Można było spodziewać się, że rząd bogaczy będzie szukał własnych zysków. Ale ta reforma jest niespodzianką i prezentem, którego nawet korporacje i wielcy bogacze nie oczekiwali.
NOWY JORK – Po tym jak nie udało się „uchylić i zastąpić” ustawy reformującej opiekę zdrowotną w Stanach Zjednoczonych (tzw. „Obamacare”), amerykański rząd pod wodzą prezydenta Donalda Trumpa i republikańska większość w Kongresie zabrali się obecnie za reformę podatkową. Osiem miesięcy po objęciu władzy rząd jest w stanie jedynie ogólnie nakreślić, o co mu chodzi. A jednak to, co już wiemy budzi głęboki niepokój.
Polityka podatkowa powinna odzwierciedlać wartości i rozwiązywać problemy danego kraju. Ameryka, tak jak większość świata, musi teraz stawić czoła czterem głównym problemom: pogłębiającym się nierównościom w dochodach, coraz większej niestabilności pracy, zmianom klimatycznym oraz anemicznemu wzrostowi produktywności. Poza tym, Ameryka musi odbudować swoją popadającą w ruinę infrastrukturę oraz kulejący system oświaty w zakresie szkół podstawowych i średnich.
Trump i Republikanie w odpowiedzi na te wyzwania, oferują plan podatkowy, który znakomitą większość korzyści przyniesie nie klasie średniej – duża jej część zapłaci wyższe podatki – ale amerykańskim milionerom i miliarderom. Nierówności, które już teraz stanowią problem, po wprowadzeniu proponowanej przez Republikanów reformy podatkowej będą jeszcze większe.
Korporacje i firmy skorzystają z niej najbardziej, a ich nierówne traktowanie uzasadnia się tym, że ożywi to gospodarkę. Republikanie jednak – zwłaszcza oni – powinni rozumieć, że liczą się zachęty i o wiele lepiej byłoby obniżyć podatki tym firmom, które inwestują w Ameryce i tworzą miejsca pracy, a podwyższyć tym, które tego nie robią.
Wielkim amerykańskim korporacjom wcale nie brakuje gotówki – siedzą na dwóch bilionach dolarów. To, że nie inwestują, nie wynika ze zbyt niskich zysków przed i po opodatkowaniu, bo w ciągu ostatnich trzydziestu lat zyski korporacji minus podatek, liczone jako udział w PKB, prawie się potroiły.
Z uwagi na to, że inwestycje przyrostowe finansuje się głównie za pomocą długu, a spłata odsetek może być odliczona od podatku, podatek od przedsiębiorstw, w rzeczy samej, jednakowo obniża koszt kapitału i zwroty z inwestycji. Zatem ani względy teoretyczne, ani fakty nie przemawiają za tym, że proponowane przez Republikanów obniżenie podatków dla przedsiębiorstw zwiększy inwestycje lub zatrudnienie.
Republikanom marzy się również system podatku terytorialnego, w ramach którego amerykańskie korporacje płaciłyby podatek tylko od przychodów generowanych w Stanach Zjednoczonych. To jednak zmniejszyłoby wpływy budżetowe i jeszcze bardziej zachęciło amerykańskie firmy do przenoszenia produkcji do krajów, gdzie podatki są niskie. Wyścig przedsiębiorstw na samo podatkowe dno można powstrzymać jedynie poprzez nałożenie stawki minimalnej na każdą firmę prowadzącą działalność w Stanach Zjednoczonych.
Amerykańskie stany i miasta są odpowiedzialne za edukację i dużą część krajowej opieki zdrowotnej i społecznej. Stanowe podatki dochodowe są najlepszym sposobem na wprowadzenie odrobiny progresywności na szczeblu wewnątrzkrajowym: stany nie dysponujące podatkiem dochodowym zazwyczaj polegają na regresywnych podatkach od sprzedaży, które bardzo obciążają ubogich i ludzi pracujących. Nie zaskakuje zatem to, że administracja Trumpa, złożona z bogaczy, którym nierówności nie przeszkadzają, chciałaby wyeliminować odliczanie stanowych podatków dochodowych od opodatkowania federalnego, tym samym zachęcając stany do przejścia na podatki od sprzedaży.
Aby sprostać nawałowi innych, piętrzących się przed nią problemów, Ameryce potrzeba będzie więcej wpływów do budżetu, nie mniej. Podniesienie standardu życia, na przykład, wynika z wprowadzenia innowacji technologicznych, które z kolei opierają się na badaniach podstawowych. A jednak poziom wsparcia rządu federalnego dla badań, liczony jako odsetek PKB jest obecnie porównywalny do tego sprzed sześćdziesięciu lat.
Podczas gdy Trump jako kandydat na prezydenta krytykował zwiększanie przez Amerykę jej krajowego zadłużenia, teraz proponuje cięcia podatkowe, które powiększą to zadłużenie o kolejne biliony w ciągu następnych dziesięciu lat. Nie będzie to „jedynie” 1,5 biliona dolarów, o którym mówią Republikanie – dług miałby nie zwiększyć się bardziej za sprawą jakiegoś bliżej nieokreślonego cudu generującego większe wpływy budżetowe. Kluczowe wnioski z tej voodoo ekonomii pozostają jednak niezmienne – takie cięcia podatków nie prowadzą do szybszego wzrostu, a jedynie do niższych wpływów budżetowych.
Wnioski te są szczególnie słuszne teraz, kiedy stopa bezrobocia wynosi jedynie nieco ponad 4%. Jakikolwiek wzrost łącznego popytu pociągnie za sobą odpowiadający mu wzrost stóp procentowych. Taka „mieszanka ekonomiczna” gospodarki odejdzie zatem of inwestycji, a wzrost, już teraz słaby, spowolni jeszcze bardziej.
Alternatywna struktura zwiększyłaby wpływy budżetowe i wzmocniłaby wzrost. Zawierałaby prawdziwą reformę opodatkowania przedsiębiorstw, eliminując sztuczki, które pozwalają największym światowym firmom płacić mikroskopijne podatki, czasem sięgające niespełna 5% ich zysków, co daje im niezasłużoną przewagę nad małymi firmami działającymi lokalnie. Ustanowiłaby podatek minimalny i wyeliminowała szczególne traktowanie zysków kapitałowych i dywidend, zmuszając bogaczy do zapłacenia w podatkach co najmniej takiego samego co inni obywatele odsetka ich dochodu. Wprowadziłaby także podatek węglowy, aby przyspieszyć przejście do zielonej gospodarki.
Polityka podatkowa może służyć kształtowaniu gospodarki. Poza przynoszeniem korzyści tym, którzy inwestują, prowadzą badania i tworzą miejsca pracy, wyższe podatki od spekulacji gruntami i nieruchomościami przekierowałyby kapitał na wydatki wzmagające produktywność, która jest kluczem do długofalowej poprawy warunków życia.
Można było spodziewać się, że rząd bogaczy – z których większość wzbogaciła się na czynszach, a nie na skierowanej na produktywność przedsiębiorczości – będzie szukał własnych zysków. Ale proponowana przez Republikanów reforma podatkowa jest dla korporacji i wielkich bogaczy prezentem, którego skali nikt się nie spodziewał. Pozwoli uniknąć koniecznych reform, a kraj pozostawi pod ciężarem ogromnego długu. Jej konsekwencje – niski poziom inwestycji, stagnacja produktywności i pogłębiające się nierówności – trzeba będzie odczyniać przez dziesięciolecia.
Trump obejmując urząd przyrzekł „osuszyć bagno” w stołecznym Waszyngtonie. Zamiast tego jednak bagno się rozrosło, wszerz i w głąb. Reforma podatkowa Republikanów może sprawić, że pochłonie ono całą amerykańską gospodarkę.
Stiglitz: Nie otwierajcie jeszcze szampana. Pora na lekcję z antyglobalizmu
czytaj także
**
Copyright: Project Syndicate, 2017. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów-Antkowiak.