Pomysły Polski 2050 na „uporządkowanie” relacji państwa i Kościoła są solidne. Momentami dają nadzieję na odnowę politycznego centrum w Polsce. Czegoś w nich jednak brakuje… Tak, zgadliście. Tego, czego zwykle w polskim centrum.
Szymon Hołownia rozpoczął prezentację programu Polski 2050 Wiemy jak od kwestii relacji państwa i Kościoła. Na konferencji prasowej w minionym tygodniu nie postulował ich „rozdziału”, lecz „uporządkowanie”.
Jeśli termin ten od razu skojarzył wam się z językiem księdza z ambony, grzmiącego o „nieuporządkowaniu moralnym”, to trafiliście w dziesiątkę. Lewicowi wyborcy wypatrujący świeckiego państwa nie mają czego u Hołowni szukać. I trudno się dziwić. Polska 2050 aspiruje bowiem raczej do odnowy politycznego centrum.
Jednocześnie ekipie Hołowni należą się propsy – mówię zupełnie serio. Podjęli ten trudny temat, a wręcz rozpoczęli od niego prezentację swojego programu, na co nie odważyła się dotychczas większość partii opozycyjnych.
Co więcej, Hołownia – a raczej jego ekipa, w której tęgich głów nie brakuje – zabrał się do tego w naprawdę solidny sposób. To, co na konferencji prasowej mogło w naszych uszach zabrzmieć jak kilka zachowawczych haseł, kryje za sobą czterdzieści kilka stron twardych konkretów zatytułowanych Państwo i Kościół na swoje miejsca. W kraju, w którym programy partii politycznych mieszczą się zwykle na kolorowych broszurkach lub nie ma ich wcale, robi to wrażenie.
„Uporządkować Kościół”. Co proponuje Polska 2050?
Ekipa Hołowni proponuje reformę kwestii lekcji religii w szkole. Oceny z religii miałyby wylecieć ze świadectw i ze średniej, a o liczbie organizowanych lekcji powinny decydować społeczności szkolne bez udziału biskupów (ci z kolei mieliby się do lekcji dokładać finansowo). O chęci uczęszczania na religię mieliby samodzielnie decydować już piętnastolatkowie. Dodatkowo Hołownia postuluje wprowadzenie obowiązkowych lekcji filozofii i etyki z elementami religioznawstwa.
Dalej jest o związkach Kościoła z urzędami. Polska 2050 postuluje m.in. likwidację etatów kapelanów w służbach państwowych poza mundurowymi (wiedzieliście w ogóle, że Krajowa Administracja Skarbowa ma na etatach kapelanów?!), zaprzestanie wypłacania kapelanom wojskowym emerytur mundurowych i przyznawania im stopni wojskowych, a także kontrolę opłat pobieranych za pochówki na cmentarzach wyznaniowych.
Następna część programu dotyczy pedofilii w Kościele. Hołownia zapowiada w tym zakresie politykę „zero tolerancji”. Postuluje, by odpolitycznić Komisję ds. pedofilii i zobowiązać ją – we współpracy z prokuratorami – do sporządzenia szczegółowego raportu na temat wykorzystywania seksualnego dzieci przez duchownych katolickich oraz systemowego ukrywania tego faktu przez władze kościelne. Dodatkowo proponuje zmiany w przepisach o przedawnieniu przestępstw pedofilskich – podwyższenie granicy czasu (obecnie jest to 30 lat) lub jego całkowite zniesienie.
Idziemy dalej – sfera symboliczna. Autorzy Państwo i Kościół na swoje miejsca postulują wyraźniejsze rozdzielenie uroczystości państwowych od uroczystości religijnych i opracowanie tzw. Kodeksu Dobrych Praktyk obowiązujących funkcjonariuszy publicznych, jeśli już koniecznie chcą uczestniczyć w takich uroczystościach. Ponadto proponuje się odstąpienie od ścigania obrazy uczuć religijnych z oskarżenia publicznego i ograniczenie kary za to przestępstwo (obecnie można za to dostać nawet dwa lata więzienia).
Wreszcie, ostatnie rozdziały programu dotyczą regulacji konstytucyjnych i konkordatowych. Tu rewolucji raczej nie będzie: likwidację uprzywilejowanej pozycji Kościoła w konstytucji postuluje się tylko w wypadku „nadejścia momentu konstytucyjnego”, a o wypowiedzeniu konkordatu nie ma mowy. W zamian czytamy m.in. o konieczności odświeżenia jego interpretacji (z udziałem Watykanu).
Hit czy kit?
Nie ma sensu obruszać się, że Polska 2050 nie zaproponowała zerwania konkordatu, całkowitego usunięcia lekcji religii ze szkół czy usunięcia symboli religijnych z przestrzeni publicznej – nie jest to wszak ruch czy partia lewicowa. Jednocześnie wiele z ich pomysłów zasługuje na poparcie lewicy – niektóre nie były dotąd nawet przedmiotem politycznej dyskusji i nie pojawiały się w programach partii. Inne domagają się uściśleń, a jeszcze innych w programie Hołowni brakuje.
Na pierwszy ogień w programie Hołowni poszły finanse Kościoła, a w szczególności ich relacje z finansami publicznymi. Ekipa Hołowni chce zamknięcia kwestii zwrotów dóbr odebranych Kościołowi w PRL oraz likwidacji Funduszu Kościelnego (i zastąpienie go np. odpisem podatkowym). Postulaty związane z finansami Kościoła to odpowiedź na największy bodaj problem z Kościołem – jego posuniętą do granic absurdu nietransparentność.
Niepokój u Hołowni budzi natomiast chęć „zamknięcia” kwestii rozliczeń majątkowych pomiędzy państwem a Kościołem. Świetnie, że nie będziemy już zwracać Kościołowi wartych grube miliony gruntów, bo dostał ich już i tak zbyt wiele – ale co z tymi, które już pozyskał i wykorzystał w niejasny sposób? Co np. z budową kontrowersyjnego Nycz Tower czy krakowskimi parkami, do których mieszkańcy nie mają wstępu?
czytaj także
Trudno nie przyklasnąć też pomysłom na walkę z pedofilią w Kościele, choć równie trudno wyobrazić sobie, jak szłyby do przodu prace „pluralistycznej” Komisji ds. pedofilii. Jednak wyznaczenie prokuratorów do współpracy z komisją nie rozwiązuje jednego z największych problemów: nacisków na organy ścigania i prokuraturę ze strony Kościoła, a także – jak donosiła „Gazeta Wyborcza” – Prokuratury Krajowej.
Szkoda, że Hołownia w swoim programie nie zwrócił też uwagi na Komisję Wspólną Przedstawicieli Rządu RP i Konferencji Episkopatu Polski. To dziwne ciało powstało w PRL i przypomina dywanik u biskupów, na który regularnie wzywani są politycy. Obecnie komisji współprzewodniczą Mariusz Kamiński i Marek Jędraszewski – polecam lekturę protokołów jej posiedzeń, naprawdę warto.
Dalej – jeśli religia ma zostać w szkołach, to czy jest sens dokładać do przeładowanego programu obowiązkowe lekcje filozofii lub etyki? Lepiej byłoby chyba połączyć te dwa przedmioty i uczyć o religii bez ewangelizacji. A jeśli już zostawiać religię w obecnym kształcie – należałoby wprowadzić świecki nadzór nad programem nauczania i standardami jego realizacji. Tak by nie było na religii mowy o tym, co było standardem dla mojego pokolenia – o treściach antysemickich, homofobicznych czy antynaukowych.
W dokumencie Państwo i Kościół na swoje miejsca zabrakło jeszcze jednej kluczowej kwestii – regulacji dotyczących możliwości dokonania apostazji. Jak wiemy z doniesień medialnych (a ja i wielu z was z własnych doświadczeń), dostępna polskim katolikom tzw. ścieżka teologiczna opuszczenia Kościoła naraża niekatolików ochrzczonych wbrew swojej woli na niezły stosik kłód pod nogi. To właśnie prowadzi do podtrzymywania wciąż żywej politycznie fikcji, że wszyscy Polacy to katolicy – po prostu apostazję do końca doprowadzają wyłącznie ci najbardziej zdeterminowani.
Nie da się zjeść wafla i mieć wafla, czyli jak dokonałam apostazji i dlaczego was też namawiam
czytaj także
Policzek dla młodych kobiet
Hołownia nie mógł tego wiedzieć, ale ogłoszenie pomysłów jego ekipy na relacje państwa z Kościołem zbiegło się w czasie z opublikowaniem wyroku TK w sprawie zakazu aborcji z powodów embriopatologicznych. Jego konferencja prasowa odbyła się dzień po tym haniebnym wydarzeniu.
Hołownia przyznał, że przedstawiciele Polski 2050 biorą udział w demonstracjach Strajku Kobiet, choć mają różne podejście do aborcji. Łączy ich jednak „poczucie upokorzenia”, ponieważ rząd nie proponuje „obrony życia”, lecz „obronę politycznego życia Prawa i Sprawiedliwości”.
Widać więc, że lider Polski 2050 chce ugrać coś na negatywnych emocjach do PiS i Kościoła, które rozognił wyrok TK. Jednocześnie jednak Hołownia, jak unikał, tak unika tematu aborcji. W niemal 50-stronicowym dokumencie dotyczącym odsunięcia Kościoła od państwa słowo „aborcja” nie pada ani razu. I to mimo że wyrok TK jest najwyraźniejszą od lat manifestacją uzależnienia państwa polskiego od Kościoła oraz widzimisię jego wiernych.
Zresztą w programie Polski 2050 w ogóle niewiele jest o wpływie Kościoła na kształtowanie prawa w Polsce. Być może Hołowni akurat to mniej przeszkadza.
Jednak w kontekście obecnych wydarzeń i protestów na polskich ulicach pominięcie aborcji w propozycjach Polski 2050 jest jak (drugi) policzek wymierzony polskim kobietom. Jeśli program Hołowni służyć ma budowie „państwa bezstronnego światopoglądowo” i „wspólnocie opartej na zasadach pojednanej różnorodności”, jeśli ma się to odbyć „z poszanowaniem wrażliwości osób wierzących oraz tych, które nie chcą być związane z żadnym Kościołem”, to do tej zasługującej na szacunek wspólnoty z pewnością nie należą młode kobiety.
Młode kobiety mają w sprawie aborcji – jak pokazują liczne badania – progresywne stanowisko (dotyczy to również wyborczyń Hołowni). Młode kobiety, których w przeciwieństwie do kleru kwestia aborcji i potencjalnie patologicznej ciąży dotyczy. Młode kobiety, które obecnie obowiązujący porządek prawny zmusza do podejmowania decyzji o macierzyństwie w lęku lub do niej zupełnie zniechęca. Młode kobiety, od których wymagać się teraz będzie radykalnego heroizmu… Dobra, stop, przecież już to wszystko wiecie.
Nie mój cyrk, nie moje małpy – powie inna lewaczka. Ja jednak uważam, że Polska zasługuje na odnowę politycznego centrum. Na takie centrum, w którym kompromisy osiąga się inaczej niż – jak niezmiennie od trzydziestu lat – nad głowami kobiet.