Sformułował wtedy tezę o zaostrzaniu się walki klasowej w miarę postępów budowy socjalizmu.
80 lat temu, 23 lutego 1937 roku, rozpoczęło się w Moskwie tzw. lutowo-marcowe plenum Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików). Plenum trwało 11 dni, a jego obrady stworzyły obraz powszechnego zagrożenia ZSRR ze strony szpiegów, zdrajców i terrorystów. Stalin wystąpił z przemówieniem, w którym sformułował tezę o zaostrzaniu się walki klasowej w miarę postępów budowy socjalizmu. Było to sygnałem do rozpoczęcia przez NKWD szczytowego etapu „wielkiej czystki” – aresztowania milionów ludzi i rozstrzelania setek tysięcy.
Wielka czystka rozkręcała się ponad dwa lata. Jej początkiem był dokonany 1 grudnia 1934 roku zamach na Siergieja Kirowa, pierwszego sekretarza komitetu leningradzkiego i członka Politbiura WKP(b). Początkowo organizację zamachu przypisano elementom kontrrewolucyjnym, NKWD aresztowało 117 „białogwardzistów”, którzy przyznali się do winy i zostali rozstrzelani na początku 1935 roku. Potem jednak Stalin zdecydował o zmianie kierunku represji, aresztowano grupę działaczy WKP(b) z Zinowiewem i Kamieniewem na czele. Powoli ruszyła fala aresztowań. Punktem zwrotnym stało się ogłoszenie w połowie 1936 roku zarzutów o spisek i zdradę przeciwko Kamieniewowi, Zinowiewowi i 14 innym aktywistom partyjnym. Oskarżeni w publicznym procesie przyznali się do winy, zostali skazani na karę śmierci i rozstrzelani. Od tego momentu aresztowania stały się masowe.
Obraz wielkiego terroru stalinowskiego został barwnie i z wielką precyzją odmalowany we wspomnieniach Aleksandra Weissberga-Cybulskiego Wielka Czystka opublikowanych po raz pierwszy w 1951 roku (wydania w języku polskim: Instytut Literacki 1967, „Czytelnik” 1990; na język polski książkę przetłumaczył przywódca emigracyjnej PPS Adam Ciłkosz, a wstępem opatrzył Gustaw Herling-Grudziński). Autor był austriackim Żydem urodzonym w Krakowie, który w młodości związał się z ruchem komunistycznym. Po uzyskaniu dyplomu inżyniera fizyki technicznej rozpoczął pracę naukową w Berlinie, a w 1931 roku wyemigrował do ZSRR, aby objąć kierownicze stanowisko w Ukraińskim Instytucie Fizyczno-Technicznym w Charkowie i spełnić swoje marzenie o udziale w budowie nowego społeczeństwa.
W zawartych na początku książki opisach życia radzieckiego społeczeństwa widać entuzjazm zachodniego lewicowca, który mógł spełnić marzenie życia i wziąć udział w budowie „nowego świata”, a chwilami nawet naiwną wiarę w sukcesy tej budowy (autor sądził, że władza radziecka skutecznie wykorzeniła antysemityzm, a nawet oduczyła ludzi przeklinania). Weissberg uczciwie przyznaje, że długo zachowywał wiarę w komunizm i dopiero po aresztowaniu zrozumiał zbrodniczą naturę stalinowskiego terroru, którego przejawy opisał z fotograficzną pamięcią.
czytaj także
Od początku 1937 roku Weissberga wzywano na przesłuchania do NKWD i żądano ujawnienia kontrrewolucyjnej organizacji, a w dniu 1 marca tego roku osadzono w areszcie śledczym. Od tego czasu bezpośrednio obserwował kolejne fale aresztowanych i stosowane wobec nich metody śledztwa.
W pierwszej kolejności trafili do aresztów śledczych NKWD ludzie identyfikowani z byłą opozycją wewnątrzpartyjną, którzy na wcześniejszych zakrętach historycznych reprezentowali poglądy odmienne od Stalina, dawni zwolennicy Trockiego, Zinowiewa i Bucharina. Za nimi poszli członkowie przedrewolucyjnych partii lewicowych – mienszewicy, eserowcy, trudowicy i anarchiści. Rozwiązanie klubu starych bolszewików dało sygnał do aresztowania wszystkich towarzyszy Lenina, uczestników walki z caratem, bojowników rewolucji. Kolejną grupą aresztowanych byli czerwoni partyzanci walczący w czasie rewolucji na tyłach białych armii. Weissberg zwraca uwagę, że wszyscy ci ludzie nie stanowili nawet potencjalnej opozycji wobec dyktatury Stalina. Przed 1937 rokiem „dziesięciokrotnie kapitulowali przed panującą grupą w partii, brali udział we wszystkich zwrotach linii politycznej, przysięgali na wierność wodzowi, nawet jeśli w głębi serca potępiali jego politykę, pluli na kolegów, popadłych w niełaskę, jeśli tego od nich żądała partia…”.
Dalsze aresztowania dotknęły członków aparatu partyjnego i administracyjnego aktualnie pełniących swe funkcje. Za kratami znalazło się trzy czwarte członków Komitetu Centralnego WKP(b). Z 500 członków rządów republik związkowych i obszarów autonomicznych z życiem uszło kilkudziesięciu. Ani jedna wielka fabryka nie zachowała swojego dyrektora i czołowych inżynierów. Stanowiska aresztowanych obejmowali ludzie nowi, którzy po kilku tygodniach sami trafiali do więziennych cel. W maju 1937 roku aresztowano generała Tuchaczewskiego i 8 najwyższych dowódców Armii Czerwonej. Ich proces i egzekucja rozpoczęły czystkę wśród kadry oficerskiej. Do cel więziennych trafili niemal wszyscy dowódcy dużych jednostek wojskowych. Ich następcy utrzymali się przez kilka tygodni. Niektóre okręgi zmieniały dowództwo sześć razy w ciągu kilku miesięcy. Kiedy zabrakło generałów, ich miejsce zajmowali pułkownicy, potem majorowie, a w końcu pułkami dowodzili porucznicy.
Za kratami znalazło się trzy czwarte członków Komitetu Centralnego WKP(b).
Do połowy 1937 roku było już tylu aresztowanych, że wstrząsnęło to fundamentami życia społecznego. Zwykli ludzie mogli jeszcze sądzić, że jest to rozgrywka wewnątrz aparatu partyjnego, a represje dotykają ludzi z kręgu władzy. Potem jednak aresztowania zmieniły swój charakter, objęły ludzi ze wszystkich warstw społecznych, także bezpartyjnych i nie pełniących żadnych funkcji. Każdy aresztowany pociągał za sobą kilkanaście następnych osób spośród swoich znajomych i współpracowników. Weissberg wspomina, że we wrześniu 1937 r. na spacerniaku jego aresztu pojawiło się kilkuset kołchoźników, których w ciągu całego dnia porozdzielano na cele. Należeli oni do kategorii ludzi, którzy w przeszłości byli podejrzewani, także bezzasadnie, o dokonanie przestępstw przeciwko władzy radzieckiej, np. kradzieży ziarna podczas wielkiego głodu.
Innym razem okazało się, że do aresztu trafiło 600 mieszkających w Charkowie Ormian, oficjalnie czyścicieli butów, a faktycznie handlarzy złotem. Kilka lat wcześniej GPU aresztowało grupę Ormian, żeby ściągnąć z nich haracz w postaci ukrywanego złota. Tym razem jednak śledczy w ogóle nie chcieli słyszeć o złocie, żądali od Ormian, żeby przyznali się, że są dasznakami – członkami narodowej partii armeńskiej spiskującymi przeciwko władzy sowieckiej. Ormianie zaliczali się do kategorii masowo aresztowanych członków mniejszości narodowych, represje dotknęły setek tysięcy Polaków, Niemców, Żydów i przedstawicieli wielu innych narodowości, nawet mieszkających na Uralu plemion mówiących językiem ugrofińskim, którzy dowiedzieli się od śledczych, że spiskowali w celu przyłączenia swoich ziem do Finlandii.
Każdy aresztowany pociągał za sobą kilkanaście następnych osób spośród swoich znajomych i współpracowników.
Wśród grup szczególnie prześladowanych znaleźli się również członkowie sekt i grup religijnych (Weissberg siedział ze starowierami); ludzie znający zagranicę, mający tam krewnych lub przyjaciół, w tym filateliści i esperantyści; reemigranci; cudzoziemscy komuniści (do tej grupy zaliczał się sam Weissberg); ludzie kiedykolwiek odkomenderowani służbowo za granicę, w tym niemal wszyscy oficerowie wywiadu wojskowego i wywiadu NKWD; członkowie rodzin opozycjonistów; wszyscy kiedykolwiek wykluczeni z partii.
W połowie 1938 roku w więzieniach i obozach siedziały już miliony ludzi, a atmosfera w kraju, według wiadomości przynoszonych przez nowych więźniów, stała się nie do zniesienia. „W fabrykach brakowało fachowców. Wszędzie panował bezprzykładny chaos. Zniszczona została ciągłość kierownictwa. (…) Robotnicy szli do pracy z workiem suszonego chleba, na wypadek aresztowania w fabryce. (…) Życie gospodarcze zamarło. Nikt nie ważył brać na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności. Każdy unikał kontaktu z kimkolwiek”. Więźniowie ustalali liczbę aresztowanych na podstawie numerów pokwitowań za rzeczy, których nie pozwalano zabierać do celi. Z danych tych wynikało, że w ciągu dwóch lat aresztowano 5,5% ludności obwodu charkowskiego. Więźniowie przybywający z innych miast potwierdzali te szacunki. Oznaczało to, że w ciągu dwóch lat aresztowano 9 milionów ludzi. Po odjęciu od tej liczby dwóch milionów kryminalistów, a dodaniu jednego miliona aresztowanych w 1936 roku otrzymuje się 8 milionów więźniów politycznych. Jest to liczba zbieżna z późniejszymi szacunkami historyków.
czytaj także
Symptomem zbliżania się końca wielkiej czystki były aresztowania w aparacie NKWD. Na jesieni 1938 roku w więzieniach pojawiły się setki oficerów śledczych. Niejednokrotnie spotykali tam ludzi, których wcześniej sami przesłuchiwali i torturowali. Funkcjonariusze NKWD byli już ostatnią grupą dotkniętą falą masowych aresztowań. W tym czasie liczba nowych zatrzymań zaczęła wygasać, a po odsunięciu Jeżowa ze stanowiska szefa NKWD w grudniu 1938 roku aresztowania ustały. Złagodzeniu uległy też metody śledztwa. Nie oznaczało to jednak uwolnienia uwięzionych, olbrzymia większość osadzonych w aresztach powędrowała do rozrzuconych po całym obszarze kraju obozów Gułagu.
Aleksander Weissberg-Cybulski miał unikatową możliwość porównania metod śledczych NKWD i Gestapo, bo podczas wojny Niemcy osadzili go na warszawskim Pawiaku. Oprawcy hitlerowscy byli bardzie brutalni, życie i zdrowie aresztantów mieli za nic, strażnicy pastwili się nad więźniami na równi ze śledczymi. Z drugiej strony celem hitlerowców było wydobycie informacji o rzeczywistej działalności aresztowanych. W aresztach NKWD strażnicy odnosili się do więźniów poprawnie, tortury mogli stosować tylko śledczy, a do sierpnia 1937 roku zdarzało się to raczej w wyjątkowych przypadkach. Wcześniej ulubioną metodą śledczą NKWD był konwejer – długotrwałe, ciągnące się czasem kilka dni przesłuchania, podczas których zmieniający się śledczy nie pozwalali przesłuchiwanemu na sen ani odpoczynek. Celem takiego przesłuchania było uzyskanie przyznania się do niepopełnionej winy. Jednak samo przyznanie śledczemu nie wystarczało, żądał odpowiedzi na pytania, kto zwerbował aresztowanego do wrogiej działalności i kogo oskarżony następnie zwerbował, żeby tą działalność prowadzić.
Oficerowie NKWD mieli oczywiście świadomość totalnej fikcji tych zeznań, ale musieli brać udział w tej grze, gdyż inaczej ich samych aresztowano by pod zarzutem sprzyjania kontrrewolucji. Śledczy czasem oczekiwali oskarżenia konkretnych osób, ale z zasady nie wskazywali ich wprost. Korzystali z pomocy swoich agentów umieszczonych w celach, którzy ponadto mieli za zadanie osłabiać morale przesłuchiwanych.
Celem takiego przesłuchania było uzyskanie przyznania się do niepopełnionej winy.
W sierpniu 1937 roku uwięzionych było już tak wielu, że NKWD nie miała fizycznej możliwości przesłuchiwania ich przy użyciu konwejera. Wtedy omalże z dnia na dzień śledczy w całym ZSRR zaczęli bić i torturować przesłuchiwanych. Zgodnie z informacjami uzyskanymi przez Weissberga od aresztowanych enkawudzistów, dyspozycja w tej sprawie wyszła od samego Stalina, ale nie w formie pisemnego polecenia tylko jako sugestia przekazana podwładnym.
