Prezydent Ukrainy Zełenski przyszedł na swoją inaugurację piechotą. Gdy jeszcze grał prezydenta Ukrainy w serialu „Sługa narodu”, jeździł do prezydenckiej siedziby rowerem. Czy to znaczące? Tak, jeśliby przyjąć, że cała ukraińska polityka od teraz będzie tylko scenografią tego głupawego serialu, a cała ukraińska publicystyka sprowadzi się do śledzenia podobieństw i różnic między scenariuszem a rzeczywistością.
Podstawowe kłamstwo, na którym ta strategia jest oparta, brzmi: na prezydenta wybrano – tak jak w serialu – zwykłego kolesia, osobę spoza układu. Tymczasem Zełenski jest konsekwentnym krokiem do przodu dokonanym przez ukraiński porządek oligarchiczny. Naprawdę nie robi dużej różnicy, czy prezydentem Ukrainy jest człowiek sprzedający słodycze czy programy telewizyjne. Różnica polega natomiast na tym, że w tym drugim przypadku wyborcy uwierzyli, że głosują na zbuntowanego celebrytę, który – jak w swoim serialu – potrafi obalić układ. I to właśnie ta wiara jest ostatnią nadzieją porządku oligarchicznego.
Najciekawsze jest jednak to, że ta – jak piszą światowe media – „zupełnie bezprecedensowa sytuacja” w ukraińskiej polityce rozgrywa się już po raz drugi. Żeby zrozumieć, co czeka Ukrainę przez najbliższe pięć lat, wystarczy spojrzeć na osobę, która przyjechała na inaugurację Zełenskiego akurat rowerem, czyli mera Kijowa Witalija Kliczkę.
Kilka lat temu ów były bokser również wykorzystał swoją medialną rozpoznawalność do budowy wizerunku antysystemowego buntownika. Mimo wielokrotnie demonstrowanego publicznie kretynizmu (a może właśnie dzięki niemu) był poważnie rozważany jako kandydat na prezydenta Ukrainy po obaleniu Janukowycza. Musiał się jednak zadowolić stanowiskiem mera Kijowa. Mieszkańcy tego miasta mieli okazję w ciągu ostatnich pięciu lat doświadczyć tego, co teraz z dużym prawdopodobieństwem czeka cały kraj: rządów popularnego amatora spoza świata polityki, natomiast niekoniecznie spoza świata biznesu.
Kadencja Kliczki jest przede wszystkim naznaczona niespotykaną wolnością dla branży budowlanej. Co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę, że Kliczko od lat 90. związany jest z kijowską mafią deweloperską. W ostatnich dekadach Kijów wielokrotnie padał ofiarą bezczelnej polityki miejskiej, ale skala wysługiwania się wielkiemu biznesowi przez miejskie władze pod rządami Kliczki zaskoczyła nawet najbardziej zahartowanych mieszkańców stolicy.
Centrum Kijowa oraz jego obrzeża przekształciły się w plac budowy gigantycznej bańki na rynku nieruchomości, która za chwilę pęknie – ale zanim to się stanie, legnie w gruzach jeszcze niejedna historyczna kamienica czy modernistyczny zabytek. Tymczasem infrastruktura społeczna leży poza sferą zainteresowań mera Kliczki. W ubiegłym roku przez sześć miesięcy mieszkańcom sporej części centrum dostarczano tylko zimną wodę.
Kliczko został zmuszony do przypomnienia sobie, że polityka miejska polega nie tylko na budowie wieżowców i centrów handlowych, gdy pewnej nocy zaczął się walić most Szuliawski, jedna z najważniejszych arterii Kijowa – choć, o dziwo, nikt nie zginął. Kliczko zamienił ten kryzys w pijarową akcję, ogłaszając się merem budującym mosty. Efektem tej strategii jest budowa absurdalnej atrakcji turystycznej, jaką będzie powstający obecnie most między dwoma wzgórzami, w strefie objętej ochroną UNESCO, gdzie obowiązuje zakaz wznoszenia nowych obiektów. W międzyczasie okazało się, że ów most jest tylko pretekstem do budowy dużego centrum handlowego w zielonej części miasta.
czytaj także
Dlaczego w komentarzu do inauguracji prezydenta Ukrainy wyliczam wszystkie grzechy Kliczki, który należał do ekipy byłego prezydenta Poroszenki? Przede wszystkim dlatego, że chciałbym rozwiać powtarzany przez zachodnią prasę mit, jakoby Zełenski był czymś nowym w Ukrainie. Wręcz przeciwnie – Zełenski to jeszcze więcej tego samego, tylko w jeszcze bardziej jałowym wydaniu.
Widać to już po pierwszych nominacjach prezydenta, który obsadził swoją administrację niemal wyłącznie biznesowymi partnerami: swoimi oraz oligarchy Ihora Kołomojskiego. I po podjętej przez niego decyzji, by ogłosić wcześniejsze wybory parlamentarne, które mają się odbyć według starego, „mieszanego” systemu wyborczego, w ramach którego oligarchowie zachowają możliwość kupowania pozycji na listach wyborczych.
czytaj także
A na pierwsze spotkanie nowego prezydenta z parlamentarzystami Ołeh Laszko, naczelny (przed nadejściem Zełenskiego) ukraiński populista, również przyjechał rowerem.