„Od ludzi nie oczekuje się tłumaczenia, jak mogą kochać kilkoro dzieci. Niektórym trudniej za to zrozumieć, że można kochać dwóch mężczyzn”.
W pandemicznym roku 2020 mało było w prasie radosnych i zabawnych informacji. Może dlatego taką przyjemność sprawił mi artykuł w sobotnim dzienniku „Dagens Nyheter”, który przeczytałam przy porannej kawie. Była w nim cudowna przekora i jakiś rodzaj wolności od schematów. A pojawił się na stronach poświęconych ekonomii i finansom, których zazwyczaj nie czytam, bo nudne. Tym razem mój wzrok przykuł lead: „W niedużej miejscowości Strömsund mieszkają Linda, Erik i Hampus razem z ósemką swoich dzieci. Trzy dorosłe osoby w związku to sporo korzyści ekonomicznych, ale i wyzwania”.
Tekst traktował o tym, jak planować domowy budżet w rodzinie poliamorycznej. Pomyślałam, że to fascynujące połączenie otwartości myślenia i praktyczności. Szwedzka tolerancja i słynny sunt förnuft (zdrowy rozsądek) w jednym: jest nowa, mało znana konstelacja rodzinna, więc trzeba przemyśleć sprawy organizacji.
Zanim Linda i Erik Fridlandowie spotkali Hampusa Engströma, od 14 lat byli tradycyjnym, monogamicznym małżeństwem. Mieli już czworo dzieci. Hampus był na początku fajnym kolegą z pracy, sam w innym związku i z dzieckiem. Wszystko zaczęło się od przyjaźni, która stawała się coraz bliższa, aż na jakiejś pracowej imprezie cała trójka wylądowała w saunie i znajomość nabrała nowego kształtu.
Artykuł w „Dagens Nyheter” nie traktował o pikantnych szczegółach poliamorycznego związku (czy takowe istnieją? niekoniecznie). Nie było w nim też cienia moralizatorstwa.
Żadnych sugestii typu: czy dzieciom nie dzieje się krzywda? Istotną kwestię stanowił natomiast fakt, że na początku życia w poliamorycznej rodzinie ważne jest wypracowanie sprawiedliwego modelu prowadzenia wspólnych finansów. Erik, Linda i Hampus najpierw liczyli koszty życia procentowo. Ale jak wyliczyć, ile powinien płacić za prąd i jedzenie Hampus w sytuacji, gdy on sam mieszka z Lindą i Erikiem na stałe, ale jego dziecko mieszka z nimi co drugi tydzień?
Rzecz stała się jeszcze trudniejsza, gdy w poliamorycznej rodzinie pojawiło się kolejne potomstwo. W końcu Erik, Linda i Hampus zdecydowali się na wspólną ekonomię, co stało się łatwiejsze dzięki temu, że prowadzą dziś razem firmę, w której wszyscy zarabiają tyle samo. Poza tym od pewnego czasu wszystkie dzieci w rodzinie traktują jak swoje własne, także w wymiarze ekonomicznym, bez względu na to, kto jest biologicznym rodzicem.
czytaj także
Kolejnym wyzwaniem, które wymagało pomocy prawnika, były sprawy dziedziczenia. No bo przykładowo: co zrobić w przypadku nagłej śmierci jednego z dorosłych, z których tylko dwoje pozostaje w związku małżeńskim, żeby nie doszło do sytuacji, gdy któreś z dzieci zechce zbyt szybko otrzymać przynależną mu w spadku część domu, co potencjalnie sprawi, że pozostałych przy życiu dorosłych nie będzie już stać na dalsze w nim mieszkanie?
„Jakieś trzy lata temu – donosił artykuł – rodzina spisała testament. Teraz jest jasno powiedziane, że wszystkie dzieci otrzymają w spadku tyle samo, bez względu na to, kto jest ich rodzicem biologicznym. Warunek jest jednak taki, że będą czekać z otrzymaniem swojej części spadku do czasu, gdy wszyscy rodzice, to znaczy Hampus, Erik i Linda opuszczą ziemski padół”.
Artykuł wydał mi się tak ciekawy i nietypowy, że wrzuciłam go do szuflady. Na zaś. Był pierwszą rzeczą, o której pomyślałam, gdy zdecydowałam się na pisanie książki o miłości. Kiedy zaczęłam szukać nowych informacji o Hampusie, Eriku i Lindzie w oczy wpadł mi kolejny artykuł sprzed paru lat. „Dla nas kochać więcej niż jedną osobę to mieć odwagę na pełną miłość” – mówi Hampus Engström. Jak ładnie, pomyślałam. I może rzeczywiście logicznie?
Po znalezieniu bloga Polyfamiljen oraz profilów rodziny na Instagramie i na YouTube odkryłam, że to niezwykłe stadło uległo kolejnemu powiększeniu. Teraz rodzice mają już dziewięcioro dzieci. Żyją razem także od dziewięciu lat. Pomyślałam, że muszę ich spotkać. Chciałam jechać odwiedzić ich w drewnianym domu w miejscowości Strömsund w Jamtlandii, gdzie nadal mieszkają, ale okazało się, że możemy zobaczyć się na kempingu pod Sztokholmem. Byli akurat w podróży ze swoją gigantyczną (11 metrów długości) przyczepą kempingową. Razem z czwórką najmłodszych dzieci przejechali kawał Norwegii, a teraz wpadli do Sztokholmu, żeby odwiedzić dwudziestoletniego syna, który jest w stolicy na studiach. Jest to biologiczny syn Lindy i Erika, ale Hampus też jest jego tatą. Tak zadecydowali i tak jest.
Kiedy usiedliśmy w przyczepie, dzieci bawiły się na swoich piętrowych łóżkach. Co jakiś czas któreś miało sprawę do rodziców, ale nie przeszkadzało nam to specjalnie w rozmowie. Troje rodziców łatwiej dzieli uwagę pomiędzy sprawy dużych i małych, co trzy głowy, to nie dwie.
Przed oczami miałam starannie pościelone wielkie łóżko. Na rozkładanym stoliku wylądowało ciasto i kawa. Najwięcej mówił Hampus, który jest przemiłym i błyskotliwym gadułą. Erik raczej milczał, ale w ciepły, uczestniczący sposób z powracającym błyskiem rozbawienia albo potwierdzenia w oczach. W którymś momencie powiedział, że lubi być cicho i że ludziom czasem się wydaje, że oznacza to, że jest zdominowany przez Hampusa i Lindę, ale to bzdura. Linda miała w sobie wielką rzeczowość i spokój. Jest jedynaczką i zawsze chciała mieć więcej dzieci, ale że będzie ich aż dziewięcioro, tego nie planowała. Podobnie jak nie sądziła, że będzie żyć z dwoma mężczyznami. W zasadzie nic tego nie zapowiadało.
czytaj także
Linda i Erik spotkali się jako dwudziestolatkowie, kiedy Erik był w Jamtlandii w wojsku. Przez wiele lat mieszkali w Göteborgu, dorobili się czwórki dzieci. Kiedy przeprowadzili się do Strömsund, oboje zaczęli pracować w firmie taksówkarskiej. Po jakimś czasie zatrudnił się tam też Hampus. Polubili się. Hampus i jego ówczesna partnerka bywali u Lindy i Erika w domu. Mogli rozmawiać bez końca.
Seks w saunie na imprezie pracowej bardzo całą trójkę zaskoczył. Zwłaszcza że Erik, w przeciwieństwie do Hampusa, nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest biseksualny. Z początku zupełnie nie wiedzieli, co mają myśleć o zaistniałej sytuacji. Hampus był nadal w związku z inną dziewczyną, ale coraz częściej spędzał wieczory u Lindy i Erika. Rozpatrywali różne scenariusze. W końcu doszli do tego, że choć jest to niesamowicie zaskakujące, to tak naprawdę łączy ich wszystkich wielka miłość. Erik dał Hampusowi klucz do domu. I byli zgodni, że nie będą swojego związku ukrywać przed ludźmi.
– Czuliśmy ogromną bliskość, kiedy byliśmy razem – mówi Hampus – kochaliśmy się. Byliśmy przekonani, że jest w tym taka siła, że powinniśmy żyć w ten sposób otwarcie. Bo w ukryciu nie da się żyć pełnią.
– Ja chyba nie spodziewałam się, że zrobi się wokół nas takie zamieszanie – dodaje Linda. – Nie zastanawiałam się, co się stanie, jeśli podejmiemy decyzję, że chcemy być wszyscy razem. Na pewno fakt, że od początku byliśmy otwarci w tym temacie, spowodował, że nie było za naszymi plecami szeptów i tajemnic. Żyjemy, jak żyjemy, i tyle. Najtrudniejsze okazało się to do przełknięcia dla najbliższych.
Wszyscy nasi rodzice byli w szoku. Jak jeden mąż. Rodzice Erika i rodzice Lindy zerwali z nimi na pewien czas kontakt. Mama Hampusa relacji z synem nie zerwała, ale była wobec jego wyboru bardzo krytyczna.
– Może wszyscy potrzebowali czasu do namysłu? My przecież też. Kiedy zaczęliśmy żywić uczucia względem siebie, mieliśmy trudność z odnalezieniem się w tym. Żadne z nas na początku nie sądziło, że moglibyśmy mieszkać we trójkę. Stworzyć rodzinę – mówi Linda.
– Ja w ogóle długo myślałem, że będę starym kawalerem – śmieje się Erik, zadowolony tata dziewięciorga dzieci.
czytaj także
Wśród licznych stereotypów na każdy temat, których pełne są nasze głowy, istnieje silne przekonanie, że na wolność obyczajową można sobie pozwolić raczej w dużych miastach. Malutkie Strömsund ze starzejącą się ludnością jest tego zaprzeczeniem. Kiedy Linda, Erik i Hampus pracowali jeszcze w firmie taksówkarskiej, wozili często emerytów, którym w Szwecji przysługuje darmowy transport taksówką. Ich klienci byli niezwykle pozytywnie nastawieni do ich stylu życia, często pytali o dzieci, komentowali filmy, które zamieszczali na YouTube. Teraz, kiedy prowadzą nieduży sklep, jest podobnie, stali klienci, często starsi ludzie, pytają o rodzinę, zachwycają się, że tyle się w niej dzieje.
Ale jak to było dziewięć lat temu? Jak zmiany w życiu Lindy i Erika przyjęły ich dzieci? Miały w końcu bardzo zwyczajnych rodziców, którzy nagle stali się zupełnie nietypowi.
– „Teraz będzie z nami mieszkał Hampus” – powiedzieliśmy. „Aha, okej”. Tak to wyglądało.
– Kiedy dzieci moje i Lindy weszły w wiek nastoletni, zdarzało się, że jeśli nie chciały powiedzieć czegoś nam, zwracały się do Hampusa – mówi Erik.
– Stałem się dla nich starszym kolegą, z którym rozmawia się o sprawach, o których trochę wstyd i głupio rozmawiać ze starymi – potwierdza Hampus.
Mimo że wyjawienie tajemnicy o związku trójki osób przebiegło w domu łagodnie, Linda, Erik i Hampus bali się, żeby ich dzieci nie były wytykane palcami w szkole. Dlatego na wczesnym etapie przeprowadzili wspólnie poważną rozmowę z nauczycielami. Stworzony został plan postępowania. Chodziło o uniknięcie obgadywania i ewentualnego bullyingu. Udało się.
Tylko raz zdarzyła się nieprzyjemna sytuacja ze szkolnym psychologiem. Jedno ze starszych dzieci miało jakieś problemy i na spotkanie w tej sprawie wybrali się jak zwykle wszyscy troje, bo skoro są rodziną, to wszyscy czują się za dzieci odpowiedzialni. Na widok Hampusa psycholog zaczął protestować. Wyprosił go ze spotkania i w raporcie napisał, że chciał w nim wziąć udział „seksualny partner Lindy i Erika”.
– Jakbym był tylko ich kolegą do łóżka. Na szczęście ten psycholog stracił potem pracę. Złożyliśmy na niego skargę.
W pierwszych latach mieliśmy trochę takich kłopotów. Teraz żyje nam się dużo prościej. Ludzie wokół zaakceptowali nas w pełni.
czytaj także
Z bloga Polyfamiljen:
„Niepodążanie za normą, wybieranie innej drogi niż reszta, może sprawić, że poczujesz dyskomfort i przede wszystkim nie będziesz wiedzieć, jak postępować z dziećmi. Czy można im powiedzieć, że istnieje miłość inna niż ta między kobietą i mężczyzną? Czy można je do tej wiedzy dopuścić, czy należy to przed nimi ukrywać?
Według nas dzieci rodzą się bez przesądów, to my, dorośli, wciskamy im do głowy nasze własne uprzedzenia. Czy słusznie? Czy powinniśmy narzucać dzieciom nasze wartości, czy raczej pozwolić im samodzielnie zbudować własne poglądy na różne tematy? Czy mamy im opowiadać, że związek tworzą jedynie kobieta i mężczyzna, a wszystko, co inne jest złe, czy powinniśmy rozmawiać z nimi o ich przyszłości, dając wolność wyboru wszystkiego, co wydaje im się dla nich właściwe, bez względu na to, czy zdecydują się zbudować rodzinę z osobą tej samej czy innej płci albo taką, jak nasza rodzina, składającą się z kilku osób?”.
Czy wzięliby ślub, gdyby wielożeństwo było dozwolone? Kiwają entuzjastycznie głowami. Na razie angażują się w promowanie idei większych rodzin, w oswajanie tematu poliamorii. To dlatego prowadzą blog, są aktywni na Instagramie i chętnie udzielają wywiadów.
– Staramy się w ten sposób zabiegać o akceptację i tolerancję. Nie jesteśmy zaangażowani politycznie, ale jesteśmy widoczni i słyszalni – mówi Hampus. – Poza tym po pierwszym artykule na nasz temat w „Aftonbladet” ktoś ze znajomych rzucił komentarz, że teraz już nikt nie może obgadywać nas za plecami. Kawa na ławę.
Kiedy wylądowali w sytuacji, w której zrozumieli, że chcą żyć razem, nie mieli żadnego wzorca i nie znali nikogo, kto żył w ten sposób. Musieli stworzyć własne zasady i reguły. Dotyczyło to zarówno spraw wewnętrznych rodziny, jak i relacji ze światem zewnętrznym. Pojawiło się mnóstwo pytań. Jak do rodziny poliamorycznej odniesie się bank? Jak odniesie się do niej gmina, czy zostaną w ogóle uznani za rodzinę? Gmina uznała, że są rodziną i opłaty za przedszkole dzieci wyliczane są od dochodów trójki dorosłych. Nienagannie zachował się też podczas kolejnych porodów szpital w Östersund.
– Zostaliśmy wspaniale przyjęci, z otwartymi ramionami – zachwycają się. – Podczas porodu pielęgniarki wołały: czekajcie, czekajcie, idzie jeszcze jeden tata. Wśród naszych dzieci są takie, które urodziły się za wcześnie. Na oddziale noworodków wszystko było tak zorganizowane, żebyśmy czuli się jak w domu. Dostaliśmy największy pokój rodzinny, żeby zmieściła się w nim jedna mama i dwóch ojców. Ani razu się też nie zdarzyło, żeby ktoś spytał nas, ale który z panów jest naprawdę tatą?
– Ale prawnie wygląda to tak, że nawet te dzieci, które są moje biologicznie, musiałem adoptować – mówi Hampus. – Ja i Erik robiliśmy testy ojcowskie. Ze względu na to, że to Linda i Erik są formalnie małżeństwem, Erik staje się w oczach prawa automatycznie ojcem każdego dziecka Lindy. Erik musiał się więc zrzec ojcostwa moich biologicznych dzieci, a ja musiałem je adoptować. Skomplikowany proces…
Jednak ze strony instytucji państwa spotyka ich z reguły przychylność.
czytaj także
– Za to podczas podróży wiadomość o tym, że w hotelu w podwójnym łóżku będą spały trzy osoby, brzmi dla pracowników recepcji trochę szokująco – mówi Linda. – Robią taką minę, że widzę, jakie obrazy pojawiają się w ich głowach. Mam wtedy zawsze ochotę powiedzieć: naprawdę nie musisz się zastanawiać nad tym, co będziemy tu robić. My razem mieszkamy i jesteśmy rodziną. Jakoś tak to jest, że jak ludzie dowiadują się, że w relacji są więcej niż dwie osoby, to wydaje im się, że musi chodzić tylko i wyłącznie o seks. Oczywiście perwersyjny.
W ogóle nie da się ukryć, że pytanie o seks należy do nieustannie powracających. Żelazne brzmi: Kto sypia z kim? Po nich następują pytania uzupełniające i potwierdzające: Jak to jest u was w łóżku? Czy Erik i Hampus sypiają ze sobą? Jak duże jest wasze łóżko?
– Mamy wiele cierpliwości w tej kwestii – mówi Hampus – rozumiemy tę ciekawość i zawsze odpowiadamy. Jesteśmy razem we trójkę, więc sypiamy w jednym łóżku. Wszyscy mamy ze sobą seks, ale jak to robimy, nie musimy już chyba opowiadać. Par dwuosobowych nie pyta się przecież: jak wygląda wasze życie seksualne? To jest sprawa intymna.
– Nasz związek nie jest związkiem otwartym – dodaje Linda. – Jesteśmy sobie wierni we trójkę. Pod tym względem przypominamy tradycyjne małżeństwa.
Wszyscy mają doświadczenie życia w parze. Linda i Erik – bardzo długie. Twierdzą, że partnerzy w związkach tradycyjnych rzadziej rozmawiają o tym, czy obie osoby czują się spełnione. Jest mniej pracy nad określaniem wspólnych celów, więcej rutyny i realizowania gotowych, podanych przez społeczeństwo wzorców. W związku poliamorycznym trzeba nieustannie ze sobą rozmawiać.
– Komunikacja jest podstawą – mówi Erik.
– A w życiu we dwójkę często się o tym zapomina – dodaje Hampus.
Są przyzwyczajeni do tego, że owszem, są akceptowani, ale także bardzo uważnie obserwowani. Ludzie doszukują się jakichś ukrytych schematów i konstelacji. Ci, którzy obserwują ich życie na blogu i w mediach społecznościowych, zastanawiają się, czy w ich relacji nie ma dużo zazdrości, czy nie jest tak, że ktoś jest z kimś bliżej, a ktoś inny jest marginalizowany.
– To są obserwacje w rodzaju: o, teraz Linda i Hampus pojechali razem na zakupy, a Erik musi się zajmować dziećmi. Szkoda Erika. Hampus wepchnął się do jego związku z Lindą i próbuje zająć jego miejsce – opowiada Hampus.
Erik głośno się śmieje.
– To jest bardzo ciekawe – potwierdza Linda. – Ludzie nie analizują tak szczegółowo innych związków, a w naszym chcą uparcie znaleźć jakiś błąd. Czy oni aby na pewno się kochają? Czy Hampus lubi bardziej Erika czy Lindę? Tymczasem, jeśli chodzi o dynamikę związku to oczywiście, że kiedy są w nim trzy osoby, jest ona trochę inna. To inny rodzaj równowagi, ale to jest równowaga.
– Moja relacja z Erikiem jest inna od mojej relacji z Lindą – mówi Hampus – a relacja Lindy i Erika jest jeszcze czymś innym. Jeśli chodzi o zazdrość, to zwłaszcza na początku zdarzało się, że ktoś z nas czuł się jakoś zazdrosny, ktoś czuł, że nie bierze w czymś udziału, że jest na zewnątrz. Dziś jest bardziej harmonijnie.
– W związku trzech osób łatwiej akceptować wzajemne braki – wyjaśnia Linda. – Kiedyś doprowadzało mnie do furii, że Erik nie potrafi gotować. Dziś gotuje ze mną Hampus, a Erik zmienia wszystkim koła w samochodzie. Dzielimy się codziennymi zajęciami sprawiedliwie i łatwiej nam zorganizować życie tak, żeby któreś z nas zawsze miało czas dla dzieci.
– Myślę, że dość często wpadamy przy tym w tradycyjne role płciowe – śmieje się Hampus.
– To ja i Erik wbijamy gwoździe i robimy remonty, a Linda pierze. Ale ryzykując, że zabrzmię teraz jak szowinistyczna świnia, muszę powiedzieć, że Linda lubi zajmować się praniem.
– Mamy taki podział prac, jaki daje nam zadowolenie – potwierdza Linda. – Czasem może się to wydawać tradycyjne. Z drugiej strony mam dwóch mężów i dziewięcioro dzieci, co niewątpliwie czyni mnie trochę inną i niezbyt konserwatywną. I kocham moją rodzinę. Od ludzi nie oczekuje się tłumaczenia, jak mogą kochać kilkoro dzieci. Niektórym trudniej za to zrozumieć, że można kochać dwóch mężczyzn. Kocham ich inaczej, ale każdego bardzo.
Wszyscy wszystkich zdradzają. Najczęściej dlatego, że poszukują czegoś bardziej autentycznego
czytaj także
Po dziewięciu latach razem emanują spokojnym, dobrym szczęściem. Tak miło się z nimi rozmawia, że człowiek miałby ochotę wprowadzić się na trochę do ich przyczepy i przegadać z nimi szereg dylematów egzystencjalnych. Ale nie jest to wóz wolnej debaty i wolnej miłości, tylko przyczepa rodzinna. Dzieci muszą wkrótce coś zjeść. Powinnam się zbierać.
– Będąc razem, czujemy, że jesteśmy w bezpiecznym towarzystwie – mówi na koniec Hampus. – I wiemy, że nawet jeśli się strasznie ze sobą pokłócimy i będą walić pioruny, to wieczorem położymy się wszyscy do łóżka. Bo jest nam ze sobą dobrze. Bo chcemy być razem.
*
Fragment książki Katarzyny Tubylewicz Szwedzka sztuka kochania. O miłości i seksie na Północy, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Wielka Litera.