Laurka dla biskupa Pieronka, Polscy celebryci zwiedzający świat czy kuriozalne wypowiedzi Ryszarda Petru. Kaja Puto pisze o tym, co nas zadziwiało i powodowało stawianie sobie pytania: „ej, serio?”.
Laurka dla biskupa Pieronka
Biskup Tadeusz Pieronek sądził za życia, że pierwowzorem dzieci z in vitro był Frankenstein, że Kościół nie jest w żaden sposób odpowiedzialny za plagę pedofilii, a homoseksualizm jest jak choroba zakaźna, której ofiary trzeba izolować i nie dopuszczać do szkół. O feministkach mówił, że to beton, którego nie rozpuści nawet kwas solny, o polskiej lewicy – że jest niemoralna i przypomina psy i szczury, które opuszczają swoje kryjówki, by ruszyć na polowanie, o kryzysie uchodźczym – że to spisek przeciwko chrześcijańskim korzeniom Europy.
Po śmierci Pieronka liberalne media postanowiły wynieść go mimo to pod niebiosa. „Nazywał rzeczy po imieniu”, „niewygodny dla biskupów”, „otwarty na kontakt” – wspominali zmarłego goście w programie TVN24. „Kościół bp. Pieronka był Kościołem otwartym, posoborowym, a Jego mowa była wolna od nienawiści” – dowodził Adam Michnik. „Bp Tadeusz Pieronek w ostatnim felietonie krytykuje władze” – przypominała krakowska „Gazeta Wyborcza”.
W tym ostatnim nagłówku znajduje się klucz do nagłej amnezji liberalnej bańki. Pieronkowi narysowała bezkrytyczną laurkę tylko i wyłącznie dlatego, że uderzał w PiS. I to miał być atut i dowód na istnienie Kościoła otwartego, jak uważają liberałowie. Ci sami liberałowie, którzy rzekomo żądają rozdziału Kościoła katolickiego od polityki.
Gdyby nie ta laurka, nie wyciągalibyśmy tego wszystkiego człowiekowi w godzinę śmierci. Ale taki obraz wymaga uzupełnienia. I nie, Pieronek nie miał „niepopularnych poglądów”, z którymi można się było „częściowo nie zgadzać”. Propagował mowę nienawiści z pozycji władzy.
„Napis” zamiast Dwutygodnika, czyli kultura według PiS
Zanim PiS doszedł do władzy, prawicowa bańka płakała, że armia wartościowych twórców z prawej strony odcinana jest od państwowego wsparcia. Po trzech latach posuchy w kulturze widać wyraźnie, że takich twórców – pisarzy, artystów, muzyków – można policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli powstają jakieś dzieła miłe władzy, mają charakter miałkiego apelu szkolnego, który wbrew zapowiedziom nie jest w stanie zainteresować ani widzów, ani krytyków, ani zagranicy.
W grudniu zainaugurowano działalność „Kwartalnika Kulturalnego NAPIS”, który stawia sobie ambitny i szeroki cel „promocji literatury współczesnej wśród młodzieży licealnej, studenckiej, nauczycieli oraz środowiska akademickiego”. Jak ma zamiar swój cel zrealizować, nie wiadomo. Wiadomo już natomiast, że pismo promować będzie dzieła nijakie, odtwórcze i po prostu nudne.
Z NAPIS-u można sobie śmieszkować („czytaj NAPIS, głosuj na PiS”), ale problemów jest więcej. Dotacje MKiDN wciąż rozdawane są według klucza ideologicznego (a do tego z rekordowymi opóźnieniami), do Rydzyka płynie strumień pieniędzy na kulturę, dofinansowanie zabiera się instytucjom tak zasłużonym jak ECS, a w radach i zarządach wielu innych sadza się dyletantów. W 2018 dobito też wiele funkcjonujących jeszcze sensownie Instytutów Polskich (np. ten w Berlinie, gdzie dyrektorką została osoba zasłużona próbami promocji filmu Smoleńsk).
czytaj także
A kiedy już wydawało się, że nie stanie się nic gorszego niż położenie obchodów stulecia niepodległości, na koniec roku zaorano podpadający pod MKiDN Dwutygodnik – jeden z najwybitniejszych (a przy tym najpoczytniejszych) magazynów kulturalnych w całym regionie. Coś, czym PiS faktycznie mógłby się chwalić.
Ryszard Petru
Mimo dołowania w sondażach mistrz wpadki i w tym roku nie zawiódł. W styczniu, gdy Nowoczesna dała ciała podczas głosowania nad ustawą Ratujmy Kobiety, mówił o „usuwaniu aborcji” (rok wcześniej o „wykonaniu zabiegu ciąży”). W sierpniu w piśmie skierowanym do marszałka Kuchcińskiego zrobił literówkę we własnym nazwisku. A w listopadzie, kiedy po wysiudaniu ze swojej partii założył nową – Teraz! – pomylił jej nazwę z partią Razem.
?Czas chyba na zdementowanie informacji podanej przez @RyszardPetru jakoby zarejestrował właśnie Partię Razem. Nie, @partiarazem już istnieje. Partia Ryszarda Petru nazywa się Teraz. pic.twitter.com/2ScrKwPFvA
— Robert Maślak (@RobertMaslak) November 22, 2018
Głównym celem partii, jak i całej zjednoczonej opozycji, Ryszard Petru chciałby uczynić przywrócenie handlu w niedzielę. Niestety, kiedy postanowił ten niezwykle nośny postulat obwieścić mediom, zamiast przywrócenia handlu zaapelował o jego likwidację.
Co z tym handlem w niedziele? @RyszardPetru jak Wałęsa: "za, a nawet przeciw". Przejęzyczenie lidera partii @wybierz_TERAZ, tym razem podczas prezentacji nowego hasła zjednoczonej opozycji. https://t.co/kPi7kzUIrN pic.twitter.com/FARXhWXqed
— PolsatNews.pl (@PolsatNewsPL) December 16, 2018
Są takie momenty, kiedy wydaje się, że już lepiej, kiedy totalna opozycja niczego nie proponuje. Co zresztą od dawna ma w zwyczaju.
Polscy celebryci zwiedzający świat
Najpierw był Efekt domina, czyli program TVN, w którym Dominika Kulczyk, spadkobierczyni jednego z polskich oligarchów, jeździła pozować do zdjęć z głodnymi dziećmi. W programie dostrzec można było wyraźną inspirację dawnymi kolonizatorami, którzy przedstawiali mieszkańców dalekich zakątków świata jako bezradne dzieci zadowolone kaganka oświaty przyniesionego przez białych. Dzielna Dominika stanęła „oko w oko z tubylcami, którzy wierzą w czary i przyznają się do mordowania”.
czytaj także
Później, jakoś jesienią, świat Polakom postanowił objaśnić Filip Chajzer, syn tego od Idź na całość. Wraz z kilkorgiem innych uczestników wziął udział w „emocjonującym wyścigu po Ameryce Południowej” rejestrowanym przez kamery TVN pod nazwą Ameryka Express. W jednym z odcinków trójka uczestników, w tym Chajzer, całowała nieznajome kobiety na ulicy bez ich zgody. To molestowanie na antenie opisała dziennikarka wp.pl, której oburzony Chajzer prędko odpowiedział, zarzucając jej rzekomy lincz i sugerując, że autorka jest brzydka.
Pod koniec listopada wznowiono z kolei w gigantycznym nakładzie wiekopomne dzieło Jarosława Kreta zatytułowane Moje Indie. „Ten kraj leży poza zasięgiem oficjalnego zainteresowania wielkich mocarstw, polityków, a w końcu dziennikarzy. Tu nie ma zamachów stanu, nie ma terroryzmu, nie znajdziesz tu nawiedzonych fanatyków religijnych ani nieszczelnej elektrowni atomowej. Nie ma tu krwi, nienawiści, przemocy i wojen, czyli nic ciekawego dla mediów” – ciągnie swoją opowieść pan od pogody”.
Wielu nestorom tzw. „polskiej szkoły reportażu” zarzuca się, że opisywali miejsca, w których nie byli. Współcześni travelbryci opisują za to miejsca, które znają z okien hotelu all inclusive lub scenariusza reality show.
Młodzi na adventure-club w Nowej Zelandii
„Fajnie wam się żyje w tym kraju? Nieźle, co? Skromna «furka», «klamoty» z butiku, nierzadko własna «kawalerka», a w niej sprzęt audio-wizualny ful, zimą snowboard w Sölden, latem adventure-club w Nowej Zelandii. To się nie wzięło znikąd. Komuś to zawdzięczacie”.
Wy, czyli niewdzięczni młodzi, którzy nie chodzą na KOD, komuś, czyli III RP i jej budowniczym.
Viral, jakim stał się w środowisku opozycyjnym post Theo Nawrockiego, pokazał, że bańka opozycyjna wciąż nie rozumie, dlaczego PiS jest u władzy, dlaczego nie wszyscy czują się w III RP doskonale i dlaczego młodzi nie chodzą na KOD. A zamiast zrozumieć, dryfuje sobie w odklejonych od rzeczywistości wyobrażeniach o niewdzięcznych gówniarzach, którzy wolą pławienie się w luksusach od aktywności obywatelskiej.
czytaj także
To znaczy, tacy pewnie też istnieją, ale jest ich procent albo nawet promil, bo adventure-club w Nowej Zelandii to rozrywka, na którą wydać trzeba 12 000 złotych. W każdym razie nie jest to przyczyna, dla której młodzi nie ściągali w 2018 na protesty w obronie sądownictwa.
Kuriozalny post wywołał flejm między młodą lewicą a ich liberalnymi rodzicami, który ciągnął się przez cały tegoroczny sezon ogórkowy. Niektórzy z nas uważają, że można go przekuć w konstruktywny sojusz przeciwko PiS.