Do opisu sytuacji w więzieniu dodać należy głodowe racje żywnościowe (pół kilograma chleba i dwa talerze wodnistej zupy dziennie) oraz potworne przepełnienie. Wyobraźmy sobie niewielką celę, w której dwieście osób śpi na podłodze na jednym boku, bo inaczej na leżąco się nie zmieszczą, a co dwie godziny na dany sygnał przewracają się wszyscy na drugi bok.
Czynnikiem osłabiającym morale więźniów i zniechęcającym do oporu była niepewność jutra. Oskarżeni o szpiegostwo albo spisek kontrrewolucyjny, którzy nie byli gotowi przyznać się do winy przed zwyczajnym trybunałem sądowym, byli skazywani na karę śmierci przez tak zwana „trojkę”, nadzwyczajny sąd administracyjny orzekający bez udziału oskarżonego. Weissberg należał do wyjątków, konsekwentnie odmawiał przyznania się do winy, a kiedy po tygodniowym konwejerze przyznał się do przygotowania zamachu na życie Stalina, przy najbliższej okazji to zeznanie odwołał. Zarazem prowadził ze śledczymi specyficzną grę, nie kwestionując całego systemu, a jedynie upierając się przy własnej niewinności, gdyż obawiał się skazania przez „trojkę”. Być może do czasu anschlussu pomagał mu też fakt, że był obywatelem Austrii.
Aleksander Weissberg-Cybulski nie doczekał się procesu, nie było mu też dane zobaczyć na własne oczy okropności Gułagu, o których dowiedział się dopiero na ostatnim etapie swojego uwięzienia, kiedy znalazł się w celi z niemieckimi i austriackimi komunistami ściągniętymi z więzień i obozów całego ZSRR. Władze radzieckie zrobiły prezent swoim ówczesnym hitlerowskim sojusznikom i 5 stycznia 1940 roku na moście w Brześciu przekazały w ręce gestapo kilkudziesięciu obywateli niemieckich więzionych w Związku Radzieckim.
Dalsze losy Aleksandra Weissberga-Cybulskiego, niestety nieopisane już w jego wspomnieniach, również wyglądały jak scenariusz sensacyjnego filmu. Niemcy przeprowadzili selekcję rasową przekazanych im więźniów. Weissberg wraz z innymi Żydami trafił na dwa miesiące do więzienia w Lublinie, a następnie dostał nakaz osiedlenia się w Krakowie, mieście w którym przyszedł na świat. Po utworzeniu getta cudem uniknął wywiezienia w pierwszym transporcie do Oświęcimia, a potem przebywał półlegalnie w gettach w Bochni i Tarnowie. W 1942 roku uciekł na stronę aryjską i ścigany przez Niemców ukrywał się w Warszawie u swojej przyszłej żony Zofii Cybulskiej. Aresztowany w 1943 roku trafił do więzienia na Pawiaku, a następnie do obozu pracy w Kawęczynie. Zbiegł stamtąd dzięki pomocy niemieckiego kierownika robót i ponownie ukrył się w Warszawie przy pomocy Cybulskiej. Przeżył powstanie warszawskie, a przed obozem w Pruszkowie uratował go niemiecki podoficer (w takich sytuacjach Weissberg wykorzystywał fakt, że niemiecki był jego językiem ojczystym). Po wkroczeniu Armii Czerwonej używał nazwiska żony, aby uniknąć rozpoznania i ponownego aresztowania przez NKWD. Później przedostał się z żoną do Szwecji.
czytaj także
Aleksander Weissberg-Cybulski został skutecznie wyleczony z wiary w stalinowską wersję komunizmu, ale nadal uważał się za człowieka lewicy. Może warto byłoby pomyśleć o ponownym wydaniu jego książki, po 27 latach. Obraz wielkiego terroru stalinowskiego nakreślony ręką lewicowca byłby ważnym wkładem w kształtowanie lewicowej polityki historycznej.
***
Tomasz Borkowski – działacz opozycji demokratycznej od 1978 roku, internowany w stanie wojennym, później robotnik, następnie dziennikarz „Przeglądu Katolickiego”, „Tygodnika Solidarność” i „Czasu Krakowskiego” oraz różnych wydawnictw drugiego obiegu. Po 1990 roku oficer UOP i ABW, w latach 2008–2015 dyrektor Biura Kolegium ds. Służb Specjalnych w KPRM, a przez 3 i pół roku także Sekretarz tego Kolegium. Obecnie niezależny dziennikarz.