Od 14 maja trwa strajk głodowy ukraińskiego reżysera Olega Sencowa. W 24. dniu jego strajku zmarła ukraińska reżyserka Kira Muratowa.
4 czerwca był 22. dniem strajku głodowego ukraińskiego reżysera Olega Sencowa, który wymaga zwolnienia wszystkich ukraińskich więźniów politycznych w Rosji. Tego dnia własne samobójstwo sfilmował ukraiński reżyser Leonid Kantor. Dwa dni później w wieku 83 lat w Odessie zmarła ukraińska reżyserka Kira Muratowa.
czytaj także
Była wielką artystką. Jej surrealistyczne dzieła filmowe stworzyły język opisu rzeczywistości, w której żyjemy. Nawet jej śmierć – oraz makabryczne okoliczności, jakie jej towarzyszą w te smutne dni w Ukrainie – trudno określić inaczej, niż „sytuacją muratowską”. Największe znaczenie w filmach reżyserki miały przypadek, los, absurdalny zbieg okoliczności.
Muratowa była artystką paradoksu. Tworzyła bezkompromisowo realistyczne filmy, używając dramaturgi absurdu, w której spotykali się Ionesco i Czechow, Sorokin i Maugham. Nie oglądała się na konwencje filmowe, nie miała żadnej litości dla widzów – a jednak stała się jedną z najbardziej popularnych reżyserek Europy Wschodniej. Za czasów ZSRR nie była dysydentką, mimo że jej filmy cenzurowano, a ją samą pozbawiano pracy. Stała się prawdziwą dysydentką dopiero w niepodległej Ukrainie – mimo to zrobiła w ciągu ostatnich 25 lat więcej filmów, niż jakikolwiek ukraiński reżyser. Całe życie spędziła w rosyjskojęzycznej Odessie, była odbierana przez rosyjski świat filmowy jako „nasza Kira Muratowa” – a jednak wsparła powstanie na kijowskim Majdanie.
czytaj także
Już same początki jej kariery filmowej zapowiadały, że łatwo nie będzie. Na tydzień przed zdjęciami do jej pierwszej fabuły Muratowa zwolniła główną aktorkę i, ponieważ czasu na powtórny casting nie było, zagrała tą rolę sama – wystąpiła obok Władimira Wysockiego. W ten sposób powstały Krótkie spotkania, jeden z najważniejszych radzieckich filmów lat 60.
Kolejne dwie dekady Muratowa spędziła w ciągłej walce o prawo do wykonywania swojej profesji: jej filmy nie trafiały do kin, a w jednym przypadku Muratowa w proteście przeciwko cenzurze usunęła z napisów końcowych swoje nazwisko, podpisując film „Iwan Sidorow”. A jednak najciekawszy okres jej walki przypadł nie na czasy radzieckie, tylko na dobę restauracji kapitalizmu w latach 90.
Nadzieje na wolny rynek, który miał cudem spowodować wolność wypowiedzi, szczególnie mocno zawiodły świat filmowy – od połowy lat 90. w Ukrainie praktyczne zaprzestano kręcenia filmów. Muratowa była wyjątkiem. Każdy z jej filmów przekonywał, że w kraju, w którym nie istnieje przemysł filmowy, nie tylko da się robić wyrafinowane kino; da się też z pomocą tego kina tworzyć język, którym coraz większa wspólnota jej widzów będzie się posługiwała, żeby dać sobie radę z dziką rzeczywistością postradzieckiego kapitalizmu.
Akcja jednego z ciekawszych filmów Kiry Muratowej, Ludzie drugiej kategorii (2001), kręci się wokół walizy z trupem, który w końcu okazuje się żywym człowiekiem. Gdy ukraińskie służby w dwa tygodnie temu urządziły beznadziejną akcję ze „zmartwychwstaniem” dziennikarza Arkadija Babczenki, wielu z nas w Ukrainie uznało, że agenci SBU czerpią inspiracje z filmów Muratowej.
czytaj także
Niedługo potem Kira Georgijewna Muratowa odeszła.