Kinga Dunin czyta

Jak Strzępka z Kaczyńskim…

Chigozie Obioma „Rybacy”, Scholastique Mukasonga „Maria Panna Nilu”, Grażyna Plebanek „Pani Furia”, Zygmunt Bauman „Obcy u naszych drzwi”

Mówi się, że różnorodność wzbogaca, a imigranci mogą dać coś niepowtarzalnego kulturze kraju, w którym się osiedlą. W Polsce, jak się zdaje, mało kto jest gotowy w to uwierzyć, więc może warto sprawdzić. Ja sprawdziłam, szczególnie, że ostatnio trudno mi znaleźć coś naprawdę ciekawego w polskiej literaturze. Zatem na początek pisarz urodzony w Nigerii, który obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych, oraz pisarka pochodząca z Rwandy, dziś mieszkanka Bretanii. Będzie też Polka przebywająca w Brukseli i jej powieść reklamowana jako „europejska”, chociaż polska. A na koniec Zygmunt Bauman – także imigrant.

***

Chigozie Obioma, Rybacy, przeł. Sebastian Musielak, Wydawnictwo Literackie 2016

Byliśmy rybakami:
Moi bracia i ja zostaliśmy rybakami w styczniu 1996 roku, kiedy nasz Ojciec wyjechał z Akure w zachodniej Nigerii, gdzie spędziliśmy całe nasze dotychczasowe życie.

Skoro to ważna kategoria, zacznę od tego, że to wciągająca powieść, dobrze napisana i trzymająca w napięciu. Rodzinny dramat w Nigerii. Rodzinne dramaty w Nigerii nie są wcale mniej dramatyczne niż gdzie indziej, a może nawet bardziej.

Trzej bracia z kolegami często wymykają się nad zakazaną rzekę (mieszkają w niej dawne duchy), żeby łowić ryby. Pewnego dnia spotykają tam miejscowego szaleńca znanego ze zdolności profetycznych, który jednemu z braci przepowiada śmierć…

Bohaterowie to tamtejsza klasa średnia: ojciec jest urzędnikiem, potem właścicielem małej księgarni, matka ma jakiś stragan. Surowy ojciec pragnie dla swoich dzieci innej „ryby” – wyjazdu do Kanady, edukacji, awansu. Jednak klątwa szaleńca zburzy te plany. Wędka zostanie użyta w złym celu, Afryka w przewrotny sposób zwycięży. Ale czy naprawdę jest aż tak egzotyczna? Lęk przed śmiercią, rodzinna lojalność, patriarchalne zależności, honor czy nawet prawo do zemsty to nie są jakieś egzotyczne wymysły. A motyw przepowiedni, która się sprawdza, bo ktoś czyni wszystko, żeby się nie sprawdziła, jest dobrze znany w europejskiej literaturze.

***

Scholastique Mukasonga, Maria Panna Nilu, przeł. Anna Biłos, Czwarta Strona 2016

Nie ma lepszego liceum niż Liceum Marii Panny Nilu. Nie ma też wyżej położonego. „2500 metrów” – informują z dumą biali nauczyciele. „2493” – poprawia siostra Ludwina ucząca geografii.

Ekskluzywne liceum prowadzone przez zakonnice, blisko źródeł Nilu, a obok uwielbiany posążek czarnej Matki Boskiej. Lata 70., początek roku szkolnego, przybywają uczennice z najlepszych rodzin w Rwandzie, córki wysokich urzędników, ludzi bogatych, będą szykowane na żony dla swojej sfery… Czasy postkolonialne, i wciąż istniejące wpływy belgijskie – fantastyczny opis wizyty żony króla belgijskiego w szkole.

Zaczyna się to trochę jak powieść dla panien, nostalgiczna opowieść o szkolnych przyjaźniach, intrygach, wybrykach. Potrzebujemy trochę czasu, żeby zauważyć, że uczennic Tutsi jest dużo mniej niż Hutu i że nie jest to przypadek. Teraz to Hutu rządzą, a Tutsi to była arystokracja, której mityczne korzenie sięgają podobno starożytnego Egiptu. Kwestie etniczne splatają się z klasowymi. A za szkolnymi wybrykami kryje się polityka: plan zamiany nosa czarnej Matki Boskiej z nosa Tutsi na szeroki nos Hutu to nie jest zwykły figiel. Powoli narasta atmosfera pogromowa…

Ta zapowiedź późniejszego o dwadzieścia lat ludobójstwa, z którego głównie znamy Rwandę, umieszczona w pensji dla panien z dobrego domu, naprawdę przyprawia o dreszcze.

***

Grażyna Plebanek, Pani Furia, Znak Litera Nowa 2016

28 lipca 2014, „Le Matin”, wiadomości lokalne:
Na szczęście krew spłynęła na posadzkę. Dzięki temu go odnaleziono. Mężczyzna uwięziony w metalowej szafie był skuty kajdankami, miał podcięte ścięgna pod kolanami.

Nie przekonała mnie ta powieść, bo chociaż zaczyna się od trzęsienia ziemi, to potem napięcie nie rośnie. Co prawda ktoś porywa i torturuje nielegalnych imigrantów, ale jakoś się do tego przyzwyczajamy. Ten sensacyjny wątek ma na celu podtrzymanie naszej uwagi, nie ma jednak jakiegoś ciekawego śledztwa, prawdziwych politycznych rozgrywek, a nawet – to była moja ostatnia nadzieja – główna bohaterka nie okazała się nowym wcieleniem Lisbeth Salander, chociaż ćwiczy boks – to było już w poprzedniej książce Plebanek. Boks mnie nudzi niezmiernie.

Z tego efekciarstwa naprawdę niewiele wynika, a prawdziwa historia jest właściwie o czymś innym, o rodzinie imigrantów z Konga. Ojciec, który w swoim kraju był „opowiadaczem”, z natury lub kultury poligamistą, wraca do rodzinnego kraju, pozostawiając żonę i dzieci. Matka jest leniwa, a pozbawiona męża staje się – dopóki wiek jej na to pozwoli – rozwiązła. Dzieci to rozmaite warianty asymilacji – jeden syn zostaje prawnikiem, a drugi dilerem. I wreszcie główna bohaterka – wysoka, silna, ćwiczy boks, wstępuje do policji. Przede wszystkim jednak kontynuuje tradycję ojca, czyli tworzy literaturę oralną, opowiadając o doświadczeniach imigrantów w pełnych pasji, trochę dziwacznych z europejskiego punktu widzenia, parabolicznych przypowieściach. Zamiast asymilacji – integracja z zachowaniem szacunku dla korzeni i walka z dyskryminacją.

W sumie ciekawy temat, ale cóż z tego, skoro nie mogę w te postaci uwierzyć. Wierzyłam autorce, kiedy opowiadała o dziewczynach z bloków, a teraz – przykro mi – nie wierzę.

***

Zygmunt Bauman, Obcy u naszych drzwi, przeł. Weronika Mincer, PWN 2016

Służące skupieniu oraz ekspresji społecznych niepokojów i obaw wiadomości telewizyjne, nagłówki prasowe, wystąpienia polityków oraz tweety w Internecie, przepełnione są doniesieniami o „kryzysie migracyjnym”, który bez wątpienia ogarnia Europę. Zwiastuje on upadek i zagładę sposobu życia, jaki znamy, praktykujemy, cenimy.

Skąd bierze się „moralna panika” i nienawistne reakcje wobec uchodźców? Kto zgadza się z diagnozą pana Profesora, może z przyjemnością przeczyta jego popularyzatorski esej, chociaż niczego nowego się nie dowie – będzie za to dużo znanych nazwisk i cytatów. Czy ci, którzy się nie zgadzają, zajrzą do książki, a jeśli nawet – czy zmienią zdanie? Boję się, że nie.

A jakie wnioski wyciąga autor? Migracje były, są i będą – nic nas nie uchroni przed spotkaniem z Innymi. Powinniśmy przedkładać moralność ponad politykę, bo inaczej zginiemy my i nasza planeta. Rozwiązaniem jest nieustający dialog, rozmowa prowadząca do większego wzajemnego zrozumienia.

Od jak dawna już słyszymy te zaklęcia? Niestety, posiadający władzę rzadko chcą naprawdę rozmawiać, a nieposiadający, zbyt długo niewysłuchani, uciekają do sekt, które też z nikim nie chcą rozmawiać. Nie rozmawiamy ze sobą, więc jak mamy rozmawiać z innymi?

Od pewnego czasu Monika Strzępka poszukuje telefonu Jarosława Kaczyńskiego, żeby z nim porozmawiać. Chciałabym to zobaczyć!

***

SZWECJA-czyta

**Dziennik Opinii nr 256/2016 (1456)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij