Umierają ludzie, zdychają zwierzęta, ewentualnie wrogowie, którzy są „jak zwierzęta”.
Martwe ciało. Pozostałość. Traktujemy je w specjalny sposób, bo jest świadectwem utraty. Nie zawsze jednak poprzez poczucie braku, jakie wywołuje, jest dowodem na wartość życia, które się skończyło. Można celebrować śmierć wroga, eksponując lub nawet bezczeszcząc jego ciało. Ludzie wielokrotnie to robili. Martwe ciało nabierało wówczas, właśnie poprzez brak życia, większej wartości niż żywe. Wywoływało radość i dumę, a nie smutek.
Mamy skłonność do troski wobec martwego ciała, gdy widzimy w nim nieobecność życia, którego końca żałujemy. Nawet jeśli jesteśmy przekonani, że jest mu wszystko jedno, nie ma to dla nas większego znaczenia. Troska o martwe ciało, a nawet czułość wobec niego, są być może irracjonalnym, ale na pewno wzruszającym przeniesieniem uczuć. Z żywej całości, którego część stanowiło, na żałosną pozostałość, która nie jest tak po prostu rzeczą.
Sposób, w jaki traktuje się martwe ciało, jest ważnym i symbolicznym elementem każdej kultury. Dotyczy to zarówno zmarłych ludzi, jak i innych zwierząt. Praktyki traktowania zwłok są tematem niezliczonych analiz. Bywają oczywiście okresy w historii i miejsca, w których do widoku martwych ciał można się przyzwyczaić. Różnica pomiędzy postrzeganiem zwłok ludzi i wielu zwierząt polega jednak na tym, że w przypadku tych drugich traktowanie martwych ciał jak rzeczy jest normą kulturową. To nic wyjątkowego.
W przypadku ludzi niezwykłym czasem, kiedy zwłoki mogą stać się banalne, jest na przykład długotrwała wojna. Okoliczności wymuszają mniejsze lub większe znieczulenie i przejście nad martwymi ciałami do porządku dziennego. To pomaga wytrzymać. Kiedy kończy się wojna, ludzie otrząsają się z tego stanu, ekshumują zwłoki i przywracają im status medium, poprzez które objawia się wartość życia. Często grzebią je ze szczególnym nabożeństwem i ostentacyjnie oddają im cześć. Jakby nadrabiali to, co nie było dotąd możliwe do pomyślenia lub wykonania, co uległo zawieszeniu, ale do czego koniecznie się wraca, przywracając normalność.
Nietrudno zauważyć, że zwierzęta są po śmierci traktowane bardzo różnie. Zależy to nie tylko od kulturowej kategorii, do której są przyporządkowane, ale i od statusu poszczególnych jednostek. Niektóre z nich istnieją, na życzenie ludzi, głównie w jednym celu – aby w odpowiednim momencie zostały zabite.
W przerażającej roszadzie wartości ich martwe ciało staje się powodem, dla którego powoływane są do życia.
Nie ma uzasadnienia traktowanie ich tak jak traktuje się rośliny – choćby zboże lub plantację ciętych kwiatów – ale dokładnie to się dzieje.
Są również takie, których życie jest od początku do końca niechciane, podobnie jak ich martwe ciała. Śmierć tych zwierząt jest przypieczętowaniem niechęci lub wrogości wobec nich, ostatecznym rozwiązaniem problemu ich bezwartościowych narodzin i życia. Tak traktuje się zwierzęce chwasty, zanieczyszczenie. Można się spierać, czy ich status jest rzeczywiście niższy niż tych, które są celowo rozmnażane, by je zabić. Jakkolwiek są traktowane jak wrogowie i eliminowane, nie są zniewalane i nie odmawia im się inteligencji, dzięki której kreatywnie odpowiadają na wyzwania środowiska. W pewnym sensie ludzie uznają ich autonomię – właśnie z jej powodu są tępione.
Autonomia tzw. zwierząt gospodarskich również jest niepożądana, bo jej ekspresja jest przeszkodą dla opłacalności śmierci. W ramach intensywnego chowu jest skrajnie ograniczona, ponieważ jest zaprzeczeniem wymaganego automatyzmu. Oczekiwana przez konsumentów wydajność zakłada standaryzację, sprawne wykonywanie procedur, a nie rozkwit niepowtarzalnych biografii. Wszystkie elementy, począwszy od sztucznej inseminacji, poprzez życie, proces zadawania śmierci i przerobu na towar, są zaplanowane. Właśnie ta premedytacja sprawia, że można mówić o najniższym statusie świń, krów, kur, lisów, norek i innych zwierząt, które nazywane są zwierzętami gospodarskimi.
Śmierć niektórych zwierząt opłakiwana jest z intensywnością porównywalną lub nawet przewyższającą żałobę związaną z utratą bliskiego człowieka. W wielu miejscach świata, również w Polsce, istnieją cmentarze dla zwierząt. W Stanach Zjednoczonych jest ich dużo, w Polsce zaledwie kilka. To, które po wielu staraniach ma powstać koło Słupska, nazywane jest oficjalnie „grzebowiskiem zwierząt towarzyszących”.
Ten nazewniczy kompromis na pewno pomoże uspokoić wszystkich, którzy dbają o głębię przepaści pomiędzy ludźmi a zwierzętami. Umierają ludzie, zdychają zwierzęta, ewentualnie wrogowie, którzy są „jak zwierzęta”.
Ludzie mają ceremonię pogrzebu na cmentarzach lub nekropoliach, a zwierzęta w większości utylizację zwłok lub, dla wybranych, grzebowisko.
Nie można dokonać uboju człowieka i nie można zamordować zwierzęcia.
Próbowano zasypać tę przepaść, organizując akcję przypominania o zabitych zwierzętach w dniu Święta Zmarłych. Pod sklepami mięsnymi, futrzarskimi i restauracjami McDoland’s pojawiały się zapalone znicze. Być może w następnych dziesięcioleciach przestanie to być traktowane jak dziwactwo. Kto wie, może po fazie kompromisu, gdy społeczeństwo stopniowo zacznie kierować coraz więcej potencjału listopadowej zadumy na to, co pozaludzkie, nazywając to przejściowo Świętem Zdechłych, w końcu mało kogo będzie dziwić, że międzygatunkowe Święto Zmarłych nie podkopuje człowieczeństwa, a realizuje jego lepszą stronę.
Tymczasem w stanie Nowy Jork już teraz uchwalono prawo zezwalające na pochówek niektórych zwierząt razem z opiekunami.
Dotychczas, jeśli ktoś w tamtym rejonie świata chciał być pochowany ze swoim zwierzęciem, mógł o to zabiegać jedynie na cmentarzach dla zwierząt. Teraz jest to możliwe na zwykłych cmentarzach komunalnych, przy czym – co znamienne – prawo ogranicza tę możliwość do tzw. zwierząt domowych, których zwłoki dodatkowo poddano kremacji.
Ktoś kiedyś nakręcił krótki film pokazujący scenę pogrzebu kurczaka. Nie, nie był to żart, przeciwnie. W kadrze widoczne były dłonie trzymające bezgłowy i pozbawiony piór korpus, a potem grzebiące małe ciało w ziemi. Kontrast pomiędzy zwyczajowym brakiem szacunku dla tych zwierząt, za ich życia i po śmierci, a delikatnością tej sceny był ogromny. Powolne ruchy i widoczna czułość obchodzenia się ze zwłokami zwierzęcia były poruszające.
Nie jest dziwne, że skoro status martwego ciała zwierzęcia jest częścią jego statusu w kulturze i stanowi o miejscu w hierarchii, staje się także areną walki i symbolicznym motywem aktywizmu na rzecz zwierząt. Właśnie dlatego zaczęto organizować publiczne akcje, w ramach których dziesiątki aktywistów trzymają w milczeniu zwłoki zwierząt krzywdzonych dla różnych celów człowieka. Objęte przychylnymi dłońmi wydobywają z wyobraźni własną przerażającą historię, którą chce zatrzeć system eksploatacji. Jest w tym obrazie zarówno – wreszcie ujawniona – skrajna przemoc, jak i jej ostentacyjne odrzucenie. To jedna z najbardziej wymownych form demonstracji.
Niedawno w Polsce grupa aktywistów zakłóciła uroczystość organizowaną przez myśliwych. W trakcie pokotu, kiedy to ceremonialne układa się u stóp myśliwych rzędy ciał zwierząt zabitych podczas zbiorowego polowania, aktywiści zaczęli kłaść się wśród zwłok, obejmując je. Ten gest zupełnie zmienił wymowę całej sceny. Był czymś niedozwolonym, bo rytuał zabrania przechodzenia nad ciałami. Jednocześnie był oczyszczający, bo lekceważąc znieczulającą mistyczną otoczkę, przywracał miejsce zwykłej wrażliwości na krzywdę.
Zamiast podniecającego poczucia bezkarności i satysfakcji z odebrania życia, które dominowały w tłumie zebranym nad trupami, pojawił się dobrze znany, wywrotowy element czułości wobec martwego ciała. W ten sposób zwierzęta ze zdobyczy stały się ofiarami, a więc tym, kim rzeczywiście były.
Dariusz Gzyra – działacz społeczny, publicysta, weganin. Kontakt: http://gzyra.net
**Dziennik Opinii nr 306/2016 (1506)