Tutaj na stan zdrowia może wpływać wszystko, nawet to, jakiego operatora sieci komórkowej używasz.
Według danych ukraińskiego Centrum Zdrowia Publicznego w Ukrainie panuje najszybciej postępująca epidemia HIV w Europie Wschodniej. Pięcioma regionami z największymi problemami związanymi z HIV od zawsze są: Dniepropietrowsk, Odessa, Mikołajów, Donieck, a także miasto Kijów.
Od 2014 roku, od kiedy separatyści wspierani przez Rosjan zaczęli okupować część Donbasu, trochę się pozmieniało. Minister zdrowia nie ma już dostępu do terytoriów samozwańczych republik ludowych w Ługańsku i Doniecku. Na ten moment nie mamy rzetelnej lub obiektywnej informacji na temat sytuacji HIV/AIDS w tych regionach.
Redakcja Hromadske odbyła rozmowy z obywatelami, którzy żyją z HIV na okupowanych terytoriach, a także z ludźmi, którzy znają realia sytuacji w tzw. „republikach”. Niektórzy rozmówcy poprosili o pozostanie anonimowymi – ich imiona zostały zmienione.
Trzy lata zmian
Sergiej z Doniecka o pozytywnym wyniku badania na HIV dowiedział się w 2003 roku. 45-latek przez pięć lat żył z wirusem nie wiedząc o nim. Sergiej był uzależniony od narkotyków i przez to znalazł się w grupie podwyższonego ryzyka zakażenia się wirusem. Każdego roku testował się na obecność HIV. Został aresztowany za kradzież. W więzieniu nadal używał narkotyków.
— Potem wyszedłem, dostałem pracę i zachorowałem na gruźlicę – mówi. — Choroba postępowała. Poszedłem do szpitala i powiedzieli mi: „W naszej bazie danych pana nazwisko znajduje się na liście HIV-pozytywnych już od pięciu lat”.
Sergiej zaczął przyjmować leki dopiero pięć lat później. Zapytany o to, dlaczego nie zaczął wcześniej, poirytowany wzrusza ramionami: — Nie było takiej potrzeby. Po pewnym czasie zmienił zdanie, ponieważ lek, który bierze, jest wydawany w Ukrainie bezpłatnie. Testy sprawdzające poziom wirusa HIV we krwi i stan komórek odpornościowych także były dostępne bezpłatnie. Sergiej mówi, że przed wojną co roku odwiedzał szpital. Również bezpłatnie.
Według Sergieja leki skończyły się od kiedy w 2014 zaczął się konflikt militarny w Donbasie. HIV-pozytywnych, takich jak on, odsyłano do szpitali w Słowiańsku. Sergiej nie pojechał. Mówi, że leki pojawiły się w samozwańczej Donieckiej Republice Ludowej w roku 2015. Teraz poddaje się regularnemu leczeniu. Za testy musi płacić od pięciu do siedmiu dolarów. Otrzymuje również 46 dolarów renty.
Czy wystarcza mu pieniędzy? — Na coś tam wystarcza — śmieje się.
Stan zdrowia Sergieja nie pozwala mu pracować. — Wyszedłem przed dom, żeby posprzątać i koniec, od razu się przeziębiłem – mówi. — Wiesz, pracowałbym, jeśli miałbym odpowiednią robotę. Ale nie jestem w stanie pracować jako magazynier.
Od 2014 roku nie przeszedł żadnych kontrolnych badań lekarskich ani testów. Mówi, że to nie ma sensu. O ile w łóżku szpitalnym możesz poleżeć za darmo, za leki musisz płacić. — Wszystko stało się zbyt drogie – narzeka.
Terytorium wirusa
Przed wojną Donieck był regionem Ukrainy najbardziej dotkniętym epidemią HIV. Do początku 2014 roku w samym Doniecku wykryto 4000 nowych przypadków zakażenia HIV – to 20% wszystkich przypadków w Ukrainie.
Z kolei Państwowy Urząd ds. Nadzoru Sanitarnego i Epidemiologicznego przy Ministerstwie Zdrowia Donieckiej Republiki Ludowej (DPR) oświadczył, że w 2014 zarejestrowano 2000 nowych przypadków zakażenia HIV, a 270 osób zmarło na AIDS. W pierwszej połowie 2015 pojawiło się ponad 500 nowych przypadków zakażenia. W ciągu takiego samego czasu w 2016 zarejestrowano 992 nowych przypadków.
czytaj także
Cytując tzw. „Ministerstwo Zdrowia Donieckiej Republiki Ludowej” rosyjski tabloid „The Russian Life.ru” doniósł, że „rząd republiki” wiąże wzrost zakażeń HIV z konfliktem zbrojnym: — Być może przez ten konflikt ludzie nie są tak skłonni zwracać się o pomoc lekarską i w związku z tym zarejestrowano mniej przypadków zakażeń.
Liczby przypadków zakażenia HIV zarejestrowane w tzw. „republikach” są dużo niższe od tych na terytoriach Doniecka, które znajdują się pod kontrolą ukraińskiego rządu. Jednakże, bardzo trudno stwierdzić, do jakiego stopnia informacje z „DRL” są rzetelne, biorąc pod uwagę fakt, że ukraińskie Ministerstwo Zdrowia nie ma do „republik” żadnego dostępu.
Waleria Raczyńska, szefowa zespołu polityki regionalnej ukraińskiej Sieci Ludzi Żyjących z HIV/AIDS w wywiadzie z Hromadske powiedziała, że zgodnie z ich szacunkami, w tzw. „Ługańskiej Republice Ludowej” mieszka około 3 tysięcy osób zakażonych wirusem HIV, a w „Donieckiej Republice Ludowej” 16 tysięcy.
Według „Centrum Zapobiegania i Walki z AIDS w Republice” (przed wojną działało w Doniecku jako Regionalne Centrum Walki z AIDS) epidemia HIV została dwukrotnie zmniejszona. Jednakże, biorąc pod uwagę, że od 2014 populacja Doniecka i Ługańska zmniejszyły się o jedną trzecią, trudno jest ocenić czy dane cytowane przez Centrum Zapobiegania AIDS są prawdziwe.
Brak leków i wyspecjalizowanych lekarzy
Swietłana z Doniecka dowiedziała się, że jest zakażona wirusem HIV, w 2008 roku. Wynik testu diagnostycznego nie był dla niej niespodzianką. Swietłana wyznała, że od dłuższego czasu wstrzykiwała narkotyki, więc wiedziała, że znajduje się w grupie ryzyka. Leczenie rozpoczęła od razu.
Od kilku lat Swietłana pracuje dla organizacji, która pomaga osobom zakażonym HIV. Mówi, że od 2014 organizacja nie istnieje całkowicie legalnie, jako że nie jest zarejestrowana w „DRL”. Lokalny „rząd” nie ratyfikował odpowiedniego prawa. Jedyną oficjalnie zarejestrowaną organizacją jest „Variant”, który także pomaga ludziom zakażonym wirusem.
— Dzisiaj w zwykłych gabinetach nie kieruje się na leczenie z powodu zaniedbań. Dochodzi też do wręczenia łapówek – mówi Swietłana. — Jest zrozumiałe, że ukraińskie prawo nie jest tu mile widziane, ale ci, którzy przyjaźnią się z rządzącymi, rozumieją i akceptują, że jest to konieczne.
W 2016 Ministerstwo Zdrowia DRL skarżyło się na brak leków. Twierdzą, że tylko jedna trzecia osób zakażonych HIV otrzymuje lekarstwa. Według Walerii Raczyńskiej około dwóch tysięcy osób poddaje się leczeniu w regionie Ługańska i siedem tysięcy w regionie Doniecka. Jest to tylko połowa populacji, która zmaga się z HIV. Leki zamawiane są na koszt organizacji humanitarnych w „republikach”. Na przykład UNICEF przysyła około pół miliona dolarów do „DRL”, Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża również regularnie przysyła leki. Z kolei Ukraińskie Ministerstwo Zdrowia nie przysyła leków bezpośrednio do okupowanych terytoriów.
Poza lekami w „republikach” nie ma wystarczająco wykwalifikowanych lekarzy. Swietłana mówi, że wszyscy przeprowadzili się na terytorium Ukrainy.
— Uważam, że cofnęliśmy się o dekadę – podsumowuje. — Tak, leki są, ale za wszystkie testy trzeba płacić. Niektórzy lekarze w prywatnych gabinetach na konsultacje przychodzą w maskach lub rękawiczkach. To pokazuje, że nie wiedzą nic o tym, w jaki sposób można zakazić się HIV. Nie chcą się uczyć czy rozwijać. A ludzie nie chcą do nich przychodzić.
— Nie ufają lekarzom, ponieważ ci piętnują chorobę. W czasie wojny testy na obecność wirusa przeprowadzane były dwa, może trzy razy. Dla kobiet jest to najważniejszy test ponieważ określa on okres utajenia. W związku z tym, wszystkie kobiety mają cesarskie cięcia. A ogólne podejście jest takie — jak chcesz poczuć się lepiej, to wydobrzejesz. Nikt nie śledzi tego, co dzieje się dalej.
— Jeśli sytuacja w Doniecku jest zła, to sytuacja w mniejszych miasteczkach jest jeszcze gorsza – mówi Swietłana. Ze względu na bombardowanie i pogarszającą się infrastrukturę do takich miejsc trudniej jest dostarczyć pomoc humanitarną. Otrzymują tam leczenie, ale poza tym, ludzie seropozytywni potrzebują również dodatkowych leków. Często nie mają do nich dostępu, bo albo nie stać ich na nie, albo tych leków po prostu nie ma.
czytaj także
Nawet posiadanie telefonów komórkowych wpływa na dostęp pacjentów do leków. Wielu z nich korzysta z Phoenix, usług operatora sieci komórkowej „republiki”. Swietłana, na przykład, wciąż używa ukraińskiego usługodawcy. Przez to kontaktowanie się z potrzebującymi leczenia, którzy mieszkają na przedmieściach, jest nie zawsze możliwe.
Wewnętrzni przesiedleńcy z HIV
Według Ministerstwa Zdrowia w ciągu ostatnich trzech lat 1712 osób seropozytywnych wyprowadziło się z rejonów Doniecka, Ługańska i z okupowanego Krymu. Większość z nich — 1260 osób — pochodzi z regionu Doniecka.
Denis jest jednym z nich. Opuścił Donieck w 2016, ale zachorował i zdecydował się wrócić do domu i rodziny. Tam lekarz wysłał go na testy, po których dowiedział się, że jest seropozytywny. Redakcji Hromadske powiedział, że diagnoza była dla niego szokiem, ponieważ nie myślał, że znajduje się w grupie ryzyka: nigdy nie wstrzykiwał sobie narkotyków ani nie uprawiał seksu bez zabezpieczenia.
Na początku Denis nie chciał poddawać się leczeniu. Postanowił posłuchać lekarzy dopiero kilka miesięcy po tym, jak zachorował na zapalenie płuc. Miesiąc później Denis wyjechał z „DRL” do Odessy. Ma nadzieję, że tym razem na dobre.
Procedura leczenia użytkowników wstrzykujących narkotyki nie różni się wiele od opisanych wcześniej. Muszą się zarejestrować u lekarza i przejść testy. Po wyjeździe z Doniecka Denis wszedł na krótszą terapię antyretrowirusową: dwa miesiące zamiast trzech. – Poprosiłem o dwa, bo wiedziałem, że będę wyjeżdżał. Ale oni chcieli mi dać leki tylko na miesiąc – opowiada Denis.
W Doniecku nie przeprowadzali koniecznych badań, żeby ocenić poziom wirusa, a biochemiczne testy krwi i analiza komórek CD4 były płatne – odpowiednio 11-18 dolarów oraz 7 dolarów. Denisa nie było na nie stać.
– Tutaj w Odessie dostajemy oryginalny lek, a w Doniecku dawali nam generyki – mówi Denis, wyjaśniając jeszcze jedną różnicę między leczeniem na terytoriach kontrolowanych przez Ukrainę oraz Doniecką Republiką Ludową.
Leki generyczne to tańsze zamienniki oryginalnego leku. W Doniecku Denis dostawał leki z Indii. Oryginalne produkowane są w Holandii.
Waleria Raczyńska dodaje, że w „republikach ludowych” pacjenci dostają leki generyczne, bo są one po prostu tańsze, a zazwyczaj nie różnią się jakością od oryginałów: – Markowy lek jest chroniony patentem, a co za tym idzie laboratorium bądź firma, która stworzyła lek, wydała pieniądze na testy kliniczne, produkcje, itd. Patent daje firmie farmaceutycznej czas, żeby zapewnić sobie zwrot poniesionych kosztów. Generyki też mają markę, ale nie mają patentu. Z tego powodu koszt nie jest wysoki, a jakoś jest taka sama.
Zanim skończysz czytać ten artykuł, kolejne trzy kobiety zakażą się HIV
czytaj także
Swietłana wyjaśnia, że mieszkając w Doniecku trudno jest rozmawiać o sytuacji na terenach kontrolowanych przez separatystów. Niedługo przenosi się wraz z organizacją, dla której pracuje, do Kramatorska. Minusem tego rozwiązania jest fakt, że Swietłana nie będzie już w stanie wybrać się na badania lekarskie do Donieckiego Centrum ds. AIDS. Według Swietłany to właśnie tam pracują dobrzy lekarze.
Przed wojną kreślili poważne plany walki z HIV/AIDS. Okazało się, że na terytoriach niepodległych ukraińskiemu rządowi dysponują najnowszym sprzętem.
– To jest doskonały ośrodek ds. AIDS z najlepszej klasy sprzętem diagnostycznym i świetnymi lekarzami. W tej chwili terytoria będące poza kontrolą Kijowa mają lepsze warunki niż te ukraińskie – wyjaśnia Waleria Raczyńska. Jest zdania, że sytuacja HIV w „separatystycznych republikach” może być kontrolowana. Główny cel to podtrzymać starania w zakresie prewencji, włączając w to choroby spowodowane wirusem HIV – w końcu, połowa ludzi z HIV umiera z powodu chorób takich jak gruźlica.
– Jeśli chcemy uniknąć epidemii HIV, musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby utrzymać dostęp do leków dla osób z HIV żyjących na terytoriach kontrolowanych przez separatystów – mówi Raczyńska. – Musimy zapewnić dostęp do programów redukcji szkód, wymiany igieł, bezpłatnych prezerwatyw. To jest naprawdę ważne nie tylko dla ludzi żyjących w separatystycznych republikach, ale również dla wszystkich mieszkańców Ukrainy.
Tekst w języku angielskim ukazał się na stronie Hromadske.tv. Przekład Marysia Ciupka