W konserwatywnym parlamencie, na tle PiS-u i Kukiza, to prawicowa Platforma będzie robiła za lewicę.
Cezary Michalski: Co w przebiegu pierwszego integracyjnego spotkania lewicy pod patronatem OPZZ nastroiło panią optymistycznie, a co uważa pani za element ryzyka?
Wanda Nowicka: Podchodzę do tego spotkania z ostrożnym optymizmem, z naciskiem na tę ostrożność. Pewnym optymizmem nastraja fakt, że większość istniejących dziś w Polsce struktur i środowisk lewicowych w ogóle przyszła, zasiadła przy jednym stole, wyraziła w bardziej lub mniej entuzjastyczny sposób chęć współpracy. To jest na pewno dobra wiadomość, bo takiego spotkania do tej pory w ogóle nie było. Po drugie, OPZZ jako podmiot trochę zewnętrzny wobec politycznych struktur lewicy jest na pewno ciekawym koordynatorem i może dyscyplinować cały ten proces.
Na pewno optymizm budzi fakt, że koordynatorką zespołu programowego powołanego na tym pierwszym spotkaniu została Barbara Nowacka. Jej osoba zwiększa szansę, że cała inicjatywa wniesie coś nowego i będzie bardziej wiarygodna. Z drugiej strony, nie miałam pewności, że wszystkie podmioty reprezentowane przy tym stole, zwłaszcza te większe, rzeczywiście są gotowe, żeby cofnąć się o jeden krok, żeby zaryzykować współpracę na warunkach naprawdę partnerskich. Deklaracje, które padały, nie robiły wrażenia w pełni wiarygodnych.
Można złożyć razem wiele postulatów i haseł, ale złożenie list wyborczych jest nieporównanie trudniejsze?
Ustalenia polityczne na pewno będą o wiele trudniejsze niż programowe. A to one są kluczowe w przypadku współpracy różnych formacji politycznych, budowy koalicji czy porozumienia. Np. sama formuła ewentualnej współpracy będzie kontrowersyjna. Koalicja partii czy luźne porozumienie przedwyborcze? Wspólna nazwa czy szyldy partyjne? Parytety ze względu na płeć? I tak dalej. A dla wiarygodności tej inicjatywy w oczach wyborców to, czy ona będzie budowana na partnerskich zasadach, jest równie ważne jak kwestie programowe.
Żeby „wspólna lista lewicy” nie stała się tylko alibi osłaniającym najsilniejszy podmiot, jeśli w dodatku ten podmiot ma pewne problemy z własną wiarygodnością?
Nie miałam pewności, że jest wola porozumienia na partnerskich zasadach. Żałuję też bardzo – choć się temu całkiem nie dziwię – że udziału w naszym spotkaniu odmówiła Partia Razem.
Jaki jest kalendarz dalszych prac?
Spotkanie programowe ma się odbyć już w poniedziałek. A jeszcze przed końcem czerwca odbędzie się kolejne spotkanie w pełnym gronie. Myślę, że wtedy będzie jasne, czy projekt ten ma szanse powodzenia.
Czy Jan Guz, przewodniczący OPZZ, chce być drugim Marianem Krzaklewskim? Czy w zamian za „ratowanie pokłóconych ze sobą polityków” zażąda kluczowej roli przy tworzeniu list wyborczych? Czy będzie chciał wprowadzić dużą grupę działaczy związkowych do parlamentu?
To na dzisiaj nie jest do końca jasne. On sam nie powiedział tego wyraźnie, ale robi wrażenie osoby, której osobiście zależy na porozumieniu. To ze strony „politycznej” padały na tym spotkaniu różne propozycje pod jego adresem i pod adresem związku. Ambicje polityczne związku, jeśli są, na tę chwilę nie zostały sprecyzowane.
W jaki sposób zachowywali się dwaj liderzy środowisk dziś reprezentowanych w parlamencie, Leszek Miller i Janusz Palikot?
Palikot był na tym spotkaniu nieobecny, a Twój Ruch reprezentowała Barbara Nowacka. Leszek Miller był obecny na spotkaniu, krótko zabrał głos i wskazał Paulinę Piechnę-Więckiewicz jako osobę, która będzie reprezentowała środowisko SLD w zespole programowym. Byli Czarzasty, Wenderlich, Gawkowski… wielu przedstawicieli Sojuszu. Widać było, że zamierzają odegrać w tej inicjatywie rolę kluczową, co wśród obecnych w rozmowach kuluarowych rodziło wątpliwości, czy realne jest porozumienie rzeczywiście partnerskie.
Gdyby jednak żadna z formacji nie była w stanie zdominować tego przedsięwzięcia, a „historyczni liderzy” trzymali się trochę na uboczu, czy sądzi pani, że jest szansa na ponowne zaproszenie Partii Razem i przyjęcie przez nich tego zaproszenia?
Oni zostaliby przyjęci z otwartymi ramionami na każdym etapie tej inicjatywy. Ale na razie ich wypowiedzi są bardzo krytyczne. Na chwilę obecną nic nie wskazuje na to, żeby oni chcieli się zaangażować. Ich odmowa świadczy o tym, że z punktu widzenia ich programu socjalno-ekonomicznego wielce prawdopodobne rządy prawicy po wyborach nie stanowią dla nich takiego zagrożenia, jak utrzymanie obecnego układu. Myślę jednak, że ich aspiracje do stworzenia prawdziwej lewicowej alternatywy małe mają szanse na realizację, biorąc pod uwagę realia polityczne. Ale trzymam kciuki za powodzenie.
Wie pan, mi naprawdę zależy na powodzeniu inicjatywy OPZZ, bo po pierwsze widzę konieczność tego, żeby lewica się pozbierała, wzięła się do pracy, stworzyła wiarygodne i partnerskie porozumienie formacji lewicowych, które da lewicowym wyborcom szansę takiego oddania głosu – i to już w najbliższych wyborach.
Żeby to nie był wyłącznie głos protestu albo wręcz głos zmarnowany, ale żeby to był głos na formację, która będzie miała wpływ na rzeczywistość polityczną. Ale nie tylko widzę konieczność obecności lewicy w polskiej polityce, widzę też ogromną szansę. A szansą jest ta kompletnie przeorana scena polityczna, gdzie otworzyła się ogromna przestrzeń dla nowej centrolewicowej inicjatywy.
Dotychczasowe formacje w kryzysie albo w rozpadzie, najciekawsze postacie zablokowane. Szczególnie na lewicy.
Ale ja mówię nie tylko o lewicy. Platforma niemal z każdym dniem traci poparcie, a jeśli utrzyma się obecny trend – a krążą po Sejmie pogłoski o wewnętrznym badaniu PO wskazującym wynik między 11-15 procent – to nawet 15 procent może być wynikiem trudno osiągalnym. Z drugiej strony PiS pofrunął i oni liczą na to, że zwycięstwo Dudy gwarantuje im zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Ale w rzeczywistości jest coraz bardziej zagrożony ze strony Kukiza. Kukiz jest na fali, ale też wcale nie ma pewności, czy on się na tej fali utrzyma do wyborów parlamentarnych. Stanie przed „problemem Palikota” – albo zdecyduje się na to, żeby iść do wyborów parlamentarnych pod swoim nazwiskiem, a cała reszta kandydatów na listach to będą osoby kompletnie nieznane, albo weźmie na tę swoją tratwę wszystkich, którzy przebierają nogami, od narodowej i korwinowej prawicy aż po najskrajniejszych populistów. Oba te rozwiązania są obciążone ryzykiem. I za chwilę albo będzie się musiał tłumaczyć, co go łączy ze Stonogą, jeśli zechce zlepić narodowców, Korwina i Guziała, albo będzie przez nich wszystkich atakowany. Także referendum, na którym Kukiz chciałby urosnąć, będzie nierozstrzygnięte, bo wątpię, żeby 50 procent uprawnionych do głosowania wzięło w nim udział. A to będzie jego porażka.
Zatem jest polityczna przestrzeń do zagospodarowania. Nie chodzi mi o ratowanie ugrupowań czy ludzi, ale o uratowanie lewicowych tematów w polskiej polityce.
Bo najbardziej nam grozi to, że pewne sprawy zostaną pogrzebane, a wobec innych – radykalnie prawicowych – nie będzie skutecznego oporu. Jeśli lewica nie wejdzie do parlamentu bądź zrobi bardzo słaby wynik, to prawicowa Platforma będzie tam „robiła” za lewicę na tle PiS-u i Kukiza. Wcale nie dlatego, że będzie podejmować kwestie lewicowe. A PSL, jeśli wśliźnie się do Sejmu, to jako partia obrotowa może wejść w koalicję z silniejszymi niż PO.
Jak w takim razie lewica i centrolewica powinny traktować Platformę? Jako mniejsze zło, czy jako zło największe? Z jednej strony PO to dzisiaj formacja mocno zużyta, a jednocześnie faktycznie mogą się stać w nowym parlamencie środowiskiem, które będzie reprezentowało resztki liberalnego oporu wobec ofensywy prawicy. Pani sama w parlamencie w wielu kwestiach z Platformą walczyła, ale były i takie obszary, gdzie współpracowaliście.
Trzeba odróżnić dwie rzeczy. Inaczej to będzie wyglądało w kampanii wyborczej, inaczej w parlamencie. W kampanii wyborczej trudno się spodziewać, żeby ze strony środowisk lewicowych była jakaś taryfa ulgowa. Platforma musi się sama bronić, jeśli chce przeżyć. Musi mieć propozycje programowe, język. Osłanianie jej w takiej postaci, jaką ona przybrała po ośmiu latach rządzenia, byłoby dla lewicy samobójstwem. Ale jednocześnie dla lewicy – także w przyszłym parlamencie – nie Platforma będzie głównym punktem odniesienia i nie ona też stanowi główne źródło zagrożenia. Najbardziej niebezpieczna jest twarda prawica: PiS, Kukiz, Korwin, narodowcy… idący razem albo osobno. My musimy uświadomić społeczeństwu, jak groźny dla wolności, równości, dla zupełnie podstawowych praw może się stać ten nowy polityczny pejzaż, w którym nie byłoby lewicy, a Platforma stałaby się „lewym skrzydłem” parlamentu.
Pani powiedziała o rozróżnieniu pomiędzy okresem kampanii, kiedy Platformę trzeba ostro atakować za zaniechania w polityce społecznej i społecznym dialogu, a nowym parlamentem, gdzie trzeba będzie szukać sojusznika przeciwko „twardszej prawicy”. W Irlandii to koalicja chadecji i socjaldemokratów przeprowadza społeczne zmiany. Choć oczywiście chadecja jest tam bardziej liberalna niż PO, a socjaliści, mimo że w tej koalicji mniejszościowi, są na tyle silni, że mogli przeforsować różne elementy lewicowej agendy.
Jeśli po tych wyborach lewica znajdzie się w Sejmie w znaczącej liczbie, trzeba myśleć o różnych scenariuszach. Ale znów – to nie będzie chodziło o Platformę, ale o pakiet programowy lewicy. Irlandia jest tu na dzisiaj dosyć daleką analogią. Ja się zresztą nigdy nie spodziewałam, że będę myśleć o Irlandii z taką nadzieją, a nawet zazdrością.
Gdyby prawica rządziła Polską od jesieni, gdzie pani się spodziewa – także z perspektywy swojej pracy sejmowej, znając trochę tych ludzi – najniebezpieczniejszych uderzeń w pakiet równościowy i wolnościowy? A gdzie oni będą tylko symulować zapał?
Ja to widzę jak najczarniej. Ci wszyscy, których nie brakuje po lewej stronie sceny politycznej, a którzy liczą na to, że PiS wprowadzi obiecany program socjalny, bardzo się zdziwią. Oczywiście biorę pod uwagę zróżnicowanie Prawa i Sprawiedliwości. Tam jest grupa ludzi, dla których najważniejsza jest polityka, władza, a różne kwestie szczegółowe, programowe, ideowe traktują bardzo pragmatycznie, wręcz cynicznie. Ale jest też cała grupa smoleńska, pod wodzą Macierewicza. I jest sporo osób nawiedzonych światopoglądowo. Poseł Dziedziczak, poseł Jaworski… To jest liczna grupa i oni za wszelką cenę będą dążyli do tego, żeby kwestie światopoglądowe były priorytetami dla tej nowej władzy. I to w formie najbardziej radykalnej. A ponieważ jeszcze na całą tę formację będzie naciskał Kościół i różne środowiska okołokościelne, żądając „wdzięczności” za poparcie wyborcze, zatem nawet „pragmatycy” będą się do tych oczekiwań dostosowywać.
Musimy się liczyć z kolejnymi inicjatywami referendów ograniczających prawa kobiet, możemy się spodziewać poważnych zmian w prawie. Całkowitego zakazu aborcji, bezwarunkowej klauzuli sumienia, czyli de facto samowoli dla lekarzy i farmaceutów. In vitro zostanie zakazane. Jest już kolejny prawicowy projekt zakładający kary za przeprowadzanie in vitro. Będzie też ustawa o wycofaniu ratyfikacji konwencji antyprzemocowej. Oni to mają przygotowane. A dlaczego również „pragmatycy” w to pójdą? Otóż im to będzie potrzebne, żeby przykryć tematy niewygodne dla rządzących. Na przykład obietnice socjalne prezydenta-elekta, których oni nie będą realizować z powodów budżetowych. Mając władzę przestaną mówić o wycofaniu się z ustawy ’67, to już następuje.
Ostry konflikt światopoglądowy, gdzie granice obozów są twardo wytyczone, pozwala ukryć nierealizowanie obietnic socjalnych.
Tu przydadzą się także różne prawicowe przystawki: Gowin, Ziobro. Z ich poglądami na gospodarkę łatwo będzie ich przedstawić jako alibi. Ostry spór światopoglądowy będzie w tej sytuacji dla rządzącej prawicy wygodny, a jego konsekwencją będzie jeszcze bardziej represyjne prawo w kwestiach związanych z prawami człowieka, z rozrodczością, a kwestia związków partnerskich zostanie pogrzebana definitywnie. Dlatego na lewicy spoczywa wielka odpowiedzialność, by nie pogrzebała szansy na wiarygodne porozumienie, które dałoby odpór tym zagrożeniom.
Wanda Nowicka – wicemarszałkini Sejmu, posłanka, działaczka społeczna i feministyczna.
**Dziennik Opinii nr 173/2015 (957)