Od kilku miesięcy słyszymy plotki na temat wyburzenia budynku przy Zamkowej 1, w którym mieści się Świetlica Krytyki Politycznej.
Na budynek przy ul. Zamkowej 1 w Cieszynie mówimy po prostu „granica”. To tam od sześciu lat prowadzimy Świetlicę Krytyki Politycznej. Działamy od momentu, kiedy budynek po strażnikach granicznych i celnikach przeszedł w ręce Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości, pierwszego lokalnego centrum dizajnu w Polsce. Wcześniej, gdy Polska weszła do Schengen i przejście graniczne przestało być potrzebne, były pomysły, żeby zrobić tu sklep spożywczy. Przecież Cieszyn jest miastem handlowym…
Rok 2009. Zapowiada się obiecująco. Młoda, prężnie rozwijająca się postępowa instytucja kultury – jaką jest Zamek – bierze pod skrzydła organizacje pozarządowe, w tym nas. Nic lepszego nie mogło nam się przytrafić.
Dr Joanna Wowrzeczka chce wyprowadzać studentów za mury Uniwersytetu, o czym pisała Aleksandra Klich w „Gazecie Wyborczej”. Udaje jej się.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Paręnaście osób siedzących w kurtkach, w korytarzu, w mroźny styczniowy wieczór – wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, gdzie się włącza ogrzewanie. W sali głównej budynku przy Zamkowej 1, gdzie obecnie spędzamy większość czasu, odbywa się wystawa Boom materiałowy. Świetlica działa już od dwóch miesięcy, ale dla mnie to jej początek. Wcześniej przebywam za granicą. 5 grudnia 2009 Asia pisze: „Jak tylko wrócisz zapytam Ciebie, czy jesteś gotowa i jeśli tylko odpowiesz tak, to zaraz wlepię Ci cały pakiet robót”.
Tak się dzieje. Na moim pierwszym spotkaniu dużo rozmawiamy o feminizmie. Połowy zebranych nie znam. Pewnie są z innych kierunków. Pozostałych znam z koła naukowego albo z widzenia. Z uwagą przyglądam się Ani Cieplak, którą ciepło przedstawiała mi Asia w mailach. Siedzę, marznę i myślę, że mam dwa wyjścia.
Albo zaangażuję się z tymi ludźmi w Świetlicę, albo uciekam z miasta i kończę studia w indywidualnym toku nauczania – przecież pora znaleźć pracę, której Cieszyn mi nie zaoferuje. Studiuję grafikę artystyczną.
Decyduję się zostać.
W ciągu najbliższych miesięcy będę więcej czasu spędzać w Świetlicy niż na uczelni, zrealizuję swój pierwszy poważny projekt, w wyniku którego powstanie książka dla dzieci o biedzie, poznam Joannę Rajkowską, zaprzyjaźnię się z Markiem Glinkowskim, no i przede wszystkim poznam dzieci, które są z nami do dziś. To będzie moment tworzenia się zwartego zespołu przyjaciół. Liczbę zweryfikuje czas i… Cieszyn. Są z nami Wera, Sebastian, Marzena, Ewa, Marysia, Tomek, Ewa, Maciek, Gosia, Marta i inni. Są Anie, Asia i ja. Później pojawią się Magda i Klaudia.
Uczymy się, jak pisać projekty, Konrad Pustoła robi nam warsztaty z robienia fotorelacji ze spotkań. Debiutujemy w roli prowadzących otwarte dyskusje. Uczymy się robić badania, choć nikt poza Asią nie skończył socjologii. W końcu przełamujemy się, nabieramy pewności siebie i zaczynamy dyskutować z naszymi gośćmi, a nie tylko słuchać.
W ciągu sześciu lat przez Świetlicę przewijają się setki ludzi. Studenci, którzy pomagają nam w projektach skierowanych do dzieci, praktykanci, wolontariusze, licealiści, którzy obecnie stanowią najsilniejszą grupę współpracowników (jak nikt inny prowadzą korepetycje dla dzieci i nie tylko), dzieci i młodzież, rodzice dzieci, przyjaciele, działacze innych organizacji, politycy, artyści, aktywiści, dziennikarze, policjanci, pracownicy socjalni, psycholożki, nauczyciele.
Coraz więcej aktywności skupiona jest wokół dzieci.
To z nimi i ze studentami tworzymy interaktywną mapę Cieszyna, to z nimi uruchamiamy grę internetowąWspółgraj o współpracy i instytucjach publicznych, to dla nich wydajemy książki o biedzie, współpracy i zaufaniu. To z nimi organizujemy dwie edycje święta ulicy i to dla nich organizujemy rok w rok miesięczne półkolonie. W końcu to z nimi wyjeżdżamy na pierwsze wakacje nad morze, które udaje się zorganizować dzięki uprzejmości ludzi w całej Polsce oraz przy pomocy Lidii Ostałowskiej. To dla nich zapraszamy Rajkowską, Glinkowskiego, Czerepoka, Alekę Polis, Maćka Wojnickiego, Krzyśka Trzewiczka i grupę Dzieciuki.
W międzyczasie kończymy studia. Okazuje się, że dzięki temu, że jesteśmy częścią Krytyki Politycznej i temu, ile do tej pory się nauczyłyśmy (poza uczelnią), jesteśmy w stanie kontynuować działalność bez groźby opuszczenia miasta i jego mieszkańców. Wiemy, że to, co robimy, ma sens. Że wypełniamy lukę, która wymaga zagospodarowania. Działalność w Świetlicy staje się coraz poważniejsza, bo to już nie tylko aktywizm po godzinach, ale całodobowa odpowiedzialność za ludzi i słowa.
Z czasem okazuje się, że to dzieci wskazują nam kierunki zmian w mieście. Zaczynamy angażować się w zespół ds. zapobiegania przemocy w rodzinie, współpracujemy ze szkołami, organizujemy warsztaty dziennikarskie dla licealistów z trzech liceów w mieście. Szkolimy się. Robimy badania dostępu i uczestnictwa w kulturze. Organizujemy Kongres Kultury i Forum Kultury. Inicjujemy grupę roboczą ds. zmiany polityki kulturalnej w mieście, choć tak naprawdę trzeba ją stworzyć od nowa, bo miasto jej nie posiada.
Ponoć Cieszyn jest miastem kulturalnym…
Pracujemy teraz z mniejszą ilością studentów niż początkowo. Zaprzyjaźniamy się z grupą etnologów, w tym z Santaną i Natalią, która za jakiś czas zastąpi mnie w Świetlicy.
Wszyscy, którzy nas odwiedzają, zachwycają się granicą, zachwycają się Cieszynem i niezrozumiały jest dla nich nasz z czasem gasnący entuzjazm do miasta.
Co roku witamy uśmiechniętych członków klubów Krytyki Politycznej a później przyjaciół z zagranicy na letnim spotkaniu KP. Sprzątamy z nimi brzeg Olzy, bo wszyscy narzekają, że brudno. Opowiadamy im o naszym zaangażowaniu w związku z dworcem PKS i PKP, od których miasto starannie nas odsuwało. Prowadzimy na cmentarze żydowskie i opowiadamy, że 100 lat temu miasto było wielokulturowe, nowoczesne i inteligenckie. 100 lat temu.
Każdy dzień staje się trudniejszy. Przychodzą wybory samorządowe, prezydenckie, potem parlamentarne. Nowa władza samorządowa Cieszyna nabiera wiatru w żagle. O północy w Noc muzeów 2015 znienacka pojawiają się wozy opancerzone robiące ósemki na tafli rynku. Poprzebierani mężczyźni chyba mają chętkę na wojenkę. Nie ukrywam strachu. Daję głowę, że nie tutaj mieli popisywać się swoimi akrobacjami. Dlaczego nikt nie reaguje? Tego, odkąd jestem w Cieszynie, nie widziałam. W międzyczasie również na rynku staje czołg. Grochówka gratis od wydziału kultury sfinansowana w ramach małych grantów. Takiej kultury odkąd jestem w Cieszynie nie widziałam. Opowiadam o zdarzeniu zaczepionej minister Omilanowskiej, która już wie, że za dwa tygodnie przestanie być ministrą i wie, że takich sytuacji będzie coraz więcej, nie tylko w Cieszynie. Takiej kultury dla Cieszyna nigdy nie chciałam.
Jest styczeń 2016. Od kilku miesięcy słyszymy plotki na temat wyburzenia budynku przy Zamkowej 1.
Wcześniej zdarzało się to często, ale dopiero teraz odczuwamy prawdziwy strach. Miasto chce złożyć wniosek, w wyniku którego przedłuży pas rekreacyjny nad brzegiem Olzy, rzeki przy której stoi budynek. We wniosku znajdzie się zapis o wyburzeniu. Bo po co remontować? Zamiast alternatywnego, samowystarczalnego centrum kultury, w którym mieści się 9 podmiotów (w tym my), władze chcą postawić parking, a obok przebiegać będzie (istniejąca już) ścieżka rowerowa, bo przecież porządni Cieszyniacy muszą dojechać samochodem, a i do centrum bliżej, i Czesi skorzystają, bo co to za miasto bez infrastruktury dla zmotoryzowanych. Parking na rynku trzeba było usunąć, więc teraz można wyburzyć budynek. Żeby turystom było bliżej do zamku.
Bo Cieszyn jest miastem turystycznym…
Zastanawiam się, dlaczego miastu zależy na wyburzeniu dobrze funkcjonującego budynku, w którym rocznie 5000 osób korzysta z oferty kulturalnej. Z naszej za darmo od samego początku. Od dwóch lat Kino na Granicy urządza tutaj studio festiwalowe. Inne organizacje wynajmują pomieszczenia pod warsztaty i spotkania. Spotykają się działacze społeczni. Zapraszani są przedstawiciele władzy (różnej). To tutaj każdy może przyjść i wypić herbatę, skorzystać z bezpłatnej toalety, której miasto nie oferuje, bo po co. To tutaj dzieci odrabiają lekcje, grają w gry i jedzą ciastka. To tutaj nasi młodzi współpracownicy rozwijają swoje zainteresowania i umiejętności, a praktykanci uczą się, czym jest praca w kulturze.
To tutaj przełamujemy granice.
Dlaczego zatem miasto nie może przełamać swoich i pozwolić na nasz dalszy rozwój dla jego dobra?
Czytaj także:
Przemysław Witkowski: Dzieci bez świetlicy, budynek do wyburzenia
**Dziennik Opinii nr 15/2016 (1165)