Świat

Wszystkie olimpijskie mity i hipokryzje

Wraz z igrzyskami olimpijskimi w Tokio do debaty publicznej wraca temat sensowności organizacji wielkich imprez sportowych w ogóle. Jest rok 2021, trwa katastrofa klimatyczna i globalna pandemia. Czy naprawdę potrzebujemy dziś tego anachronicznego widowiska sportowego z poprzedniej epoki?

To dziwne igrzyska. Zorganizowano je nie tylko bez kibiców, nie tylko wbrew większości mieszkańców kraju, ale i przy niechęci znacznej części elit politycznych Japonii i wbrew stanowisku wpływowych mediów. Gazeta „Asahi Shimbun”, największy japoński dziennik i jeden z partnerów medialnych wydarzenia, od tygodni postulowała jego odwołanie lub kolejne przesunięcie. Szef technologicznego giganta Rakuten publicznie nazwał organizację igrzysk w czasie pandemii misją samobójczą. Krytyczne głosy zgłaszali nawet członkowie władz Japońskiego Komitetu Olimpijskiego.

Niestety przewodniczący MKOl, Niemiec Thomas Bach, uznał, że zadaniem MKOl jest organizowanie igrzysk, a nie ich odwoływanie.

Polska sztafeta mieszana 4×400 m. Fot. Eurosport Polska/youtube.com

Za wszystkim stoi BINGO

Dzieje się tak, bo to MKOl rozdaje wszystkie karty. Dobitnie przekonała się o tym premierka australijskiego stanu Queensland, Annastacia Palaszczuk. Zjawiła się w Tokio, by odebrać decyzję MKOl o organizacji igrzysk w 2032 roku w stolicy jej stanu, Brisbane. Nie miała jednak zamiaru uczestniczyć w samym otwarciu tokijskich igrzysk, aby nie łamać zasad kwarantanny. Oburzyło to wiceszefa MKOl i szefa Australijskiego Komitetu Olimpijskiego Johna Coatesa, który zrugał ją publicznie i właściwie nakazał jej wzięcie udziału w ceremonii otwarcia.

MKOl, podobnie jak piłkarskie FIFA i UEFA, zaliczana jest do tak zwanych organizacji BINGO (od Business-Oriented International Non-Governmental Organizations). Korzystają one z fasady sportowych organizacji non profit, będąc de facto potężnymi międzynarodowymi korporacjami. Status organizacji pozarządowych często pozwala im unikać kontroli ze strony demokratycznych instytucji państwowych, chyba że korupcyjnymi ekscesami ich władz zainteresują się w końcu służby w rodzaju FBI.

Tak było w przypadku FIFA, gdy federalni śledczy zrekrutowali skorumpowanego amerykańskiego członka zarządu tej organizacji, który najpierw nagrywał swoich kolegów, a później został świadkiem koronnym. Doprowadziło to do aresztowania wysoko postawionych działaczy FIFA i odejścia niezatapialnego, jak się wydawało, Seppa Blattera.

Mądrzejsze o to doświadczenie MKOl, FIFA i UEFA starają się teraz współpracować z państwami niedemokratycznymi lub takimi, w których społeczna kontrola nad elitami politycznymi jest znikoma. Stąd wielkie imprezy sportowe w takich krajach jak Azerbejdżan, Rosja, Chiny i Katar. Z wyścigu o zimowe igrzyska w 2022 roku wycofały się pod wpływem presji opinii publicznej lub w efekcie przegranych referendów wszystkie kraje demokratyczne (Niemcy, Szwajcaria, Szwecja i Finlandia, Włochy, Austria, Polska i Norwegia).

Kolejne letnie igrzyska odbędą się wprawdzie kolejno we Francji, USA i Australii, ale w każdym przypadku były to jedyne kandydatury zgłoszone do MKOl i bardzo szybko akceptowane, by uniemożliwić ewentualne wycofanie się przyszłych gospodarzy.

Reprezentantka Francji Shirine Boukli. Fot. CNOSF/KMSP

Imprezy masowe kontra demokracja

John Horne, profesor tokijskiego Waseda University i jeden z najważniejszych badaczy wielkich imprez sportowych, wskazuje, że wszystkie imprezy tego typu łączy występowanie przynajmniej jednego, a najczęściej wielu rodzajów nadużyć.

Pierwsze to przymusowe wysiedlenia mieszkańców bez adekwatnych rekompensat. W przypadku Japonii media obiegła zrelacjonowana po raz pierwszy przez Reutersa historia Kohei Jinno, 87-latka, który wraz z małżonką (i dwiema setkami innych rodzin) został zmuszony do wyprowadzki z dobrze zintegrowanej społeczności zamieszkującej od pół wieku sąsiedztwo Kasumigaoka w Tokio. Spotkało go to już drugi raz w życiu: pierwszy raz wysiedlono go przymusowo… w związku z organizacją igrzysk w 1964 roku.

Inny rodzaj nadużycia, o którym wspomina Horne, to wyzysk imigranckiej siły roboczej. Media pisały o ponad 6 tysiącach śmiertelnych ofiar wypadków przy pracy w ciągu ostatniej dekady budowy stadionów na przyszłoroczne piłkarskie mistrzostwa świata w Katarze. Również przed igrzyskami w Soczi przy budowie olimpijskich obiektów zatrudniano tysiące zagranicznych robotników. Po zakończeniu inwestycji, gdy trzeba im było zapłacić, rosyjskie służby imigracyjne deportowały wielu z nich za nielegalne podjęcie pracy, podczas gdy inni zostali ukarani grzywnami przekraczającymi należne im wynagrodzenie.

Kolejny problem wielkich imprez masowych to wyciszanie głosów protestu i zastraszanie aktywistów i krytycznych dziennikarzy, zwłaszcza w przypadku imprez o wielkiej skali organizowanych w państwach niedemokratycznych. W krajach demokratycznych skuteczniejsza i wystarczająca okazywała się zazwyczaj zmasowana propaganda bombardująca opinię publiczną newsami o fantastycznych korzyściach płynących z organizacji imprez – które w zdecydowanej większości przypadków nigdy się nie materializują.

Finansowa formuła Machiavellego

Jak pisze Jules Boykoff, były amerykański sportowiec, a obecnie czołowy badacz ruchu olimpijskiego, jednym z kluczowych mitów związanych z igrzyskami olimpijskimi jest ten o rzekomych finansowych korzyściach płynących z organizacji wielkich imprez sportowych. Przy okazji igrzysk olimpijskich w Rio w 2016 ukazał się raport współautorstwa Benta Flyvbjerga, profesora Uniwersytetu Oksfordzkiego kierującego Katedrą Zarządzania Megaprojektami. The Oxford Olympics Study podsumowuje dane na temat kosztów organizacji igrzysk olimpijskich w ostatnim półwieczu.

Rekordowe przekroczenie budżetu igrzysk z 1976 roku z Montrealu sprawiło, że rządy Kanady i Quebecu dług wówczas zaciągnięty spłaciły dopiero cztery dekady później. Australijska impreza kosztowała 7,2 razy więcej, niż zakładały szacunki, na podstawie których opracowywano jej budżet.

Koszt tegorocznych igrzysk w Tokio wedle aktualnych szacunków przekracza już planowany budżet czterokrotnie. Flyvbjerg, analizujący organizację wielkich imprez sportowych jako jeden z „megaprojektów”, wskazuje na rozmaite sposoby wykorzystywania tego typu wydarzeń przez polityków, których kusi ich doniosłość i medialna ekspozycja, jakiej doświadczają, budując pomniki dla siebie i swych wizji.

Mimo ostrożności w formułowaniu mocnych sądów Flyvbjerg ze współpracownikami posuwają się do stwierdzenia, że elity polityczne i biznesowe – promotorzy wielkich publicznych wydatków na megaprojekty takie jak np. organizacja wielkich imprez sportowych – często wprowadzają w błąd ciała decyzyjne, by uzyskać akceptację dla swoich projektów. Opracowania mające udowadniać sensowność inwestycji, prezentowane jako niezależne i eksperckie, niejednokrotnie są zamawiane i finansowane, a niekiedy nawet przygotowywane przez późniejszych beneficjentów.

Najlepszy sposób przekonywania decydentów do podjęcia decyzji o finansowaniu inwestycji Flyvbjerg metaforycznie nazwał formułą Machiavellego. Niedoszacowane koszty + przeszacowane korzyści + zaniżone skutki środowiskowe + przecenione efekty prorozwojowe = pewne finansowanie. Do analogicznych wniosków doszedł na podstawie wieloletnich badań amerykański ekonomista Andrew Zimbalist, podsumowując je w wydanej w 2015 (i uaktualnionej w 2020) pracy o wiele mówiącym tytule: Circus Maximus: The Economic Gamble behind Hosting the Olympics and the World Cup.

