzo zachowawczy projekt z punktu widzenia standardów bezpieczeństwa magazynów. W projekcie zaproponowano wyśrubowane standardy przede wszystkim co do prawa budowlanego. Rozumiem, skąd wychodzą te obawy, bo technologię domowych magazynów bateryjnych wykorzystujemy od stosunkowo niedawna, ale myślę, że lepszym rozwiązaniem byłoby np. wprowadzenie wspólnych europejskich technicznych standardów bezpieczeństwa, które muszą spełniać baterie. Nie zapominajmy też, że np. wiele osób garażuje samochody niedaleko domu, a przecież w każdym samochodzie jest akumulator, często nawet podobnej pojemności co mały magazyn dla fotowoltaiki.

Bez magazynów nie utrzymamy tempa wzrostu udziału OZE w miksie na obecnym poziomie. Magazyny bateryjne są konieczne do bilansowania systemu – mogą np. w perspektywie godzin magazynować energię z nadprodukcji OZE. Energia wyprodukowana około południa z fotowoltaiki może być zachowana do wykorzystania wieczorem – to znaczna pomoc w zbilansowaniu systemu.

W czerwcu 2025 roku padł rekord – po raz pierwszy w skali miesiąca więcej energii wyprodukowano z OZE niż z węgla.

No właśnie. Im więcej tej energii, tym większe znaczenie będą miały magazyny – zarówno do przechowywania nadwyżek, jak i do stabilizacji systemu w momentach niedoboru. Co więcej, przy odpowiedniej skali magazyny mogą odgrywać kluczową rolę również w sytuacjach kryzysowych. W przypadku blackoutu, kiedy potrzeba szybkiego i dużego zastrzyku energii do restartu systemu, właśnie magazyny mogą się do tego idealnie nadawać.

Z perspektywy rozwoju OZE – nie mówimy tu już o 20 czy 30 gigawatach, tylko docelowo o systemie z potencjałem nawet 100 GW – potrzebujemy narzędzi, które pomogą magazynować energię choćby na kilka godzin i oddawać ją wtedy, gdy jest najbardziej potrzebna. Nie chodzi tu o przechowywanie energii przez tygodnie czy miesiące – technologicznie to dziś nierealne – ale o harmonizację pracy systemu i zwiększenie jego niezawodności. Bez magazynów po prostu nie da się tego osiągnąć.

**
Dominik Madej – ekspert ds. polityki klimatycznej i energetycznej w Polskiej Zielonej Sieci. Interesuje się zagadnieniami z poziomu pracy całego systemu elektroenergetycznego – planowaniem rozwoju sieci oraz modelowaniem systemów energetycznych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Autorka książki „Gównodziennikarstwo” (2024). Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij