Unia Europejska

Hausner: Kultura jako ścieżka wyjścia z kryzysu

Pomimo globalizacji wyzwanie wcale nie polega dziś na tym, żeby ktoś zaproponował nową wielką ideę, która pociągnie nas wszystkich: w Polsce, w UE, na świecie.

Zarówno konferencja, którą organizujemy, jak i seminarium, które wspólnie z Igorem Stokfiszewskim prowadzimy w Instytucie Studiów Zaawansowanych, mają świadomie wybraną nazwę – „Kultura i rozwój”. Intelektualne podłoże dla tak postawionego tematu można ująć następująco: nie chodzi o to, by wykazać, że kultura sprzyja wytwarzaniu wartości ekonomicznej, bo to wydaje się oczywiste. Chodzi o to, że pomijamy kwestię: jaka jest rola kultury w procesie wytwarzania wartości ekonomicznej?

W dyskusjach krajowych, ale także w debacie ogólnoeuropejskiej zbyt często redukujemy kulturę do przemysłów kreatywnych, traktowanych nieraz jako remedium na kryzys gospodarczy i panaceum na niski wzrost, charakterystyczny dla wielu krajów europejskich w ostatnich latach. Sprowadzamy problem – to dotyczy zarówno ludzi kultury, jak i decydentów odpowiedzialnych za kulturę – do wykazywania, że przynosi ona bezpośrednio wartość ekonomiczną. Pomijamy za to sam proces wytwarzania tych wartości, trywializując tym samym stojące przed nami wyzwania. „Kultura i rozwój” to próba głębszego spojrzenia na te kwestie.

Wiele mówi się dzisiaj o kryzysie instytucji. Wymaga to, moim zdaniem, dwóch uzupełniających uwag. Po pierwsze, jeśli mówimy na przykład o uniwersytecie i innych instytucjach życia publicznego, to prawdopodobnie mamy do czynienia z kryzysem całego ładu instytucjonalnego, a nie tylko poszczególnych instytucji. Po drugie, żeby zrozumieć istotę problemu, trzeba wyraźnie oddzielić pojęcie instytucji od pojęcia organizacji, zamiast posługiwać się tymi pojęciami wymiennie.

Przykład? Gdy mówimy o teatrze, nazywamy go instytucją kultury – nie odróżniając, w jakim aspekcie jest on instytucją, czyli pewnym zespołem norm określających sposoby działania, czymś więcej niż tylko zespołem ludzi, a w jakim organizacją. Próbujemy zatem naprawiać organizację, ale bez odwołania się do całego ładu instytucjonalnego nasze wysiłki będą skazane ma porażkę.

Aby uchwycić to, czym się zajmujemy, trzeba dostrzec, że uczestniczymy w różnych porządkach. Jeden z nich to porządek operacyjny, czyli taki, w którym staramy się odpowiedzieć na pytanie „jak”. Do tego właśnie służą nam organizacje. Inny porządek, bardzo ważny, to porządek systemowy, w którym próbujemy ustalić, według jakich reguł i jakich zasad podejmujemy nasze działanie – w tym obszarze bardzo pomocne są nauki o zarządzaniu, w tym zarządzanie publiczne.

Ale jest jeszcze jeden porządek, który bezwzględnie należy przywołać, gdy mówimy o kryzysie instytucji i ładu instytucjonalnego: to oczywiście porządek aksjologiczny, z którego wyprowadzamy pytanie: „po co?” To właśnie pytanie musi być nadrzędne.

Otóż jeżeli mamy do czynienia z kryzysem ładu instytucjonalnego, to narzuca się od razu pokusa: sformułujmy nową ideę! Przekreślmy na przykład tę neoliberalną i znajdźmy nową – na przykład etatystyczną…

Mam jednak wrażenie, że dzisiaj – pomimo globalizacji – wyzwanie nie polega na tym, żeby ktoś zaproponował nową wielką ideę, która pociągnie nas wszystkich, po czym ustanowimy nowy porządek i nowy ład instytucjonalny: w Polsce, w Unii Europejskiej, a może na całym świecie. W istocie rzeczy, jeśli chcemy odnaleźć drogę przejścia przez obecne interregnum, to idee powinny powstawać nie na poziomie globalnym, lecz muszą zostać odnalezione w miejscach, gdzie są niezbędne do sensownego funkcjonowania. Jakie to są miejsca? To miasta, to teatr, to uniwersytet, ale także firma. Tam właśnie potrzebujemy: miasta-idei, firmy-idei, uniwersytetu-idei, teatru-idei…

Przede wszystkim po to, by móc przejść od myślenia na temat wzrostu do myślenia o rozwoju. Nie ma bowiem myślenia o rozwoju, jeśli nie powiemy, jaka jest idea naszego konkretnego miasta czy naszego konkretnego teatru – przez co powiemy też coś na temat ogólnej idei teatru czy całej społeczności lokalnej. Trudno nam jednak przejść od myślenia linearnego, przyczynowo-skutkowego, do myślenia lateralnego, w którym pojawiają się synchronia i współzależność, zamiast odrębności i niezależności.

Na czym ma zatem polegać ta idea teatru, miasta, uniwersytetu? Ma polegać na zrozumieniu, na czym polega konkretny proces wytwarzania wartości – tych, które mają umożliwić zaspokojenie ważnych potrzeb jednostkowych i społecznych. Skoro wytwarzamy wartości, a w każdym razie powinniśmy to czynić, to musimy sobie uświadomić, na czym polega nasz własny proces ich kreacji – np. „nasz” w sensie uniwersytetu-instytucji, w moim przypadku Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Wydaje się, że nie będziemy potrafili w ogóle o tym sensownie pomyśleć, jeżeli nie zwrócimy się do kultury – nie tylko w przypadku instytucji takich jak teatr, ale także uniwersytetu. Ale jak należy w tym wypadku rozumieć kulturę? Przede wszystkim jako sferę sensu, interpretacji, komunikacji, wyobraźni, krytycznego – i twórczego zarazem, bo tylko krytyczne może być twórcze – nastawienia do zastanej rzeczywistości społecznej.

Poświęcając organizowaną przez nas konferencję i seminarium analizie wybranych praktyk kulturalnych, szukamy miejsc, w których kultura jest żywa – to znaczy, że właśnie tam się to dzieje. Nie chodzi to, że istnieją tam organizacje, które mają etaty czy mają problemy z finansowaniem; chodzi o to, że tam właśnie trwa poszukiwanie i odnajdywanie siebie – swojej, a zarazem szerszej idei.

A po co szukamy takich miejsc – jak np. badana przez nas Praska Biblioteka Sąsiedzka? Szukamy ich, bo właśnie tam regeneruje się idee; to przedsięwzięcie „samo w sobie” dla ich uczestników. Ważne, bo żywe, bo zaspokaja potrzeby tych osób.

Ale ważne jeszcze z innego punktu widzenia: to przecież próba regenerowania we współczesnych warunkach samej idei biblioteki. Idea musi nawiązać do tego, czym kiedyś była biblioteka, ale zarazem musi pasować do współczesności. Zbudowanie takiego pomostu polega właśnie na zregenerowaniu idei, na powiedzeniu, czym może być współcześnie biblioteka i jakie ważne potrzeby jednostkowe i grupowe może zaspokajać, wreszcie – na czym ma polegać proces wytwarzania wartości w przypadku biblioteki, która ma być właśnie biblioteką, a nie przedsiębiorstwem. Z podobnych powodów zajmujemy się Łaźnią Nową jako studium przypadku – nie tylko dlatego, że dzięki niej w Nowej Hucie dzieją się ważne i oryginalne rzeczy, ale dlatego, że Bartek Szydłowski próbuje tam zregenerować ideę polskiego teatru – na własną odpowiedzialność i w konkretnym miejscu. Dlatego ma to sens. Dlatego jest to żywe – choć tak naprawdę nie chodzi tylko o ten teatr, ale o polski teatr czy szerzej – teatr w ogóle.

Regeneracja idei zakłada, że również uniwersytet – analogicznie do biblioteki czy teatru – ma być uniwersytetem, a nie przedsiębiorstwem. Przedsiębiorstwo z kolei ma być przedsiębiorstwem, ale to nie oznacza, że może nie mieć idei, że może nie odwoływać się do kultury, że jego zadaniem nie jest tworzenie wartości, a tylko zajmowanie się jej wyceną. Bynajmniej! Wycena jest później. Najpierw trzeba wartości wytworzyć.

 

Jest to zapis wystąpienia inaugurującego 2. Konferencję „Kultura i rozwój”, która odbyła się 25 listopada w Warszawie

Oprac. Krzysztof Juruś, Michał Sutowski

Zdjęcia: Maciej Komorowski

Zobacz całą fotorelację z konferencji

***

Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij