Dziennikarka Saša Uhlova i reżyserka Apolena Rychlíkova pokazują ciemną stronę najgorzej płatnych prac w Czechach.
Saša Uhlova wiedziała, że jest wiele miejsc pracy, w którym płaci się mało, nie na czas, w których praca jest uciążliwa i trwa zdecydowanie dłużej niż 8 godzin na dobę. Jako dziennikarka mogła o tym napisać na podstawie relacji innych, ale to nie zawsze takie proste. Ludzie boją się mówić. Uhlova sięgnęła więc po sposób znany, choć niezbyt popularny, bo jednak dość trudny – pod zmienionym nazwiskiem zatrudniła się w kilku miejscach w całych Czechach, żeby na własnej skórze przekonać się, jak pracuje się w warunkach najtrudniejszych.
Pracowała w pralni szpitalu Motol w Pradze, w fabryce drobiu w Vodňanach, w supermarkecie Albert w Pradze, w fabryce maszynek do golenia na północy Czech i w Ostrawie przy segregacji śmieci.
czytaj także
Przez cały czas robiła notatki, na podstawie których napisała później serię reportaży (mogliście je przeczytać na naszych łamach). Nagrywała też swoją pracę za pomocą kamery ukrytej w okularach. Towarzyszyła jej też z kamerą ekipa filmowa – oprócz serii reportaży Sašy powstał film dokumentalny Granice pracy nakręcony przez Apolenę Rychlíkovą.
We wrześniu zeszłego roku Saša opowiedziała nam o całym projekcie, który śledziliśmy od początku, bo realizowała go zaprzyjaźniona z KP redakcja A2larm. Dlatego o Apolenie i Sašy piszę po imieniu, znamy się po prostu, bardzo sobie cenię ich pracę – teksty Apoleny też mogliście zresztą czytać na KP.
czytaj także
Przygotowania Sašy do pracy śledzimy w filmie Granice pracy. Reporterka farbuje włosy, zmienia wygląd fizyczny. Zmienia też tożsamość, bo jej nazwisko, ze względu na ojca Petra Uhla – czeskiego dziennikarza i polityka, sygnatariusza Karty 77 – może być łatwo rozpoznane. Potem szuka kolejnych miejsc zatrudnienia. Czasem musi wyjechać z miasta. Tęskni za dziećmi.
– Byłam zaskoczona, jak trudno łączyć taką pracę, nawet jeśli na papierze ma się stałe godziny, z życiem osobistym i rodzinnym. Często okazywało się, że rzutowało to też potem na zdrowie – mówiła w rozmowie z Krytyką Polityczną.
czytaj także
Szybko też zorientowała się, na czym polega dyskryminacja kobiet na rynku prac niskopłatnych.
– Zadzwoniłam do agencji pośrednictwa pracy i usłyszałam: „dla kobiet nic nie mamy – mówiła nam Saša. – A jednak w ich ofercie była m.in. praca na taśmie przy lakierowaniu jakichś części. Że kobiety nie potrafią lakierować? Jak się okazało, była to dobrze płatna posada. Za prace, w których zatrudniane są kobiety, oferowane są zwykle dużo niższe wynagrodzenia.
To nie bez znaczenia, że „granice pracy” sprawdza reporterka-kobieta, a film o niej kręci druga kobieta. Obie są wyczulone na kwestie godzenia pracy zawodowej z opieką nad dziećmi, obie wiedzą, jak to ważne i trudne.
– Inspiracją był dla mnie film Made in Dagenham – mówi Saša. – W Czechach różne rodzaje pracy zawodowej podzielone są na kategorie, od których zależy wynagrodzenie. Pierwsza z nich, z najniższą pensją, to po prostu prace kobiece. […] Szwaczki, praczki, pokojówki, sprzątaczki, osoby zbierające owoce, pracujące w kuchni itp. Po prostu prace, które wykonują głównie kobiety. Widzisz, tyle lat upłynęło od 1968 roku, o którym opowiada Made in Dagenham, a wciąż mamy ten sam problem – otwarty genderowy podział na gorzej i lepiej płatne prace.
To, co udało się pokazać Sašy i Apolenie, to łamanie kodeksu pracy, przemęczenie ludzi, złe ich traktowanie. „Nie wiedziałam, jak długo będzie trwała popołudniowa zmiana, więc odczułam ogromną ulgę, kiedy po jedenastu godzinach mogłam wrócić do hotelu pracowniczego” – pisała w jednym z reportaży. Każda sekwencja z kolejnego miejsca, w którym pracuje Saša, zaczyna się wymienieniem przewin pracodawcy.
O projekcie Uhlovej zrobiło się szczególnie głośno po publikacji reportażu opisującego jej pracę w fabryce kurczaków związanej z Andrejem Babišem, obecnie premierem Czech.
„Dostałam dwie pary cienkich białych spodni, zielony fartuch i dwa białe. Na ręce gumowe rękawiczki, na głowę czepek, a na nogi białe gumiaki. Jeśli wytrzymam ponad trzy miesiące, dostanę prawdziwe buty robocze. Przebrałam się w szatni, a następnie poszłyśmy na dół do hali rozbioru mięsa. Zbliżając się do budynku, czułam coraz większy chłód i straszny smród, od którego przewracało mi się w żołądku” – pisała Saša Uhlova.
czytaj także
Później film Apoleny dostał nagrodę na festiwalu filmów dokumentalnych w Jihlavie. Był tez nominowany do filmowej nagrody Czeskiego Lwa. Apolena i Saša zaczęły być zapraszane na spotkania, pokazy filmowe. My w Krytyce Politycznej mieliśmy okazję zobaczyć film i pogadać po projekcji z Sašą tego lata, podczas spotkania organizowanego przez KP w Cieszynie.
Po pokazie filmu "Limity pracy" rozmawiamy z Sasza Uhlova z @A2larm, bohaterka filmu i autorka serii reportazy o pracy w Czechach. #Cieszyn2018
Polecamy teksty Saszy: https://t.co/kqxHOhGibf pic.twitter.com/eMrlZwouJY
— Krytyka Polityczna (@krytyka) August 24, 2018
Projekt Sašy i Apoleny wylał się poza lewicową praską bańkę, Czesi zobaczyli w nim lustro, w którym odbiły się patologie świata pracy. Czytane w Polsce teksty Sašy wpisują się w nurt reportaży krytycznie przyglądających się warunkom pracy w naszym kraju, których trochę się już nazbierało (książki Kamila Fejfera, Olgi Gitkiewicz, Marka Szymaniaka).
Teraz film Apoleny można zobaczyć na festiwalu Watch Docs (i w internecie też, to info dla tych, którym nie chce się jesienią wychodzić z domu). Lojalnie uprzedzam, że kino akcji to nie jest. Granice pracy są kręcone w dużej mierze z ukrycia, więc nie szukajcie tu też kunsztu pracy operatorskiej. To, co na pewno można znaleźć w filmie, to kawałek obrazu pracy w sąsiednim kraju. Często niewiele się on różni od Polski.
W momencie przystępowania do projektu Saša Uhlova miała takie postanowienie, że nie chce wykonywać pracy bezsensownej, zbędnej. Nie chciała pracować w call center i namawiać ludzi do kupowania czegoś, czego totalnie nie potrzebują. Wolała prać, pracować w sklepie (no może praca przy drobiu mogłaby być uznana za bezużyteczną, bo jednak bez zabijania kurczaków świat by sobie jakoś poradził, ale zostawmy to).
Jak sama powiedziała po zakończeniu pracy na cyklem reportaży, zobaczyła, że „ludzie wykonujący najpotrzebniejsze prace pracują często w nieludzkich warunkach i za bardzo małe pieniądze”. Nie jest to coś, czego czytelnik Krytyki Politycznej dotąd by nie przeczytał na naszych łamach, ale mimo to pewne prawdy warto powtarzać.
„Możesz zdechnąć, najważniejsze żebyś przyszła dziś do pracy”
czytaj także
**
Festiwal WATCH DOCS. Prawa człowieka w filmie trwa w Warszawie do 13 grudnia. Krytyka Polityczna jest patronem festiwalu.