Reprezentant Polski w siatkówce Wilfredo León. Fot. Titans Volleyball/youtube.com

Lekkoatleci wyklęci (za prawa człowieka)

Najbardziej skrajnym przykładem olimpijskiej hipokryzji jest jednak podtrzymywana fasada „apolityczności” turnieju. W rzeczywistości sam proces przyznawania imprezy jest rozgrywką stricte polityczną, a igrzyska są ważnym elementem politycznej gry.

W przededniu igrzysk w Tokio Międzynarodowy Komitet Olimpijski wydał nowelizację Karty Olimpijskiej, zabraniającą wszelkich demonstracji o charakterze politycznym, religijnym lub rasowym na stadionach i w innych obiektach związanych z igrzyskami. W nowych wytycznych łaskawie zgodzono się na wyrażanie przez olimpijczyków swoich poglądów „przed rozpoczęciem zawodów”, o ile ich ekspresja nie zakłóca spokoju i nie jest skierowana przeciwko jednostkom, krajom i organizacjom.

Żadne demonstracje nie są dozwolone podczas otwarcia i zakończenia imprezy oraz ceremonii wręczania medali. Jak piszą Jules Boykoff i Dave Zirin, fakt, że również te nowe zasady stoją w sprzeczności z Powszechną deklaracją praw człowieka, zdaje się nie kłopotać niemal nikogo.

Od igrzysk w Meksyku w 1968 roku upłynęło ponad pół wieku, tymczasem nie zmieniło się prawie nic. Ikonicznym symbolem tamtej imprezy jest zdjęcie przedstawiające stojących na podium dwóch czarnoskórych sportowców podnoszących pięści w geście kojarzonym wówczas jednoznacznie z ruchem Czarnych Panter. Historia Johna Carlosa i Tommiego Smitha jest dobrze znana. Obaj zostali wykluczeni dożywotnio z udziału w sporcie olimpijskim, z sukcesami kontynuowali kariery sportowe w zawodowym futbolu amerykańskim, którego nie dotyczyły restrykcje Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego.

Tommie Smith i John Carlos na igrzyskach w Meksyku w 1968 roku. Fot. Wikimedia Commons, CC0

Minęły 53 lata, a Peter Norman – biały lekkoatleta ze srebrnym medalem na tym słynnym zdjęciu olimpijskim – pozostaje rekordzistą Australii z rekordem ustanowionym właśnie w Meksyku. Sprinter zapłacił wówczas równie wysoką cenę za gest solidarności z kolegami, a konkretnie znaczek, który ma na zdjęciu przypięty do dresu. To symbol Olimpijskiego Projektu na rzecz Praw Człowieka, organizacji założonej przez amerykańskiego socjologa i profesora na uniwersytetach Cornell i w Berkeley Harry’ego Edwardsa, walczącej z segregacją rasową w Stanach Zjednoczonych i Republice Południowej Afryki.

Norman już nigdy więcej nie wystartował na igrzyskach. Jak twierdzi jego bratanek, Matthew Norman, autor filmu dokumentalnego Salute, w którym w 2008 roku opowiedział historię swego wuja, najwybitniejszy australijski lekkoatleta wszechczasów do końca swojego życia był potępiany przez australijski Komitet Olimpijski. W 2012 roku australijski parlament wystosował nawet wyrazy ubolewania z powodu takiego potraktowania Normana, który zmarł sześć lat wcześniej. Zdjęcie jego trumny niesionej m.in. przez lekkoatletów, z którymi blisko czterdzieści lat wcześniej stał na podium, nie zrobiło jednak podobnej kariery jak oryginalna fotografia.

Szczególnego kontekstu tej historii dodaje fakt, że przewodniczącym Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w 1968 roku był Avery Brundage, który w imię apolityczności ruchu olimpijskiego potępiał wystąpienie sportowców i cały ruch Olimpijskiego Projektu na rzecz Praw Człowieka. Ten sam człowiek ponad trzydzieści lat wcześniej jako przewodniczący Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego skutecznie sprzeciwił się bojkotowi igrzysk olimpijskich w Berlinie w 1936 roku, pozwalając rządowi III Rzeszy na organizację igrzysk, będących spektakularną manifestacją politycznych idei hitleryzmu i segregacji rasowej.

Polski sen o Euro 2012

Badania realizowane lokalnie w miastach gospodarzach wielkich imprez sportowych pokazują, że ich beneficjentami stają się przede wszystkim organizacje sportowe oraz wąski krąg międzynarodowych korporacji – sponsorów należących do tzw. rodziny UEFA. Miasta zaś zostają z długami do spłacenia oraz z obiektami sportowymi do utrzymania. A obietnice, że te nowe obiekty sportowe zaczną na siebie zarabiać? Nieodmiennie pozostają obietnicami.

Wzrost liczby kibiców na meczach jest przeważnie epizodyczny, a przeskalowane stadiony świecą pustkami. Nikt publicznie nie chce się przyznać, że zarabianie na obiektach sportowych to mrzonka. W przypadku naszego Stadionu Narodowego, bardzo nowoczesnego i niewątpliwie przydatnego w stolicy 40-milionowego kraju obiektu, władze spółki nim zarządzającej ogłosiły, że w 2015 roku stadion przestał przynosić straty. To można jednak wiązać nie tylko z organizacją popularnych imprez, ale również z potężnym zastrzykiem gotówki w związku z pojawieniem się w lipcu tego roku sponsora tytularnego, który wykupił prawa do nazwy. Tyle że sponsorem tym jest PGE, czyli spółka skarbu państwa. Mamy więc do czynienia z przekładaniem publicznych środków z jednej kieszeni do drugiej.

Stadion Narodowy w Warszawie. Fot. Guillaume Baviere/flickr.com

Nie doświadczyliśmy spektakularnego boomu turystycznego. W czerwcu 2012, gdy organizowano Euro, obłożenie hoteli gośćmi zagranicznymi było tylko o 11 proc. większe niż rok wcześniej. Fakt ten wykorzystało nawet… Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, chwaląc się na swojej stronie internetowej, że więcej osób odwiedziło nasz kraj w związku z obchodami Roku Chopinowskiego w 2010 niż przy okazji Euro w 2012.

Wreszcie, wiązanie wielkich inwestycji infrastrukturalnych, finansowanych w znacznej mierze ze środków unijnych z perspektywy finansowej na lata 2007–2013, z turniejem Euro 2012, który polegał na tym, że zorganizowano w Polsce 16 meczów piłkarskich, jest mocno naciągane. Przedturniejowy boom inwestycyjny pozwolił zrealizować wiele inwestycji w przyspieszonym tempie, ale to dlatego, że część przepisów (np. dotyczących ekologicznych konsekwencji inwestycji) zawieszono na mocy wprowadzonego wówczas „inwestycyjnego stanu wyjątkowego”.

Rośnie świadomość permanentnego niedoszacowania kosztów i przeszacowania korzyści wielkich imprez sportowych. O ile protesty społeczne przy okazji Euro 2012 w Polsce lekceważono, o tyle działalność krakowskiego komitetu Kraków Przeciwko Igrzyskom doprowadziła do zablokowania w referendum organizacji zimowych igrzysk olimpijskich w Krakowie w 2022 roku.

Była to historia bezprecedensowa, bo medialne i biznesowe elity w zdecydowanej większości koncepcję krakowskich igrzysk wspierały. Niestety, okazuje się, że jej efektem będzie prędzej zablokowanie możliwości zorganizowania referendów w podobnych sprawach w przyszłości niż rezygnacja z organizacji imprez. W 2023 w Krakowie odbędą się bowiem igrzyska europejskie – duża i kosztowna impreza sportowa, o znacznie krótszej historii i mniejszym prestiżu niż igrzyska olimpijskie. Decyzja o ich organizacji została podjęta bez jakichkolwiek konsultacji społecznych, a Polska była jedynym krajem, który zgłosił swoją kandydaturę do powstałej dopiero w 2012 dziwnej organizacji, jaką jest Stowarzyszenie Europejskich Komitetów Olimpijskich. Dwie pierwsze edycje tej imprezy odbyły się w Azerbejdżanie i w Białorusi.

**
Wojciech Woźniak jest socjologiem, pracuje na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego. Jest również przewodniczącym Sekcji Socjologii Sportu w Polskim Towarzystwie Socjologicznym. Zajmuje się relacjami między polityką a sportem, nierównościami społecznymi i fińskim modelem polityczno-kulturowym. https://unilodz.academia.edu/WojciechWozniak

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij