Wallace pokazuje, że na granicy naszego pola widzenia może dziać się coś, czego zwykle nie dostrzegamy. Kinga Dunin czyta „Niepamięć” Davida Fostera Wallace'a, „Sonatę Gustava” Rose Tremain, „Pedanta w kuchni” Juliana Barnesa oraz „Za zamkniętymi drzwiami” B.A. Paris.
David Foster Wallace, Niepamięć. Opowiadania, przeł. Joanna Kozak, W.A.B. 2017
Wtedy Grupa Fokusowa zebrała się ponownie w innej sali konferencyjnej na osiemnastym piętrze biurowca Reesemeyer Shannon Belt Advertising. Każdy z członków złożył swój Profil Indywidualnych Odpowiedzi u moderatora, który każdemu kolejno podziękował.
Najchętniej omówiłabym każde z opowiadań tego tomu oddzielnie. W każdym jest jakiś haczyk, coś nieoczywistego, oryginalny pomysł. Ale to nie znaczy, że ten tom, podobnie jak poprzedni, nie jest przemyślany i złożony tak, żeby tworzył całość. Gdybym miała poszukać dla tej całości jakiegoś wspólnego mianownika, to byłby to obraz Bruegla Pejzaż z upadkiem Ikara. Różne rzeczy dzieją się na tym obrazie, ale najtrudniej jest znaleźć na nim Ikara: w prawym dolnym rogu widać jego nogę wystającą z morza. Wallace albo każe nam poszukać takiego „Ikara” w swoich tekstach, albo też wyciąga go na światło dzienne, zmieniając naszą perspektywę patrzenia na świat, opisując to, co zapominane, niedostrzegane, trudne do nazwania. Pokazuje, że na granicy naszego pola widzenia może dzieje się coś, czego zwykle nie dostrzegamy. Jego psychologiczna wnikliwość nie jest psychologizowaniem, a raczej marudnym grzebaniem w rozmaitych sytuacjach egzystencjalnych. Ale ja tę marudność cenię.
Wallace zmienia naszą perspektywę patrzenia na świat, opisując to, co zapominane, niedostrzegane, trudne do nazwania.
W pierwszym i ostatnim opowiadaniu, które pod pewnymi względami są podobne, pojawiają się wydarzenia dziwne – mężczyzna wspinający się po fasadzie wieżowca, artysta wysrywający swoje dzieła, karkołomne zadanie literackie: opisać to tak, by pozostać na cienkiej granicy między wstydem i odrazą. Ich tłem są jednak wielostronicowe opisy czegoś, co można by nazwać opisem bebechów korporacyjnego kapitalizmu, mechanizmów, których nie widzimy, patrząc na reklamy czy kupując eleganckie pismo. Lektura tych opowiadań może być nieco mecząca, dopóki nie zobaczymy, że są one naprawdę dowcipne. Jest to ten rodzaj inteligentnego, złośliwego, ale pozbawionego żółci poczucia humoru, które uwielbiam.
„To, że się śmieję, nie oznacza, że nie mam depresji” – to zdanie, które nie wiem, skąd wzięłam, ale dobrze pasuje do Wallace’a, choćby do opowiadania o samobójcy, który zwierza się komuś już po śmierci (komu?). Takie pytania zawsze warto zadawać jego historiom: kto, komu i po co je opowiada? Historia cudownego dziecka z paleolitycznej wioski może wydawać się zbyt dydaktyczna, ale jest częścią podsłuchanej konwersacji (kim są rozmawiający?) streszczanej jakiemuś prawdopodobnie naukowemu gremium jako exemplum (czego?) w antropologiczno-strukturalistycznym żargonie, w którym zatruta strzała będzie nazywała się strzałą zanurzoną z fitotoksynie. A teraz poszukajcie „Ikara”.
czytaj także
Wallace nie żyje od prawie dziesięciu lat, Niepamięć (Oblivion) została opublikowana w roku 2004 (dobrze, że nareszcie doczekaliśmy się tłumaczeń), ale jego proza wcale się nie zestarzała, zresztą całkiem dobrze przewidywał przyszłości. Na przykład to, że badania dotyczące preferencji konsumenckich będą prowadzone w oparciu o dane gromadzone w sieci.
Wiem, że autor ten niektórych męczy, ale lepiej z nim się zgubić niż z niejednym znaleźć.
***
Rose Tremain, Sonata Gustava, przeł. Dominika Cieśla-Szymańska, W.A.B. 2017
W wieku pięciu lat Gustav Perle pewien był tylko jednego: że kocha swoją matkę.
Pamiętacie Doktora Faustusa? Mój faworyt w konkurencji na najnudniejsze arcydzieło światowej literatury. W każdym razie z grubsza szło to mniej więcej tak, że o życiu kompozytora Leverkühna opowiada jego prostszy duchowo przyjaciel, a bohater zawiera pakt z diabłem, dzięki czemu tworzy wiekopomne i rewolucyjne dzieło, za co płaci cierpieniem, chorobą psychiczną i śmiercią. A wszystko to jest metaforą historii Niemiec do okresu po II wojnie światowej.
I teraz wyobraźmy sobie to wszystko przerobione na poczciwy i sentymentalny pop. Gustav to ten prostoduszny, jego przyjaciel Anton jest niespełnionym pianistą i, jak się okazuje, także kompozytorem, który doznaje wzmożenia mocy, gdy zawiera swoisty pakt z diabłem – kochankiem, który najpierw mu sprzyja, a potem doprowadza do choroby psychicznej. Ale ponieważ to pop, więc będzie i happy end – w wieku sześćdziesięciu lat przyjaciele odkrywają, że zawsze się kochali i zamieszkują w Davos (tak, tak, w Davos) w uroczym domu i z uroczą matką Antona, a on kontynuuje pracę nad rozpoczętą kompozycją. Jest też historia wojenna i Żydzi (wiadomo, o czym), tylko że to nie Niemcy, ale neutralna Szwajcaria, więc i dramat odpowiednio mniejszy.
Przepraszam, że tak zdradzam wszystko, ale jeśli ktoś chce się powzruszać, to znajdzie tam dużo więcej wzruszających momentów, na przykład piękne relacje Gustava ze starymi kobietami, trudna relacje syna z matką, która nie potrafi go pokochać, zdradę i rodzinne tajemnice…
Przeczytałam, bo podobały mi się opowiadania Tremain, ale tym razem to jednak nie to. Zbyt poczciwa jest ta książka.
czytaj także
***
Julian Barnes, Pedant w kuchni, przeł. Dominika Lewandowska-Rodak, Świat Książki 2017
Jestem kucharzem, który zaczął późno. W czasach mojego dzieciństwa przyjęta wśród klas wyższych dyskrecja otaczała czynności wykonywane w kabinie do głosownia, łożu małżeńskim i kościelnej ławce. Mojej uwadze jakoś umknęło czwarte miejsce tajemne – a przynajmniej trzymane w tajemnicy przed chłopcami – w angielskim domu klasy średniej: kuchnia.
No i tak nawija Barnes o swoim gotowaniu, trochę nudziarz-gawędziarz, ale sympatyczny. I dobry pisarz. Nie znajdziemy tu żadnych przepisów, no, może jeden na marchewkę Vichy. Trzeba ją gotować w wodzie Vichy, a jak jej nie macie, to w wodzie z kranu, do której dodajemy bodajże łyżeczkę sody. Z porad praktycznych, które mogą się ewentualnie przydać, najważniejsza jest taka, żeby trzymać się przepisów. Poza tym trochę rozważań o książkach kucharskich, porządkach w kuchni i przyjemnościach karmienia przyjaciół – nie może być ich zbyt wielu i nie wolno się przemęczać tak, że nie starczy siły na konwersację. Bardzo to angielskie i niewegetariańskie. I też poczciwe, ale czasami zabawne. Można kupić w prezencie gotującym przyjaciołom, może bardziej docenią uroki tej książki od niegotującej (z namaszczeniem) autorki noty.
czytaj także
***
B.A. Paris, Za zamkniętymi drzwiami, przeł. Janusz Ochab, Albatros 2017
Butelka szampana uderza o marmurowy blat w kuchni, wystraszona lekko się podrywam. Zerkam na Jacka w nadziei, że nie zauważył, jak bardzo jestem zdenerwowana.
A na koniec trochę adrenaliny – psychologiczny thriller, od którego skóra cierpnie na plecach i jak już się zaczęło, trudno przestać, zanim się skończy. Sytuacja intymna, więc nie gubimy się w nadmiarze postaci i miejsc, wydarzenie nie goni wydarzenia, ale napięcie wciąż rośnie. Mąż to na pozór ideał – przystojny, bogaty, uroczy, świetnie wychowany i na dodatek adwokat, który zajmuje się sprawami maltretowanych kobiet. Kto uwierzy jego żonie, że jest on psychopatą, który ją więzi, głodzi, terroryzuje i szantażuje, a w planie ma coś jeszcze gorszego? Nikt, będzie musiała poradzić sobie sama. To, że sobie poradzi, to jasne w tym gatunku. Ale jak?