Kraj

„Apelujemy o refleksję, a nie o konfrontacyjne wzmożenie”

Aktywistki, dziennikarze i akademicy napisali list otwarty do Obywateli RP. Paweł Kasprzak odpowiada: „Wasz list czytam z ogromną przykrością i poczuciem ogromnej niesprawiedliwości.” Publikujemy treść listu.

Drodzy Przyjaciele,

Widzę Wasz adresowany do nas list. Ma charakter oficjalny i zasługuje na takąż odpowiedź. Trochę to u nas trwa, ponieważ zwykliśmy uzgadniać stanowiska i przyjmować je w głosowaniu. Zrobimy to oczywiście, choć fizyczne okoliczności sprawią, że pierwszą naszą odpowiedzią będzie to, co zrobimy jutro, 10 listopada w trakcie, kiedy ulicami Warszawy będzie szedł marsz smoleńskich fanatyków. (Nasze oświadczenie jest z tutaj.)

Nie mam pojęcia skąd przypuszczenie, że 10 listopada na pl. Defilad odbędzie się „wiec”. Nie nazywałbym tego w ten sposób, bo o coś zupełnie innego tam chodzi. Nie wiem, skąd podejrzenie, że będziemy na „wiecu” mobilizować tłum przeciw władzy, wykorzystując do tego śmierć Piotra Szczęsnego. Doceniam delikatność formy i wyraźny wysiłek ujęcia apelu w formę dyplomatyczną i delikatną, jednakże – zgodnie zresztą w treścią umieszczonych w Waszym liście zastrzeżeń – przypuszczenia tego rodzaju są dla nas ciężką zniewagą. I są w oczywisty sposób nieprawdziwe.

„Spoczywa na nas moralny obowiązek dbania, aby nikt nie czuł się zmuszony targnąć się na własne życie”

W rzeczywistości zdecydowaliśmy się tego dnia zejść z linii „konfrontacji” głównie po to, by właśnie uniknąć sytuacji, w której – zwłaszcza w medialnym przekazie i w odbiorze leniwej opinii publicznej – po obu stronach stalowych barierek Błaszczaka stają dwa wrogie tłumy, wrzeszcząc na siebie nawzajem, oskarżając o morderstwa i niosąc własny zestaw „ofiar” na sztandarach. Jeszcze raz – schodzimy z linii konfrontacji, a nie na niej stajemy! Apelujemy o refleksję, a nie o konfrontacyjne wzmożenie!

Wasz list czytam z ogromną przykrością i poczuciem ogromnej niesprawiedliwości. 20 miesięcy staliśmy na Krakowskim Przedmieściu. Ogromną część tego czasu samotnie. W kompletnej izolacji, z rzadka tylko przerywanej eksklamacjami o naszym radykalnym warcholstwie. Kiedy izolację przerwano, to głównie po to, by pokazać radykalnych „fighterów”. Obficie opisywano nasze „przepychanki”. Nie, Drodzy – przepychanka jest czymś wymagającym wzajemności. To na nas pluto, a nie my pluliśmy. To nas bito i poszturchiwano, a nie my biliśmy. To nas lżono, a nie my lżyliśmy. To nas pozbawiano praw, a nie my ich pozbawialiśmy kogokolwiek. To nas wynoszono, a nie my wynosiliśmy.

Niemal nikt przez długie miesiące nie zechciał przejąć się treścią naszego milczącego protestu, w którym jedyną bronią było wystawianie przed oczy smoleńskich wyznawców cytatów z rzekomo tam czczonego Lecha Kaczyńskiego.

Nikt nie zechciał przyjąć do wiadomości i sprawozdać opinii publicznej tego potencjalnie jakże wyrazistego kontrastu pomiędzy nienawistnym wrzaskiem smoleńskich sióstr i braci, a naszym milczeniem. Nikt nie zechciał sprawozdać tych licznych przypadków, w których pluto na nas fizycznie i lżono bezprzykładnie. I tego, że nikt z nas nigdy nie odpowiedział na to nawet skargą, żadnym wnioskiem sądowym, niczym.

Przez pierwszych 9 miesięcy naszej obecności na Krakowskim Przedmieściu zgłaszaliśmy nasze demonstracje tam, gdzie Kaczyński ustawia swój koszmarny ołtarz – a pisze o tym do Was chrześcijanin, którego uczucia religijne ten ołtarz obraża, jak nic innego w nie najkrótszym już życiu. Robiliśmy to tak, by naszej obecności w tym miejscu nie dało się prawnie zakazać. Po to jedynie, by się następnie demonstracyjnie wycofywać, okazując respekt dla praw i wolności naszych politycznych przeciwników. To była bardzo istotna część naszych protestów. Nie znajdziecie w polskiej opozycji innego niż nasze środowiska, które by własnego szacunku dla przeciwników i ich praw dowiodło z determinacją jakkolwiek porównywalną do naszej.

Siedlecka: Świadomie złamałam prawo

Nikt nie zechciał zauważyć i docenić strategii skutecznego oporu mniejszości przeciw większości, słabszych przeciw silniejszym – strategii zdolnej wymusić na władzy realne ustępstwa, a nie tylko służącej wykrzyczeniu naszego oburzenia polityką władzy.

Nikt nie zechciał rozważyć wreszcie tego, co zawsze było i nadal pozostaje istotnym celem naszego protestu. A jest nim nie tylko sprzeciw wobec fanatyzmu smoleńskich wyznawców, na którym PiS buduje nową państwową ideologię narodowo-katolicką. Jest nim przede wszystkim obrona podstawowych wolności należnych politycznym i każdym innym mniejszościom. I przede wszystkim obrona ludzkiej godności. Wszystko jedno, czy chodzi o wielkie grupy społeczne, jak kobiety, których prawa są wciąż w Polsce deptane, mniejszości seksualne, czy nawet pojedyncze jednostki, jak te nieliczne rodziny ofiar smoleńskiej katastrofy, które samotnie i bezsilnie protestują przeciw oburzającemu procederowi publicznych ekshumacji ciał.

Piotr Szczęsny zginął straszną śmiercią. Zginął, jak inni ludzie, którzy dokonali aktu takiej desperacji, by krzykiem obudzić uśpione ludzkie sumienia. Napisał, że ludzie władzy mają jego krew na rękach. My, Obywatele RP, czujemy to przede wszystkim, że jego śmierć obciąża nas. Nas, którzy mimo wysiłków nie zdołaliśmy dać ludziom i samemu Piotrowi Szczęsnemu nadziei, bo jego wstrząsający krzyk był aktem rozpaczy. To dla nas bolesne doświadczenie. Proszę, nie dokładajcie nam kolejnych. Nie oskarżajcie o jątrzenie, eskalację, o wykorzystywanie człowieka i jego dramatu.

Bardzo proszę. I może jednak przyjdźcie, zamiast oceniać z głębi tego, co o nas i naszych zamiarach wiecie z góry. Nie od nas to wiecie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij