W moim przypadku uchodźstwo to kwestia życia i śmierci. Moja matka przez 38 lat aktywności zawodowej na Ukrainie wypracowała sobie emeryturę w wysokości około pięćdziesięciu euro miesięcznie. Ta emerytura, pomimo moich starań, nie pozwoliła jej przetrwać ciężkiej choroby – wkrótce zmarła.
Zastanawiając się nad tym, od czego zacząć tę opowieść, postanowiłam wrócić do początku historycznych i politycznych wydarzeń w moim kraju, na Ukrainie – do tych wydarzeń, które zmusiły mnie do ucieczki i poszukiwania tak zwanego lepszego losu w innych krajach.
A zatem po kolei. Pierwsze i najważniejsze pytanie brzmi: czy istnieje teraz na Ukrainie możliwość zbudowania swojego życia w uczciwy i legalny sposób?
Pierwsze i najważniejsze pytanie brzmi: czy istnieje teraz na Ukrainie możliwość zbudowania swojego życia w uczciwy i legalny sposób?
Podjęłam wszystkie możliwe kroki, żeby wieść normalne życie. Otrzymałam dobrą edukację, a potem pracowałam jako nauczycielka szkolna i akademicka w nieistniejącym już kraju, ZSRR, przed jego rozpadem dwadzieścia lat temu. Odejście w zapomnienie tego olbrzymiego państwa liczącego piętnaście republik (obecnie oddzielnych niepodległych krajów), niestety zrujnowało życie wielu obywateli i wspaniałych specjalistów, którzy pracowali na rzecz przyszłości swojej ówczesnej ojczyzny. Dlatego wielu migrantów to uchodźcy z młodych państw, jak Ukraina. Osobiste tragedie tych ludzi ciągną się przez kolejne dekady. Kiedy dzieli się ciasto, chciwi i bezczelni dostają najbardziej pożądane kawałki. Delikatni i wstrzemięźliwi zostają z niczym. Tak stało się podczas rozpadu ZSRR i formowania nowych państw. Pojawili się starzy-nowi liderzy lub ich krewni. Wcześniej to oni budowali komunistyczne społeczeństwo, obrabowując i ogłupiając uczciwych pracowitych obywateli. Teraz, przebrawszy się w owczą skórę, zaczęli wzywać owce do ponownego podążenia za wilkami i przekazywania pod ich opiekę swojego losu i własności.
Na gruzach glinianej ukraińskiej chaty ze słomianym dachem zaczęto budować drapacz chmur pozbawiony fundamentu zdrowego rozsądku, zdefiniowanej narodowej tożsamości, humanitaryzmu i równouprawnienia, ślepo naśladując zachodni, od dawna historycznie ukształtowany, ustrój. Nie zastanawiano się nad tym, jak szybko ten upiór demokracji się rozsypie. W ten sposób doszło do katastrofy w skali makro. Usłyszawszy o tym, że na świecie istnieje określony porządek, dawni rewolucjoniści-recydywiści i kołchoźnicy, którzy obecnie rządzą na Ukrainie, postanowili w oparciu o ten wzór urządzić demokrację tylko dla siebie, organizując grabież w postaci prywatyzacji społecznego i państwowego majątku, którego pozbawiono miliony ludzi.
I znowu w „niezależnej” Ukrainie, tak samo jak w dawnym ZSRR – „ci, którzy byli niczym, stali się wszystkim”. Widzimy to na przykładzie tego, z jakim rozmachem buduje się pałace z kiblami ze złota, jak majątek ukraińskich elit uzupełnia się o kolejne działki ziemi, kurorty, fabryki i majątek osobisty obywateli, którzy zaufali przedwyborczym obiecankom rządzących. Na tych, którzy próbują okazać sprzeciw, czekają różnorodne sankcje — od ignorowania (traktowanie danego człowieka, jakby nie istniał) po likwidację.
czytaj także
W takich warunkach w pierwszej kolejności cierpią ci obywatele, którzy szczególnie potrzebują opieki: uczciwi ludzie, przyzwyczajeni do praworządności; ludzie samotni i sieroty; samotne matki z dziećmi, prześladowane przez własnych mężów, którzy bywają kretynami, zboczeńcami i sadystami; ludzie starsi, którzy poświęcili swoją pracę i zdrowie na rzecz ojczyzny; chorzy i niepełnosprawni, którzy nigdy nie otrzymują należytej opieki. Cały system władzy na Ukrainie zbudowany jest na uprawomocnionym oszustwie, korupcji, kradzieży i innych wadach, które doprowadziły ludzi z wyżej wymienionych kategorii do rozczarowania, do chęci ucieczki w poszukiwaniu zrozumienia i współczucia zagranicę – do krajów, które mają za sobą normalny rozwój historyczny, dzięki czemu panuje w nich dobrobyt. Ale wielu z tych ludzi skazanych jest na umieranie na miejscu. Ukraina znajduje się w czołówce krajów o najwyższym stopniu przedwczesnych zgonów wśród ludności.
czytaj także
W moim przypadku uchodźstwo to kwestia życia i śmierci. Urodziłam się w dobrej rodzinie, gdzie mama i ojciec sumiennie pracowali przez całe życie i nauczyli mnie awansować tylko kosztem własnego dorobku. Od siódmego roku życia uczyłam się, a później pracowałam z podwójnym obciążeniem: popołudnia po zajęciach w zwykłej szkole spędzałam w szkole muzycznej w klasie fortepianu. Dostałam się do średniej szkoły muzycznej na dyrygenturę chóralną i pomyślnie ją skończyłam. Jako osiemnastoletnia uczennica odbywałam praktykę jako dyrygentka chóru pracowników fabryki. Później zaczęłam studia w jednej z najlepszych uczelni pedagogicznych w ZSRR, a po ich ukończeniu miałam kompetencje do uprawiania kilku zawodów muzycznych. W chwili mojej wymuszonej próby ucieczki z kraju miałam 43 lata i 23 lata stażu pracy. Pojechałam do Szwecji z nadzieją, że dzięki pracy tam uda mi się uratować życie mojej chorej na serce matki, która przez 38 lat aktywności zawodowej na Ukrainie wypracowała sobie emeryturę w wysokości około pięćdziesięciu euro miesięcznie. Ta emerytura, pomimo moich starań, nie pozwoliła jej przetrwać ciężkiej choroby – wkrótce zmarła.
Moje życie zostało zrujnowane. Intrygi, oszczerstwa, przymus pracy prawie za darmo bez względu na wysokie kompetencje, zagrożenie czci i godności, molestowanie seksualne, kłamstwa i poniżanie – z tym wszystkim musiałam się mierzyć. Należę do grupy ludzi, o których bezpieczeństwo nikt nie dba – dlatego nie mam nadziei, że coś zmieni się na lepsze. Na moich oczach ludzie padali ofiarami ataków, pobić, kradzieży lub nawet umierali za to, że upominali się o sprawiedliwość lub porządek. Ja dzięki sprzyjającym okolicznościom, a czasem własnemu intelektowi, uniknęłam najgorszego. Ale przychodzi taki moment, kiedy siły do walki się wyczerpują i pozostaje szukanie schronienia w innym kraju.
czytaj także
Teraz mieszkam w obozie dla kobiet uchodźczyń w Warszawie. Personel opiekuje się nami troskliwie. Wszyscy ze zrozumieniem podchodzą do naszych potrzeb i tworzą domowy klimat. Dieta jest uzgadniana z nami, każdy dostaje pomoc medyczną oraz leki. Z dziećmi pracują specjaliści z kilku fundacji. Dostajemy pomoc psychologów oraz prawników. Korzystając z okazji, chcę podziękować służbie migracyjnej za okazaną pomoc i gościnność. Życzę „aby chwasty zostały oddzielone od rodzących ziaren” (tak mówi Biblia) i aby ci naprawdę cierpiący, którzy bywają też świetnymi specjalistami, otrzymali opiekę i pobyt tu w Polsce.
**
Irina Didensz – mieszka od kilku miesięcy w Warszawie i ubiega się o status uchodźcy.
Z ukraińskiego tłumaczyła Polina Riabukha.