Republikanie są cyniczni. Liderzy pchają się do koryta – najbardziej korzysta Trump, Kushner i wielu innych urzędników jego administracji – sądząc, że to może ich ostatnia szansa, żeby się tak nażreć.
NOWY JORK – Jeszcze żadna ustawa przedstawiana jako reforma i obniżka podatków nie spotkała się z taką dezaprobatą i takimi szyderstwami, jak ta uchwalona przez kongres USA i podpisana przez prezydenta Donalda Trumpa tuż przed Bożym Narodzeniem.
czytaj także
Republikanie głosujący za nową legislacją (żaden Demokrata nie poparł przepisów) twierdzą, że to prezent, który Amerykanie docenią w przyszłości, bo wkrótce zaczną zarabiać więcej. Z nieomal całkowitą pewnością możemy powiedzieć, że się mylą. Jest zupełnie inaczej, a w tej jednej ustawie skupiają się wszystkie wady partii republikańskiej i – do pewnego stopnia – całej wypaczonej demokracji amerykańskiej.
Nawet przy najbardziej swobodnej interpretacji nie sposób nazwać nowych przepisów „reformą podatkową”. Reforma oznacza zamknięcie furtek, które zakłócają funkcjonowanie gospodarki oraz przeformułowanie kodeksu podatkowego w taki sposób, by stał się bardziej sprawiedliwy. Sednem sprawiedliwości jest możliwość płacenia należnych zobowiązań. Natomiast prawo Trumpa obniża podatki przeciętnie o dziesiątki tysięcy dolarów dla tych, którzy mają największą możliwość ich płacenia (górny kwintyl populacji). A co z resztą (drugi, trzeci i czwarty kwintyl populacji)? Kiedy ustawa w pełni wejdzie w życie (a stanie się to w 2027 r.), to… podwyższy ona podatki dla większości Amerykanów.
Amerykańskie prawo podatkowe było nieprogresywne znacznie wcześniej niż Trump został prezydentem. Inwestor miliarder Warren Buffett, jeden z najbogatszych ludzi świata, już wcześniej wyraził swoje oburzenie w słynny sposób, mówiąc że nie powinien on płacić niższych podatków niż jego sekretarka. Nowa ustawa jeszcze bardziej pogłębia regresywność amerykańskiego systemu.
Powszechnie uznaje się już, że rosnące nierówności są kluczowym problemem gospodarczym dla Stanów Zjednoczonych, ponieważ prawie wszystkie korzyści związane ze wzrostem PKB w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat zostały zebrane przez tych, którzy są na szczycie piramidy dochodów. Nowa ustawa to policzek dla poszkodowanych przez ten proces: republikańska „reforma” zamiast służyć opanowaniu niepokojącego trendu wzrostu nierówności, oferuje jeszcze więcej ludziom będącym na szczycie.
Bardziej zniekształcona gospodarka nie jest bynajmniej zdrowsza i silniejsza. Międzynarodowy Fundusz Walutowy podkreśla, że im większe nierówności panują w danym społeczeństwie, tym słabsze są wyniki gospodarcze. Nowa ustawa podatkowa nieubłaganie prowadzić będzie do pogłębienia przepaści między różnymi grupami obywateli.
Głównym źródłem prawnych zawiłości oraz absurdów gospodarczych jest idea podatkowanie różnymi stawkami różnych typów dochodów. Różnicowanie prowadzi nie tylko do (słusznego skądinąd) poczucia, że prawo podatkowe jest niesprawiedliwe, ale także do różnych nieefektywnych działań: zasoby są przesuwane do sektorów traktowanych bardziej preferencyjnie przez fiskusa albo tracone bez sensu, kiedy firmy starają się przekształcić swoje dochody i formy działalności pod kątem najkorzystniejszych zapisów. Nowa ustawa zachowuje wszystkie najgorsze mechanizmy starego systemu (np. luka premii motywacyjnej – tzw. carried interest loophole – która pozwala płacić mniejsze podatki funduszom private equity, czyli firmom niszczącym miejsca pracy), a do tego tworzy nowe preferencyjne kategorie (np. pass-through entity, czyli podmioty gospodarcze, w których dochód „przepływa” do właścicieli lub inwestorów i w związku z tym tylko oni płacą podatek).
Prawdopodobnie nie będzie wymarzonego przez twórców ustawy impulsu do rozwoju gospodarczego i to z kilku powodów. Po pierwsze w amerykańskiej gospodarce mamy coraz wyższe wskaźniki zatrudnienia. Jeśli amerykański bank Rezerw Federalnych uzna, że sytuacja tego wymaga, to podwyższy stopy procentowe. A wyższe stopy procentowe oznaczają, że nawet jeśli najbogatsi będą konsumować coraz więcej, to inwestycje (a więc wzrost gospodarczy) i tak spowolnią.
Co więcej nowa ustawa zawiera zapisy skierowane konkretnie przeciwko „niebieskim” stanom, czyli tym, gdzie wyborcy regularnie w większości głosują na Demokratów, takim jak Kalifornia i Nowy Jork. To nie tylko pogłębia już i tak potężne w Ameryce podziały polityczne – tak się po prostu nie robi polityki ekonomicznej. Żaden trzeźwo myślący rząd nie chce osłabiać najbardziej dynamicznych obszarów gospodarki, a jednak właśnie tak postępuje administracja Donalda Trumpa. Specjalne ulgi podatkowe dla sektora nieruchomości mogą pomóc Trumpowi i jego zięciowi Jaredowi Kushnerowi, ale dzięki nim Ameryka nie stanie się bardziej konkurencyjna ani nie będzie wspaniała, czyli „great again”.
Ograniczenie możliwość odliczania od podatku federalnego stanowego podatku dochodowego i stanowego podatku od nieruchomości prawie na pewno obniży poziom inwestycji w edukację oraz infrastrukturę, co znów nie jest godną zaufania strategią poprawy konkurencyjności Ameryki. To tylko kilka z całej gamy zapisów, które zaszkodzą gospodarce USA.
Ponieważ deficyt fiskalny bez wątpienia wzrośnie (pytanie tylko, o ile; mogę się założyć, że to będzie dużo więcej niż szacowane teraz 1-1,5 biliona dolarów), to powiększy się też deficyt handlowy, nawet jeśli Trump będzie prowadził bardziej natywistyczną/protekcjonistyczną politykę. Niższy eksport i wyższy import osłabiać będzie jeszcze bardziej amerykański sektor przemysłu wytwórczego. Trump po raz kolejny (tak jak w przypadku ubezpieczeń zdrowotnych oraz ulgach podatkowych) zdradza swoich najbardziej zagorzałych wyborców.
Ale Republikanie są cyniczni. Liderzy pchają się do koryta – najbardziej korzysta Trump, Kushner i wielu innych urzędników jego administracji – sądząc, że to może ich ostatnia szansa, żeby się tak nażreć. Żaden z republikanów nie jest bardziej święcie przekonany, że to im ujdzie na sucho niż Trump.
Oto dlaczego nowa ustawa jest skonstruowana tak, by niektórzy obywatele otrzymali przejściowo ulgi podatkowe, a korporacje dostają permanentną redukcję stawek. Republikanie są pewni siebie, że wyborcy nie potrafią myśleć z wyprzedzeniem dłuższym niż do dnia następnej wypłaty. Ale tak łatwo się ich zmanipulować nie da – przejrzeli sztuczki republikańskich polityków i słusznie uwierzyli w wyniki całego szeregu badań (rządowych i nie tylko), które pokazują, że lwia część ulg podatkowych trafi do korporacji i najbogatszych obywateli.
Ustawa podatkowa Trumpa świadczy też o przeświadczeniu wielu republikanów, że dolary są ważniejsze od wyborców. Liczy się tylko to, by korporacyjni sponsorzy byli zadowoleni, bo kiedy będą w dobrym humorze, to nagrodzą partię sypiąc hojnie pieniędzmi, za które można będzie kupić głosy i korporacyjno-polityczna amerykańska machina władzy wykona kolejny cykl.
Miejmy nadzieję, że Amerykanie i Amerykanki są mądrzejsi niż chciwi szefowie korporacji i ich cyniczni pomagierzy z partii republikańskiej.
**
Copyright: Project Syndicate, 2018. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała. Skróty i tytuły od redakcji.