Kraj

Kogo chroni państwo, deportując cudzoziemców na tortury?

Tortury są bezwzględnie zakazane. Ale gdy państwo ogłasza, że wydaliło cudzoziemca „podejrzewanego o działalność terrorystyczną”, na nowo wybucha spór: czy wolno i czy należy przekazywać ludzi do krajów, w których grożą im tortury?

W sierpniu ubiegłego roku został wydalony z Polski Azamat Bajdujew, czeczeński uchodźca. Decyzja ministra o jego deportacji zapadła mimo podnoszonych przez cudzoziemca obaw, że zostanie zatrzymany przez rosyjskie służby i będzie torturowany. Zgodnie z przewidywaniami cudzoziemiec od razu po przekazaniu do kraju został zatrzymany i słuch po nim zaginął. Nawet rodzina nie wiedziała, co się z nim dzieje. Dzisiaj wiemy, że odsiaduje w Rosji wieloletni wyrok, a jego zeznania zostały prawdopodobnie wymuszone torturami.

Sprawa została niedawno rozpatrzona przez polski sąd, który uchylił decyzję ministra, podkreślając, że konieczne było zbadanie, czy cudzoziemcowi nie groziły tortury w przypadku powrotu do kraju pochodzenia. To bardzo ważny wyrok z punktu widzenia ochrony praw człowieka, choć z drugiej strony niepokojące i symptomatyczne jest to, że sąd musiał przypomnieć ministrowi tak oczywistą kwestię: że zawsze należy się upewnić, czy prawa cudzoziemca nie zostaną naruszone w przypadku jego deportacji.

Podobnych spraw pojawiło się ostatnio więcej: w styczniu wydalenie z Polski groziło czeczeńskiemu youtuberowi, krytycznie komentującemu autorytarne rządy Kadyrowa w Czeczenii. W lutym Europejski Trybunał Praw Człowieka zdecydował o udzieleniu ochrony zagrożonemu deportacją z Polski Czeczenowi, któremu po powrocie do Rosji groziły tortury. Wciąż pobrzmiewają echa sprawy deportowanego w 2017 roku irakijskiego doktoranta, ubiegającego się w Polsce o uzyskanie statusu uchodźcy, a wydalonego ze względów bezpieczeństwa na podstawie tajnej notatki ABW.

Sukces UE okupiony jest ogromnym cierpieniem

czytaj także

Powinno być oczywiste, że tortury są zakazane. I choć deportowanie cudzoziemca określanego mianem „opozycjonisty” czy „antyreżimowego youtubera” budzi nasz głęboki sprzeciw, to sprawy, w których cudzoziemcowi zarzuca się działalność terrorystyczną, polaryzują już opinię publiczną na tyle, że na nowo powraca dyskusja: co robić z cudzoziemcami podejrzewanymi o działalność terrorystyczną? Czy należy wydalać ich do krajów pochodzenia, nawet jeśli tam grożą im tortury?

Dlaczego tortury są zakazane

Warto przypomnieć, że tortury zostały uznane przez społeczność międzynarodową za najpoważniejszy z aktów przeciwko ludzkiej godności. Wiele konwencji sygnowanych przez niemal wszystkie państwa świata zostało sporządzonych w celu eliminacji tortur. Jak mało któremu prawu człowieka temu nadano przymiot bezwzględności, nie przewidując od niego żadnych wyjątków. I choć w pierwszej chwili tortury kojarzą się z zadawaniem drugiej osobie fizycznego cierpienia, okrucieństwo potrafi być zdecydowanie bardziej wyrafinowane.

Na przestrzeni dziejów wymyślono wiele sposobów traktowania drugiego człowieka, które niekoniecznie wyrządzają fizyczny ból, a które kwalifikowane są dziś jako tortury. Wśród nich można wymienić pozbawianie snu, podtapianie (waterboarding), przetrzymywanie w klatce, poniżanie na tle seksualnym, grożenie gwałtem czy szczucie psami. Niektóre z tych metod zadawania psychicznego cierpienia stosowane były w państwach europejskich jako dopuszczalne techniki śledcze jeszcze nie tak dawno temu (wystarczy wspomnieć chociażby tzw. pięć technik śledczych stosowanych przez brytyjską armię w Irlandii Półncnej w latach 70., dopóki orzecznictwo międzynarodowych organów ochrony praw człowieka nie postawiło sprawy jasno: każda forma tortur jest zakazana. Dzisiaj nie ma od tej zasady wyjątków.

Jak FSB torturowała antyfaszystę

czytaj także

Pamiętajmy, że mówiąc o torturach, mówimy o tych wyjątkowych sytuacjach, w których jednostka jest całkowicie zdana na łaskę osoby posiadającej władzę. To może być policjant, strażnik więzienny, funkcjonariusz służb bezpieczeństwa albo żołnierz. Nie chodzi więc o zwykłe okrucieństwo, jakie człowiek potrafi wyrządzić drugiemu człowiekowi – ale o takie, które zadawane jest w majestacie władzy, a więc za wyraźnym lub milczącym przyzwoleniem organów posiadających kompetencje do sprawowania władztwa, najczęściej przez osoby posiadające ustawowe uprawnienie do stosowania środków przymusu, a więc z samego założenia mające nad nami przewagę.

Niebezpieczeństwo przesuwania granic

Największym niebezpieczeństwem przyzwolenia na tortury jest przesunięcie granic w sposób, którego nie jesteśmy w stanie przewidzieć i którego skutki, jak dzisiaj wiemy, mogą być dramatyczne. Wystarczy wspomnieć chociażby wydarzenia z więzienia Abu Ghurajb, wykorzystywanego przez amerykańską armię podczas wojny w Iraku do torturowania zatrzymanych Irakijczyków.

Świadectwem niebezpieczeństwa przesuwania granic i przyzwolenia na tortury jest też więzienie w zatoce Guantánamo. Otwarte w 2002 roku w ramach ogłoszonej przez Stany Zjednoczone walki z terroryzmem, do dzisiaj jest miejscem przetrzymywania bez podstawy prawnej dziesiątek więźniów. Sporządzony w 2004 roku po kolejnym skandalu raport FBI wymienia wśród stosowanych tam tortur m.in. trzymanie więźniów godzinami w uciążliwych pozycjach ze skutymi kończynami, narażanie ich na ekstremalne temperatury z doprowadzaniem do hipotermii włącznie, zmuszanie do symulowania aktów homoseksualnych i masturbacji na oczach pozostałych więźniów czy też wcieranie w twarze więźniów krwi menstruacyjnej strażniczek.

Wbrew przedwyborczym zapowiedziom i ku wielkiemu rozczarowaniu organizacji prawnoczłowieczych prezydent Barack Obama nie zdecydował się na zamknięcie więzienia Guantánamo, a prezydent Donald Trump, jak można się było spodziewać, zapowiedział przedłużenie jego działania na czas nieokreślony. W niechlubnej historii tego wyjętego spod prawa miejsca detencji swoją rolę odegrała także Polska, która w latach 2002–2005 przetrzymywała w tajnym więzieniu w Starych Kiejkutach i przekazywała Amerykanom osoby podejrzane o działalność terrorystyczną. Osoby, które następnie trafiały do Guantánamo.

Nie łudźmy się jednak, że tortury dzieją się tylko daleko stąd i nas nie dotyczą. Wbrew temu, co nam się najczęściej wydaje, każdy z nas może się znaleźć pewnego dnia w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie albo trafić na wyjątkowo okrutnego przedstawiciela władzy. Podejrzenie o działalność terrorystyczną nie jest przecież jedynym powodem zadawania tortur, o czym świadczy chociażby sprawa Igora Stachowiaka.

Ochrona przed wydaleniem

Skoro tortury są w każdym przypadku zakazane, naturalną konsekwencją jest niewydawanie cudzoziemców do państw, które mogłyby tortury wobec nich stosować. Do takiego wniosku doszedł już w latach 80. Europejski Trybunał Praw Człowieka. Przełomowe sprawy dotyczyły ekstradycji i wydalania cudzoziemców, którzy dopuścili się poważnych przestępstw – także na tle terrorystycznym – do państw, w których wobec zatrzymanych powszechnie stosowano tortury.

Niemczyk: Terror nasz powszedni

Za kamień milowy w tej kwestii uznaje się wydany w 1989 roku wyrok w sprawie Soering przeciwko Wielkiej Brytanii. Sprawa dotyczyła obywatela Niemiec, który miał zostać poddany ekstradycji do Stanów Zjednoczonych, gdzie z powodu oskarżenia o podwójne morderstwo groziła mu kara śmierci. Trybunał uznał, że przekazanie Soeringa Stanom Zjednoczonym stanowiłoby naruszenie jego praw, gdyż byłby tam niechybnie narażony na pobyt w tzw. korytarzu śmierci, co samo w sobie stanowi rodzaj tortury i nieludzkiego traktowania. Amerykańscy więźniowie skazani na karę śmierci oczekują bowiem na egzekucję w izolowanych celach przez nieoznaczony okres czasu, niekiedy nawet przez wiele lat. Z powodu długotrwałego odosobnienia i silnego stresu związanego z niepewnością swojej sytuacji wielu więźniów traci zmysły, co popycha ich nawet do prób samobójczych. Wielu skazanych prosi o jak najszybsze wykonanie egzekucji i niepozostawianie ich w stanie niepewności i szaleństwa.

Skoro tortury są w każdym przypadku zakazane, naturalną konsekwencją jest niewydawanie cudzoziemców do państw, które mogłyby tortury wobec nich stosować.

Od czasu wyroku w sprawie Jensa Soeringa Trybunał rozpatrzył wiele spraw, w których pojawiła się kwestia dopuszczalności wydalenia cudzoziemca zagrożonego torturami we własnym kraju. Były to m.in. sprawy kurdyjskich działaczy partii komunistycznej zagrożonych przekazaniem do Turcji, Sikhów walczących o niepodległość Chalistanu, którzy mieli być przekazani do Indii, a także Tunezyjczyków, Marokańczyków i Czeczenów. Sprawy te wyznaczyły standardy orzekania nie tylko przez sam Trybunał, ale i przez sądy krajowe, wszędzie tam, gdzie na szali pojawia się zagrożenie torturami. Bez względu na wagę popełnionego przez cudzoziemca przestępstwa lub podejrzenia o jego popełnienie zakaz tortur jest bezwzględny – co oczywiście nie stoi na przeszkodzie oskarżeniu i osądzeniu cudzoziemca zgodnie z krajowym prawem karnym. O ile znajdą się na to wystarczające dowody, bo dotychczasowe sprawy pokazują, że wydaleni z Polski cudzoziemcy niekoniecznie musieli mieć cokolwiek wspólnego z działalnością terrorystyczną.

Droga na skróty

Wprowadzone w 2016 roku ustawą o działaniach antyterrorystycznych przepisy pozwalają na zastosowanie szybkiego i skutecznego mechanizmu deportacji cudzoziemców podejrzewanych o działalność terrorystyczną: ABW kieruje tajną notatkę do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, minister na tej podstawie wydaje decyzję bez uzasadnienia faktycznego, decyzja otrzymuje rygor natychmiastowej wykonalności i już następnego albo tego samego dnia cudzoziemiec siedzi w samolocie powrotnym do kraju, nie wiedząc nawet, z jakich powodów został wydalony.

Uchodźcy na krawędzi Europy. Jak polska polityka sięga greckich wysp

Abstrahując od kwestii zgodności z prawem międzynarodowym, prawem unijnym i naszą własną konstytucją przepisów niezapewniających wydalanemu odpowiednich gwarancji proceduralnych w toku postępowania, powstaje także inna poważna wątpliwość. Czy jeżeli taka osoba faktycznie stanowi zagrożenie terrorystyczne, to możemy spać spokojnie tylko dlatego, że znalazła się poza granicami naszego kraju? Terroryzm XXI wieku nie zna przecież granic. Taki cudzoziemiec, pozostający na wolności, wciąż może być głową ewentualnego zamachu, wspierać go finansowo lub rekrutować kolejnych członków przestępczej siatki. Dlatego wydawać by się mogło, że skuteczniejszą metodą ochrony państwa byłoby skazanie takiego cudzoziemca za działalność terrorystyczną na podstawie krajowych przepisów karnych i pozbawienie go wolności. Dlaczego więc wydalamy, zamiast karać i izolować? Przewrotna jest logika populistycznego ustawodawcy.

Ktoś powie, że najlepiej przekazać takiego cudzoziemca służbom jego własnego kraju i niech tam odsiaduje zasłużony wyrok. I oczywiście, taka możliwość również została przewidziana przez polskiego prawodawcę, do tego jednak służy instytucja ekstradycji, a nie wydalenia. Ekstradycja przewiduje obligatoryjną kontrolę sądową i jest obwarowana przepisami nakazującymi zbadanie sytuacji w kraju pochodzenia cudzoziemca oraz sprawdzenie, czy stawiane mu zarzuty nie mają podłoża politycznego. Wydawane przez ministra decyzje o wydaleniu pozbawiają cudzoziemców tych gwarancji i są obchodzeniem przepisów – drogą na skróty.

Uciekają do nas, bo są biedni. Są biedni, bo my jesteśmy bogaci

Miejmy na uwadze, że sytuacje, w których możemy ze stuprocentową pewnością uznać cudzoziemca za terrorystę, należą do rzadkości. Zdecydowanie częściej są to jedynie podejrzenia będące rezultatem działalności operacyjnej służb, która, jak wiemy, wymyka się wszelkiej kontroli. Decyzje w tych sprawach zapadają na podstawie tajnych notatek funkcjonariuszy ABW o niewiadomej treści i nieznanym stopniu pewności. Z tego powodu już we wrześniu zeszłego roku Helsińska Fundacja Praw Człowieka złożyła oficjalną skargę do Komisji Europejskiej na naruszanie przez Polskę prawa unijnego przez wydalanie cudzoziemców uznanych za zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa na podstawie tajnych dokumentów.

Polityka rządu

Pomimo znikomego zagrożenia terroryzmem obecny rząd uzasadnia wiele swoich działań, powołując się na bezpieczeństwo państwa. Potencjalne zagrożenia są oczywiście wiązane przede wszystkim ze zjawiskiem migracji, a słowa „uchodźca” i „terrorysta” stały się niemalże synonimami w politycznej narracji. Rządowy dokument, który wyciekł z ministerstwa w czerwcu tego roku, zatytułowany Polska olityka migracyjna, potwierdza podejście zakładające istnienie zewnętrznego wroga, co w wygodny sposób uzasadnia wprowadzanie i stosowanie nadzwyczajnych środków prawnych. Wskutek tego w samym tylko 2018 roku decyzje o zobowiązaniu do powrotu wydane na podstawie przepisów antyterrorystycznych otrzymało 334 cudzoziemców, z czego aż 2/3 stanowili obywatele Ukrainy. To najczęściej osoby, które przez wiele lat mieszkały w Polsce, posiadały zezwolenia pobytowe, nierzadko rodziny, pracę, siatkę zależności. I nagle, z dnia na dzień, bez podania powodu i zapewnienia indywidualnych gwarancji proceduralnych, a często także bez zbadania potencjalnego zagrożenia torturami zostały wydalone.

Sytuacje, w których możemy ze stuprocentową pewnością uznać cudzoziemca za terrorystę, należą do rzadkości.

Jeżeli abstrakcyjnie rozumiane bezpieczeństwo państwa stawiamy ponad bezpieczeństwem jednostki, należy zadać sobie jedno ważne pytanie: czy Polska dzięki wydaleniu tych 334 cudzoziemców jest dzisiaj rzeczywiście bezpieczniejsza? Zapewne nie, ale nie o bezpieczeństwo tu przecież chodzi. Działania podejmowane przez ministra na podstawie przepisów ustawy antyterrorystycznej niewiele mają przecież wspólnego z faktyczną ochroną państwa, a zdecydowanie więcej z prowadzoną od lat polityką skrajnego nacjonalizmu – a także z polityką ignorowania europejskich gwarancji związanych z ochroną praw człowieka.

Precedens ten jest niezwykle niebezpieczny. Jeżeli dzisiaj, powołując się na bezpieczeństwo państwa, rząd łamie podstawowe prawa wydalanych cudzoziemców, to jutro z tych samych powodów może łamać prawa także własnych obywateli. Sprawy Mohameda Sakra, Mahera Arara i wielu innych pokazują, że nawet obywatelstwo zachodniego państwa nie zawsze jest wystarczającą ochroną przed wydaleniem, jeżeli to państwo prowadzi politykę skoncentrowaną bardziej na walce z niewidzialnym wrogiem niż na ochronie praw jednostek będących pod jego władzą.

**
Marta Górczyńska – prawniczka zajmująca się ochroną praw człowieka. Od lat współpracuje ze środowiskiem pozarządowym, m.in. Helsińską Fundacją Praw Człowieka. Specjalizuje się w ochronie praw uchodźców, migrantów i ofiar handlu ludźmi. Monitoruje respektowanie prawa na granicach i w ośrodkach detencyjnych (jest m.in. współautorką raportów Migracja to nie zbrodnia i Droga donikąd). Angażuje się w wolontariat w różnych miejscach na świecie. Obecnie jest doktorantką na Uniwersytecie Warszawskim.

***

ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd BuceriusMateriał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij