Jak po tym wszystkim możemy chcieć żyć na Ukrainie? – pyta Natalia. – Ja z mężem popieram Doniecką Republikę Ludową.
„Marsz, marsz, marsz / Rosyjski marsz zbiera wszystkich na marsz / Wszystkich, kto nie zginął na wojnie” – na głównym placu zrujnowanego Debalcewe słychać znany szlagier Żanny Biczewskiej Idą Rosjanie. Była to jedna z czołowych pieśni prorosyjskich wystąpień w marcu i kwietniu minionego roku, gdy zawierucha w Donbasie dopiero się rozpoczynała. Teraz pieśń powróciła, wraz z oddziałami separatystów, którzy po ponad pół roku odzyskali kontrolę nad miastem.
Przy supermarkecie około dwustu osób stoi w kolejce. To ci, którzy niemal cały czas siedzieli w piwnicach, a teraz, gdy sytuacja się uspokoiła, szukają jedzenia. – Sklepy są pozamykane, a tu wydają pomoc humanitarną – mówi emerytka Nadija. Koło niej leży wielki karton z pomocą od Czerwonego Krzyża. – Powinnam wziąć sanki, ale zapomniałam – przyznaje zmęczona.
W tłumie wszyscy cierpliwie czekają na swoją kolej. Obecnie to jedyna szansa, żeby dostać coś do jedzenia. Dostaw do sklepów nie było tu już od dawna – podobnie jak wody, gazu i prądu. Gdy w okolicach 18 stycznia wznowiono walki, za wszystko odpowiadali wolontariusze, organizacje pozarządowe i siły ukraińskie.
Droga przez zgliszcza
Wjechać do miasta znajdującego się na północny wschód od Doniecka można tylko przez miejsca, gdzie toczyły się ciężkie walki. Jedna z dróg wiedzie przez Wuhlehorsk, w którym do ostrych starć doszło jeszcze w styczniu. W mieście spotkały się czołgi ukraińskiej armii i separatystów. Niemal na każdym budynku widać konsekwencje – tu wybita ściana, tu dach, a czasem cały dom jest kompletnie zrujnowany. Na ulicach wciąż leżą szczątki czołgów – w jednym miejscu korpus, trochę dalej wieża.
Druga droga to trasa z Krasnego Łucza w sąsiednim obwodzie ługańskim. Na drodze widać pozostałości niemal zrównanego z ziemią posterunku sił ukraińskich. Podobnie jak w Wuhlehorsku: spalone czołgi, a także transportery opancerzone, ciężarówki. Na stertach leżą rzeczy codziennego użytku, jedzenie i amunicja. Cała droga jest poryta odłamkami, co jakiś czas sterczą z niej fragmenty pocisków. Chociaż ukraińskie siły wycofały się z miasta i okolic 18 lutego, na posterunku wciąż leżą dwa ciała wojskowych. Na razie nikt ich nie rusza.
Trwają natomiast prace nad wywożeniem pozostałości sprzętu wojskowego. Na ciężarówkę za pomocą dźwigu stawiane jest podwozie wojskowego urala. Po zajęciu Debalcewe przez separatystów przewodniczący nieuznawanej Donieckiej Republiki Ludowej Ołeksandr Zacharczenko powiedział, że ukraińska armia zostawiła tyle sprzętu, że trzeba było wywozić go pociągami. Nawet jeśli to przesada, sprzętu rzeczywiście zostało wiele – mniej lub bardziej uszkodzonego. Bojownicy od kilku dni zabierają, co mogą, aby zrobić z tego jeszcze użytek.
Chleba nie było już dawno
Na wjeździe do miasta wita znak „Debalceo” (zapis po rosyjsku). „A” jest przechylone, „w” odpadło, a „e” jest wygięte.
Zniszczeń jest wiele. Kolejne dziury po pociskach, ślady po odłamkach, niemal nigdzie nie ma okien. – Cały czas mieszkamy w zimnych piwnicach, bo w mieszkaniach jest jeszcze zimniej – mówi Jewhenija, która wraz z mężem stoi po pomoc humanitarną.
Spokój zostaje naruszony, gdy przyjeżdża samochód pełen chleba. Wokół niego natychmiast pojawia się chmara ludzi. Ci, którzy są dalej, zaczynają biec. Samochód cały się trzęsie, a wydający go chłopak nie może zapanować nad sytuacją. Jeszcze pod koniec stycznia chleb był tu rzadkością. – Udało mi się wziąć dwa bochenki, dawno już nie jadłam chleba – mówi Olha, której udało się dopchać do bagażnika samochodu.
Kilkanaście metrów dalej można dostać kaszę z wielkiego garnka, a przy namiotach ratowników naładować telefon komórkowy – położono przed nim kilkanaście przedłużaczy. Dzięki tym kilku kontaktom można podładować baterię, aby zadzwonić do bliskich. Pod warunkiem, że pozwoli na to zasięg, który jest bardzo słaby lub nie ma go wcale.
Kto to odbuduje?
W mieście zostały jeszcze porozbijane samochody z białą kropką i pasami – oznaczeniami sił ukraińskich. Nad radą miejską już wywieszono flagą Donieckiej Republiki Ludowej, a stojący wokół sprzęt wojskowy nie pozostawia wątpliwości, kto tu teraz rządzi. Stoi tam transporter opancerzony organizacji Opłot, a samochody mają oznaczenia kozaków z tak zwanej Ługańskiej Republiki Ludowej. Ze stojących w mieście bojowników aż bije duma – wygrali kolejną ciężką bitwę. – Jesteśmy rosyjskim narodem, my niczego się nie boimy – stwierdza jeden z nich, Żenia, i pokazuje znak zwycięstwa.
„Edik”, jeden z kozackich dowódców, twierdzi, że separatyści brali miasto wyłącznie z użyciem piechoty. – Nie strzeliliśmy ani razu– twierdzi, nie zważając na to, że miasto, w którym stacjonowały siły ukraińskie, było pod ciężkim ostrzałem niemal okrągły miesiąc (poprzednie kilka miesięcy pod słabszym), a do takich zniszczeń nie udałoby się doprowadzić bronią ręczną.
Wielu ludzi im wierzy. – Jak po tym wszystkim możemy chcieć żyć na Ukrainie? – pyta Natalia. – Ja z mężem popieram Doniecką Republikę Ludową – dodaje, a stojący obok Ołeh przytakuje. Jednak co jakiś czas ktoś nieśmiało pyta: a kto to wszystko odbuduje? Skąd wziąć na to pieniądze? Jak dotąd nikt nie znalazł na to odpowiedzi, ale to nie psuje im nastroju.
Niemal rok po tym, jak zaczęły się wydarzenia w Donbasie, konflikt wydaje się zataczać koło. Z głośników słychać: „Rosjanie idą, zapalają się ognie / Rosjanie idą przypomnieć Rosjanom, kim oni są / Rosjanie idą, rozpusty i przemocy zabraniać / Rosjanie idą, nie tylko Rosjan bronić”.
Fot. Paweł Pieniążek
***
Już w księgarniach: Pozdrowienia z Noworosji Pawła Pieniążka!
Wojna na Ukrainie zaskoczyła Europę, która przywykła do „odwiecznego” pokoju w pobliżu swoich granic. Jak się okazało, niesłusznie. Po dramatycznych wydarzeniach na kijowskim Majdanie i rosyjskiej aneksji Krymu akcja przeniosła się do Donbasu, gdzie prorosyjscy separatyści zamarzyli o nowym regionie Rosji – Noworosji. Nieliczne początkowo demonstracje przeistoczyły się w otwarty konflikt zbrojny podsycany i wspierany przez władze w Moskwie.
Paweł Pieniążek na bieżąco relacjonował te wydarzenia dla polskiej prasy, radia i telewizji. Był pierwszym dziennikarzem, który dotarł do wraku zestrzelonego przez separatystów samolotu malezyjskich linii lotniczych. W Pozdrowieniach z Noworosji opisuje tragikomiczne narodziny konfliktu i jego tragiczne konsekwencje – katastrofę humanitarną, zniszczone miasta i zdruzgotane marzenia ludzi o normalnym życiu.
Paweł Pieniążek (1989) – dziennikarz specjalizujący się w tematyce Europy Wschodniej. Relacjonował wydarzenia na Majdanie i konflikt zbrojny we wschodniej Ukrainie. Współpracuje z „Dziennikiem Opinii”, „Nową Europą Wschodnią”, „New Eastern Europe”, Informacyjną Agencją Radiową Polskiego Radia S.A. i „Tygodnikiem Powszechnym”. Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku”, „Polityce” i „Wprost”.