Agnieszka Wiśniewska

Zagłosuję na Hołownię

Szymon Hołownia. Fot. facebook.com/szymonholowniaoficjalny

Szymon Hołownia nie jest „człowiekiem znikąd”. Ma własną fundację, wyrobioną pozycję i wyrobiony światopogląd. Najchętniej nic by nie zmieniał. Ale zagłosuję na niego, oczywiście wtedy, kiedy będzie kandydatem na prymasa Polski – pisze Agnieszka Wiśniewska.

„Co mogę z tym zrobić? Nikim przecież nie jestem, by pchać się między Dudę, Tuska, Biedronia. Nie moja liga. Gdzie mi, prostaczkowi, do pałaców. Jedyne przyjęcia u ambasadora, jakie znam, to te z reklamy czekoladowych pralinek. A jednak wysiedzieć mi na tyłku coraz trudniej” – pisał w 2018 roku Szymon Hołownia. Warto dziś przeczytać jego niedawne felietony.

Szymon Hołownia zapowiedział swój start w wyborach prezydenckich. Kandydat bez zaplecza politycznego ma w prezydenckich sondażach od kilku do kilkunastu procent i na razie najsilniej kojarzony jest właśnie jako człowiek spoza polityki. Uważa, że ludzie nie lubią polityków, więc na stanowisku głowy państwa potrzebny jest ktoś z zewnątrz.

Hołownia znany był ostatnio jako prowadzący program w TVN, felietonista „Tygodnika Powszechnego”, katolik niezadowolony z tego, jak postępuje Kościół katolicki w Polsce, oraz jako ten, który mówi głośno o prawach zwierząt i katastrofie klimatycznej. Uchodzi za kogoś w rodzaju postępowego katolika. Michał Sutowski pisał niedawno o dwóch „kandydatach dialogu”, zestawiając Hołownię z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, że ten pierwszy jest dobry „dla soft-postępowych”, a ten drugi – dla „soft-konserwatywnych”.

Nie chciał, ale musi? Po co lewicy kandydat Biedroń

Hołownia nie przedstawił jeszcze programu. Na razie pokazuje swoich doradców. Są wśród nich ekonomista Piotr Kuczyński (przez lata pisał felietony do Krytyki Politycznej, KP wydała też jego książkę), badacz Rafał Matyja, generał Mirosław Różański. Czekam oczywiście na kobietę w tym gronie i mam nadzieję, że nie będzie odpowiedzialna za sprawy społeczne (czytaj: rodzinę), bo tam się najczęściej upycha ekspertki.

5 przyczyn wzrostu nierówności

Próbowałam wyłowić sygnały pokazujące, co takiego Szymon Hołownia zaproponuje Polsce jako prezydent. Z wywiadów wyłania się raczej ogólnikowy obraz: dość wojny polsko-polskiej, „zmiana klimatu to fakt, a nie pogląd polityczny”, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest fajna, a „jedność to nie jednolitość”. W wielu innych sprawach Hołownia jeszcze nie ma zdania albo twierdzi, że go nie ma, a problem wymaga konsultacji, rozmów, dialogu. Słowo „dialog” usłyszymy zapewne wiele razy w tej kampanii.

Soft-postępowiec?

Jeśli w jakieś sprawie Hołownia na pewno ma zdanie, to w sprawie swoich poglądów. Ciekawa tych poglądów, sięgnęłam po wydany niedawno zbiór felietonów z „Tygodnika Powszechnego”, czyli książkę Teraz albo nigdy.

Po lekturze musiałam niestety zmienić zdanie: żaden z Hołowni „soft-postępowiec”. To uczciwy konserwatywny katolik, wrażliwy na krzywdę dzieci i zwierząt, dostrzegający zagrożenia wynikające z katastrofy klimatycznej, a także człowiek prowadzący własną fundację i dużo jeżdżący po Polsce na spotkania z czytelnikami swoich książek. Dobry konserwatysta po prostu.

Hołownia może przywrócić w Polsce elementarną wspólnotę polityczną [rozmowa z Rafałem Matyją]

Gdybym mogła głosować na prymasa, gdyby w Kościele odbywały się wybory bezpośrednie (a ja formalnie nadal jestem częścią tego Kościoła, bo mnie do niego zapisali, kiedy jeszcze nie miałam nic na ten temat do gadania), to oddałabym głos na Szymona Hołownię. Ale raz, że takich wyborów nie ma, a dwa, że Hołownia startuje na prezydenta. I dlatego każdej i każdemu, kto chciałby na niego głosować, polecam najpierw poczytanie, co ten kandydat pisze. To pomaga spostrzec, że nie mamy do czynienia z dobrym panem spoza układu, ale z kimś, kto funkcjonuje w obiegu środowiskowo-medialnym od lat, kto ma tu pozycję i ma wyraźne poglądy na świat.

Wetowałby wszystkie ustawy choćby o centymetr zmieniające status quo

Nie ma sensu wspominać o takich kwestiach jak aborcja czy prawa mniejszości, bo tu sprawa jest jasna. W kwestii aborcji Hołownia będzie za utrzymaniem status quo. Jeśli coś mu się nie podoba, to to, że w Polsce (przynajmniej teoretycznie, bo praktyka jest niestety wbrew ustawie) można przerwać ciążę ze względu na wady płodu (czyli ciężkie i nieodwracalne upośledzenie płodu lub nieuleczalną chorobę zagrażającą życiu płodu). Hołownia – jak wynika z jego felietonów – wolałby, żeby kobiety rodziły mimo wszystko, a potem żeby chorym czy umierającym dzieckiem ktoś się zajął. Kto? Państwo albo Kościół, bo „to w Polsce największa po państwie instytucja wspierająca ludzi w kryzysie”. „Chcemy oczekiwać od ludzi heroizmu? Najpierw upewnijmy się, że stworzyliśmy im do tego warunki” – dodaje Hołownia. Nie wiem, czy prezydent jest od tego, żeby oczekiwać od kobiet (bo to o nie tu chodzi) heroizmu. Ale ten jeden z wielu felietonów jest raczej skierowany do społeczności Kościoła. Więc tak, na takiego prymasa bym głosowała.

A LGBT? Znowu posłużę się cytatem z Hołowni, bo ładnie pokazuje antypolityczność kandydata na polityczne stanowisko i jego poglądy. Uwaga, to będzie dłuższy cytat:

„I zaprawdę nie jestem w stanie zrozumieć niektórych polityków, tych tępych partyjnych aparatczyków, którzy z narodu tak wspaniałych ludzi z taką konsekwencją robią walczące ze sobą wciąż na takie czy inne pały mięso. Nie pokazują im, jak wspaniali byliby, gdyby połączyli te światła, które mają w sobie, w silniejszy płomień. Słowo daję, że gdybym był prezydentem (bo z innej pozycji zrobić się tego nie da), ogłosiłbym pięcioletnie moratorium na wszelkie spory światopoglądowe, wetowałbym wszystkie ustawy choćby o centymetr zmieniające status quo (w jedną albo w drugą stronę) w tematach jak aborcja czy LGBT”. Felieton z roku 2019.

Z innych felietonów możemy się dowiedzieć, że „żyjemy w świecie, w którym przez wieki normą było wychowywanie potomstwa przez matkę i ojca”. Hołownia jest przerażony atakami na mniejszości, ale to bardzo ludzki odruch: jak biją niewinnych, trzeba stanąć po ich stronie. Ale żeby tym niewinnym dać jakieś prawa – to już niekoniecznie. Nie za jego kadencji.

Ciekawostka: pisząc o mniejszościach seksualnych, Hołownia zawsze używa słowa „gej”. Lesbijki chyba w jego świecie po prostu nie istnieją. LGBT to geje, mężczyźni. Dla kobiet nie ma tu miejsca. Przynajmniej w jego felietonach.

Moje. Jego

Hołownia często używa zaimka „mój”, „moja”. Jest „mój kraj”, „moja fundacja”, „mój Kościół”. Przywiązanie do tego, co jego, jest, widać, spore. Czasem wywołuje to wrażenie związku z wspólnotą, a czasem przeciwnie – wrażenie posiadania rzeczy na własność.

Hołownia wolałby, żeby kobiety rodziły mimo wszystko, a potem żeby chorym czy umierającym dzieckiem ktoś się zajął.

Identyfikacja z krajem, który coś robi źle, daje okazję do powiedzenia, że złe decyzje są też podejmowane w imieniu obywatelek i obywateli, którzy się z nimi nie zgadzają, w „moim” imieniu. Podobnie w przypadku Kościoła. Hołownia się z nim mocno identyfikuje (i tak, wiem, że to felietony dla „TP”, ale w tym tygodniku piszą też inni autorzy, a ich teksty są komentarzami do tego, co nas otacza, a nie zapisami rekolekcji).

Kiedy jednak pisząc o problemach społecznych, Hołownia widzi rozwiązania w prowadzonej przez siebie fundacji, to zaczynam się zastanawiać – czy tu chodzi o naprawienie sprawy czy nalepienie na ranę plastra. Działania społeczne są niezwykle ważne, ale niedobrze się dzieje, kiedy myślimy o nich jako czymś, co ma nie tyle zaleczyć, ile zastąpić państwo. Od kandydata Hołowni oczekuję, że przedstawi projekt naprawy systemu i rozumiem po ludzku, że w felietonach pisze o tym, co jemu samemu udaje się zrobić. To ważne i szlachetne. „Na pohybel panu Szyszce” Hołownia zasadził na działce drzewka. To miłe, ale model dobroczynny nie zastąpi sprawnie działającego państwa.

Kto potrzebuje więcej białych zbawców?

czytaj także

A używanie co chwilę słowa „mój” zapewne denerwuje mnie szczególnie dlatego, że jestem przyzwyczajona do myślenia o tym, co jest „nasze”, wspólne. Hołownia pisze „mój” częściej niż Petru czy Balcerowicz.

Katastrofa klimatyczna

Są oczywiście momenty, w których słowa Hołowni bardzo mnie cieszą. To felietony, w których pisze o katastrofie klimatycznej. Ten kandydat na prezydenta na pewno widzi zagrożenie i będzie o nim głośno mówił w kampanii. „Żadna pompka do narodowej dumy ani żadne obmadlanie granic nie są w stanie zatrzymać procesów, które za dekadę, dwie zgłoszą się, by zabijać nasze dzieci – narastającej nierówności, ocieplenia klimatu, migracyjnej presji” – pisze Hołownia. W innym tekście dodaje: „Promowanie spożycia i produkcji mięsa to jedna z najgłupszych rzeczy, jakie może zrobić dziś polityk świadomy i chcący rzeczywiście wziąć odpowiedzialność za losy wspólnoty”.

Hołownia pisze „mój” częściej niż Petru czy Balcerowicz.

W tym punkcie politycznego programu Hołownia i Biedroń będą sobie mogli przybić piątki. Kandydat lewicy mógłby się zapewne podpisać także pod wieloma krytycznymi słowami pod adresem Kościoła. Tylko że kandydat lewicy będzie też chciał rozdziału Kościoła od państwa i skupi się na pracy na rzecz tego drugiego. Hołownia natomiast chciałby też zmieniać Kościół – bo to w końcu „jego Kościół”.

Hołownia nie raz krytykuje hierarchów Kościoła. W 2019 roku pisze, że Polska to kraj, „w którym katolicyzm ma się jak pączek w maśle, Kościół idzie ramię w ramię z potężną partią rządzącą i cieszy się niemożliwymi do wyobrażenia nigdzie na świecie (poza Watykanem) przywilejami”.

Fajnie, gdyby Kościół był bardziej taki, jakim chciałby go widzieć Hołownia, ale w sumie prezydent Hołownia i tak nie będzie miał na to żadnego wpływu. Kościół nie będzie słuchał prezydenta Polski. Nie słucha nawet swojego przełożonego, papieża Franciszka. A Hołownia nie będzie się poddańczo podporządkowywał hierarchom, ale też nie wypisze się ze wspólnoty, która jest dla niego ważna.

Lewico, nie fantazjuj, że Platforma za moment sama się zapadnie

Z innych tekstów Szymona Hołowni dowiedziałam się, że media są wynaturzone, bo czyhają tylko na ludzkie tragedie, a polityczne wybory to nie choroba, bo „co, jeśli wszelkiego rodzaju komedianci, dealerzy prostackich afektów, postaci w rodzaju Trumpów czy Salvinich, to nie tylko termometr wskazujący chorobę, ale też identyfikacja jej przyczyny? Że co, że to oni na tamtych głosowali? A co, jeśli to my, układając w ostatnich latach tak, a nie inaczej listy naszych priorytetów, stworzyliśmy świat, w którym ich wybór był możliwy?”. Dowiedziałam się też, że bezdomnemu lepiej nie oferować miejsca w luksusowym hotelu, ponieważ może się ów bezdomny poczuć nieswojo – no bo nawet jak się umyje, to nie będzie na przykład miał czystego ubrania, żeby iść w nim na śniadanie. Naprawdę polecam wam poczytać Hołownię.

Ja, mój, moje, siebie, sobie

Zamiast puenty oddam po raz ostatni głos Szymonowi Hołowni. W roku 2017 pisał: „Nie widzę na razie na scenie nikogo, kogo słowo ważyłoby więcej niż kampanijny balon. Komu mógłbym zaufać na tyle, by pójść za nim. Zaufam więc temu, komu mogę zaufać: sobie”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij