Upaść miał już po zamknięciu banków i po referendum.
– Lewica powinna mieć konstytucyjny zakaz przekraczania 10% w parlamencie! – śmieje się Takis, polsko-grecki przedsiębiorca. Nie, nie chodzi o to, że Takis jest antykomunistą. – Lewica powinna być w opozycji, powinna walczyć o sprawiedliwość na świecie, powinna się nie zgadzać – dodaje szybko.
A Tsipras się zgodził. Pod presją eurozony, Merkel, Schäublego i Tuska ostatecznie przyjął kolejny z pakietów oszczędności i prywatyzacji. Powiedział austerity „tak”, podczas gdy ponad połowa społeczeństwa powiedziała mu w niedawnym referendum „nie” – Oxi! I dlatego dziś 41-letni premier, wcześniej lider ostro lewicujących Synapsismos, a dziś przewodniczący SYRIZY i szef koalicyjnego rządu, jest krytykowany właściwie przez wszystkich. Paradoksalnie jednak dalej popiera go zdecydowana większość społeczeństwa. W Grecji mówi się o nim jako o mężu stanu czy wręcz katechonie – czyli o tym, który ma powstrzymać apokalipsę.
Samo pojęcia katechona wzięło się zresztą od greckiego κατέχων – od powstrzymywania i przetrzymywania. Tsipras wydaje się mieć do tego dar. Upaść miał po zamknięciu banków (nie upadł), przegranym referendum (wygrał), po pierwszym głosowaniu nad przyjęciem nowych cięć i reform tydzień temu (przeszły) i jeszcze wczoraj, gdy rozpaść się miała parlamentarna większość (nie rozpadła się). W środowe popołudnie, gdy do parlamentu zjechali się posłowie, a media włączyły kamery i dyktafony, posypała się lawina pogróżek i spekulacji. Odejdziemy, nie damy się, odzyskamy honor – deklarowali kolejni posłowie i posłanki. W rewanżu Tsipras szybko poinformował media, że albo za pakietem oszczędnościowym zagłosuje minimum 120 posłów i posłanek SYRIZY, albo koniec. I końca nie było.
Choć retoryka była ostra. Reprezentanci lewego skrzydła partii mówili, że jest ich – zdecydowanych, by postawić się Tsiprasowi – ponad 40. Olga Gerovasili, rzeczniczka rządu, mówiła wczoraj, że rozłam jest nieuchronny. O hańbie i kolonizacji Grecji przez Europę, na którą zgadza się premier, krzyczał świeżo zdymisjonowany minister Lafazanis. A to wszystko na długie godziny przed tym, zanim w ogóle zaczęła się parlamentarna debata.
Gdyby wydarzenia wczorajszego dnia śledzić tylko w mediach, można by odnieść wrażenie, że ten polityczny kryzys musi wprawiać Greczynki i Greków w konwulsje niepewności i trwogi. Nic z tego.
– Widziałeś jakieś kolejki przy bankomatach? W bankach? Media mówią ludziom na Zachodzie, że Grecy nie mogą już żyć przez ten limit 60 euro na dzień. To bzdura. Kto ma 60 euro na dzień? Moja mama, na emeryturze, zapytała mnie, czy znam kogoś, kto ma te 1800 euro miesięcznie, które musi potem codziennie wypłacać. Nie znam; ja sama na pewno tyle nie mam – wiele osób mówiło mi coś takiego.
Kryzysowych bolączek jest wiele, ale akurat bankomaty to konik mediów. To nie bankomaty wygoniły wczoraj ludzi na ulice. Wygonił ich Tsipras.
Nie sam, oczywiście, lista winnych jest równie długa, jak przewidywalna. – Precz z kapitalizmem i korupcją! – krzyczą zebrani przez związek zawodowy pracowników sektora publicznego demonstranci. Słowo plutokracja (πλουτοκρατία) powtarza się wyjątkowo często. Za pochodem nauczycielek i urzędników idą przedstawiciele koalicji ANTARSYA – na lewo od SYRIZY i konsekwentnie przeciwko euro i cięciom. Niosą transparenty z „OXI!”, być może te same co tydzień i dwa tygodnie temu. Wykrzykiwane są nazwy wszystkich partii: To Potami, Nea Demokratia, PASOK – „wszyscy są tacy sami!”.
Jest wyjątkowo spokojnie, niemieccy reporterzy skarżą się, że wręcz nudno. To raczej demonstracja rozczarowania, nie gniewu. Postawni związkowcy i filigranowe studentki, emeryci, ludzie w każdym wieku – to nie pierwszy i nie ostatni ich protest. Ten jest zwyczajnie smutny, bo wiele z zebranych osób wiązało z rządem SYRIZY prawdziwe nadzieje, a jeszcze niedawno z całych sił krzyczeli „OXI”, gdy do wyjścia na ulicę wzywał sam premier. Dziś są tu przeciwko niemu.
– Co myślę o Tsiprasie? Gdybym się z nim zgadzała, toby mnie tu nie było. Zdradził nas. Do tej pory głosowałam na SYRIZĘ, choć daleko mi do nich, bo wierzyłam, że jako jedyni się nie ugną – mówi mi Angelika, nauczycielka z kilkunastoletnim stażem, która od czterech lat nie ma pracy. Uczyła angielskiego w podstawówce, jednak nauczycielom języków podziękowano po jednej z kolejnych redukcji w sektorze publicznym. – Ktoś uznał, że dzieci nie potrzebują znać angielskiego i niemieckiego, bo po co? Mogą pójść do prywatnej szkoły albo brać korepetycje. Kiedyś korepetycje to był dobry biznes, dorabiałam tak do pensji. Tylko teraz, kiedy ludzie nie mają pieniędzy, nie posyłają też dzieci na dodatkowe zajęcia. Koło się zamyka. Do starej pracy już nie wrócę. Od rządu nie oczekuje nawet pomocy – ale tego, że zachowa się honorowo. Tsipras obiecał, że nie podpisze, a podpisał.
Pytam, czy uważa, że w ogóle miał wybór. Czy uważa, że grexit według scenariusza Schäublego i przejście z dnia na dzień na drachmę byłyby dla Grecji lepsze? – Każdy ma wybór. A gorzej nie będzie.
Marsz dochodzi do placu Syntagma i grzecznie rozsiada się na krawężnikach; policji właściwie nie widać, kolorowe transparenty zwisają dookoła parlamentu, na murkach, latarniach i przystankach komunikacji miejskiej. Kilku starszych panów rozwozi zimną wodę i piwo za jedno euro. Debata wewnątrz budynku parlamentu właśnie się zaczyna.
Na jednym z transparentów wypisanych po angielsku stoi „We still say no” – wciąż jesteśmy na nie. Tsipras jest przeciwko własnej partii, Tsipras stchórzył, Tsipras poczuł smak władzy. Przy tej ostatniej kwestii ktoś się wtrąca, by sprostować: „Nie, nie, ja go znam długo, od jego młodości, on taki nie jest, ale nie miał wyboru”. Okazuje się jednak zaraz, że to inny dziennikarz.
Około 22.00 policjanci zaczynają wsuwać na głowę maski gazowe, ale poza tym nic nie wskazuje, żeby miało dojść do awantury. „Naziole nie przyszli” – podkreślają dziennikarze. Po chwili słychać pojedyncze wystrzały z góry, z ulicy sąsiadującej bezpośrednio z budynkiem parlamentu. Angelika łapie mnie za rękę i mówi, że już pora iść. – Dzieci, idziemy! – mówi do swojej grupki towarzyszy ze związku, przedział wiekowy 18-50.
Za chwilę okaże się, że w stronę policji poleciał jeden koktajl Mołotowa, a całe zajście skończy się w pięć minut. Nawet niemieccy dziennikarze nie będą mieli z czego zrobić sensacji.
Ale pamiętając gaz i aresztowania z poprzednich demonstracji, związkowcy pokornie zwijają transparenty i odchodzą bocznymi ulicami. Zadaję ostatnie pytanie: jak to jest, że nikt nie chce cięć – 100% OXI, przypominają ulotki – a jednak 70% społeczeństwa popiera reformy, a w parlamencie znajduje się dla nich większość?
– Cóż, my jesteśmy klasą robotniczą. My stanowimy te 30% przeciwko 70%.
Liczę, że zanim dotrę do mieszkania przez pozamykane ulice wokół sąsiadującego z Syntagma placu Omonia – władze liczyły się z zamieszkami – będzie już cokolwiek wiadomo o wyniku głosowania. Parlamentarzyści jednak zbyt zajęci są sobą. Greckie komentatorki i komentatorzy mają niezły ubaw na Twitterze: „Teraz powinni zagłosować, jak bardzo nie lubią pani marszałek, skoro od dwóch godzin nie gadają o niczym innym”. Debata przeciąga się do godzin rannych. W końcu są wyniki: większość za, łamie się i popiera premiera także Varoufakis, pakiet przechodzi, Tsipras znów wygrywa. Jeszcze zdąży porozmawiać z przedstawicielami greckich banków, przypomni, że trzeba się zatroszczyć o najuboższych i zdjąć z nich choć trochę ciężaru. Nikt – na razie – nie rzuca mu otwartego wyzwania, choć mógłby. Jak to możliwe?
Dr Thanos Dokos, szef liberalnego think-tanku ELIAMEP, mówi, że SYRIZA jest w sytuacji beznadziejnej. Wcześniejsze rządy migały się od prywatyzacji, reform i zobowiązań, a teraz jeszcze dopilnować ma ich władza, która wcale ich nie chce. W ogóle za SYRIZĄ nie przepada, rząd jak rząd. Ale gdy rozmowa schodzi na temat premiera, zmienia ton.
– Grecja potrzebuje radykalnej zmiany, teraz. Albo zrobi ją Tsipras, albo nie zrobi jej nikt.
**Dziennik Opinii nr 204/2015 (988)