Nie chodzi mi o to, żeby wszystkie filmy wyprodukowane przez Weinsteina, z „Trainspotting”, „Fortepianem” i „Fridą” na czele, spalić na stosie czy zamknąć teraz w jakiejś piwnicy, do której klucze wydzielał będzie IPN. To zresztą i tak by się nie udało. Możemy jednak nie oglądać filmów kręconych przez przemocowców, a przynajmniej za ich oglądanie nie płacić. Choć osobiście preferuję to pierwsze.
Chcielibyście opluć i poddusić Umę Thurman? A może wolelibyście ją wsadzić do zdezelowanego auta i kazać rozpędzić się do niebezpiecznej prędkością na wąskiej leśnej drodze, żeby zobaczyć, jak traci panowanie nad kierownicą i ląduje na drzewie? A może lubicie mówić dziewczynom, że masturbujecie się, oglądając ich zdjęcia? Albo uważacie, że uprawianie seksu analnego z trzynastolatką to nic złego i że nie powinno się tego nazywać gwałtem? Czy chcielibyście odegrać scenę gwałtu na ofierze gwałtu? Może po prostu lubicie znęcać się nad kobietami i patrzeć, jak są męczone i poniżane?
Jeśli tak, to bardzo mi przykro i miłego seansu. Jeśli jednak macie pewne wątpliwości, czy chcecie przykładać ręce do takiego zachowania, to zasadne byłoby też się zastanowić, czy chcecie oglądać nowy czy w ogóle jakikolwiek film Quentina Tarantino.
czytaj także
Jak pisze Rose McGowan w swojej wstrząsającej autobiografii: „Hollywood czuje się wspaniale z sankcjonowaniem niegodnego wykorzystywania kobiet i nazywaniem tego sztuką. […] Kiedy widzisz, jak kobiety traktowane są na ekranie, to rozumiesz, jak reżyser nisko je ceni”. Była aktorka zwraca uwagę, że choć Tarantino bywa chwalony za przedstawianie postaci silnych kobiet, to trzeba spojrzeć też na to, przez co jego bohaterki przechodzą.
czytaj także
Jak wie każdy, kto jakieś filmy Tarantino kiedyś obejrzał, jest to festiwal, jeśli nie orgia przemocy. Kobiety są duszone, opluwane, gwałcone i zabijane, mamy nawet takie kwiatki jak rozrywane damskie krocza czy twarze zdzierane przez opony samochodowe. To oczywiście fakt, że w realnym świecie kobiety są często ofiarami przemocy, a jednak oglądanie efektów wyobraźni niektórych reżyserów budzi podejrzenia, że po prostu lubią tę przemoc odtwarzać.
czytaj także
Znamienny jest też pomysł fabularny, zgodnie z którym kobieta musi zostać zgwałcona, żeby stać się silną i mściwą bohaterką. Czy to rzeczywiście tak działa? Znając ofiary gwałtów, mam poważne wątpliwości.
Trochę też nie wiem, co myśleć o Tarantino, który uznał, że nikt nie poddusi i nie opluje Umy Thurman tak dobrze jak on, więc postanowił zastąpić aktorów i wziąć sprawę w swoje ręce. Podobnie zresztą było w przypadku Diane Kruger. Po sprowokowanym przez reżysera wypadku Thurman, w którym kierownica wbiła jej się w podbrzusze, nogi zaklinowały, a głową uderzyła w wystającą klingę miecza, aktorka do dziś ma problem z kolanami.
Tarantino twierdzi co prawda, że niewielu rzeczy w życiu bardziej żałuje, ale wcale jej nie zmusił, tylko zapewnił, że trasa jest bezpieczna. Tak bardzo bezpieczna, że aktorka otarła się o śmierć. No ale czego się nie robi dla dobrej sceny. Bez wątpienia wynika z tego cenna lekcja na przyszłość: nie zawsze należy ufać facetowi, który zapewnia cię, że jesteś bezpieczna.
Mamy już wystarczająco dużo danych, żeby wiedzieć, że w przypadku wielu „wielkich artystów” bezpieczeństwo i dobro kobiet nie jest priorytetem. Dla Rose McGowan szczególnie traumatyczny był fakt, że filmy z serii Grindhouse dystrybuowane były przez braci Weinstein. Co prawda Tarantino mógł nie wiedzieć o tym, że Harvey Weinstein zgwałcił McGowan, ale z pewnością wiedział o tym Robert Rodriguez, który twierdził, że specjalnie doprowadził do takiej sytuacji, żeby pomóc aktorce, która znajdowała się na czarnej liście producenta. Weinstein chciał zniszczyć McGowan, gdyż miał słuszne powody, by się obawiać, że aktorka ujawni, co spotkało ją w jego hotelowym pokoju. Bo w końcu to zrobiła.
Aktorka zupełnie jednak inaczej niż Rodriguez postrzegała całą sytuację. W swojej autobiografii pisze: „Nie potrafię nawet opisać słowami, jak się czułam, gdy zostałam sprzedana człowiekowi, który mnie zgwałcił i zranił na całe życie. Musiałam uczestniczyć w konferencjach prasowych z udziałem potwora i oglądać zdjęcia, na których obejmował mnie swoją tłustą łapą”.
Z autobiografii aktorki dowiadujemy się, że niezłym potworem był też sam Robert Rodriguez, który wielokrotnie stosował przemoc wobec McGowan, która przez jakiś czas była z nim w związku. Na żaden nowy film tego typa oczywiście też nigdy nie pójdę, po tym, co przeczytałem.
Tarantino zresztą też wiedział, że Weinstein jest molestatorem, gdyż Uma Thurman opowiedziała mu, jak próbował ją zgwałcić. Mimo wszystko dalej współpracował z tym producentem. Marnym pocieszeniem jest, że Tarantino stwierdza, że wiedział wystarczająco dużo o Weinsteinie, że mógł zrobić więcej. Bo jakoś nie zrobił. Być może lepsze pocieszenie stanowi fakt, że Grindhouse poniósł finansową klapę.
czytaj także
Pytanie, które należy postawić: czy chcemy wspierać kulturę tworzoną przez przemocowców, gwałcicieli czy molestatorów? Oczywiście trochę nie mamy wyjścia, bo pełno ich wszędzie i pewnie wciąż na temat wielu trwa zmowa milczenia. Mimo wszystko wiemy już dość dużo na temat wielu obrzydliwych i łamiących ludziom życia zachowań różnych wielkich artystów, żeby nie chcieć mieć z nimi do czynienia.
Ostatecznie nie tylko przemocowcy robią dobrą sztukę, więc mając do wyboru film krzywdzącego kobiety dzbana oraz osoby, co do której nie mamy takich podejrzeń, proponowałbym wybrać ten drugi. Nie jest to żadna cenzura, jak pisze Karolina Korwin-Piotrowska, strasząc, że „żyjemy w czasach, kiedy nie trzeba iść do prokuratury, by zostać osądzonym. Internetowe sądy działają 24 godziny na dobę, wydają wyroki jeden po drugim, zadowolone, że znowu zwyciężyły moralność i głos ludu”.
czytaj także
Prawdę mówiąc, nie będę zadowolony, dopóki przemocowcy będą tworzyć naszą kulturę i cywilizację, więc chętnie wydaję wyroki, licząc, że może jednak kiedyś moralność zwycięży. Nie mam jednak wielkich złudzeń. Tarantino czy Woody Allen nie mają problemu z tym, żeby kręcić kolejne filmy. Choć pewnie część ludzi ma problem z tym, żeby je oglądać, czy nawet w nich występować. Kilkoro aktorów i aktorek z obsady nowego filmu Allena zdecydowało się przekazać honoraria na powstałą w efekcie #metoo organizację Time’s Up, stawiającą sobie za cel walkę z przemocą seksualną.
Tymczasem Robert Rodriguez kompletuje obsadę do nowej superprodukcji dla Netflixa. Pytanie, kogo skrzywdzi lub wykorzysta tym razem, pozostaje otwarte. Prawdę mówiąc, wolałbym sobie nie musieć zadawać takiego pytania, ale najwyraźniej niestety ciągle nasze umiłowanie rozrywki i sztuki jest większe niż siła internetowych sądów kapturowych i naszej artystycznej cenzury. A może po prostu siła przemocowych mężczyzn jest ciągle większa niż oburzonych internautów?
czytaj także
Mimo wszystko ciągle jest coś, co możemy zrobić. I nie chodzi mi o to, żeby wszystkie filmy wyprodukowane przez Weinsteina, z Trainspotting, Fortepianem i Fridą na czele, spalić na stosie czy zamknąć teraz w jakiejś piwnicy, do której klucze wydzielał będzie IPN. To zresztą i tak by się nie udało. Możemy jednak nie oglądać filmów kręconych przez przemocowców, a przynajmniej za ich oglądanie nie płacić. Choć osobiście preferuję to pierwsze.
Ostatecznie nigdy nie wiadomo, czy po wchłonięciu kultury tworzonej przez gwałcicieli nas samych nie najdzie ochota na gwałt albo przynajmniej nie zwiększy ona naszego przyzwolenia na przemoc. Sam lubię czasem oglądać przemoc, ale jednak bardziej mnie bawi i interesuje walka klas niż opluwanie i duszenie kobiet, więc zamiast nowego Tarantino polecam nowego Joon-ho Bonga, czyli Parasite. Też jest tam sporo przemocy, ale znacznie słuszniej wymierzonej.