Jaka będzie ta zima w ostrzelanych miastach – trudno sobie nawet wyobrazić. Zresztą dla miast przyfrontowych też raczej nie będzie spokojna.
Czasu od dawna się nie czuje. Jeśli wcześniej, w innym, minionym życiu, czas podświadomie wyznaczał zmianę pór roku, odliczał miesiące, uważał na tygodnie, obecnie to wszystko w dziwaczny sposób straciło wszelkie znaczenie. Obserwujesz tylko wiadomości, otrzymujesz niezbyt pocieszające informacje, reagujesz na wydarzenia, przysłuchujesz się oficjalnym oświadczeniom. A poza tym skończyło się lato i niepostrzeżenie zaczęła się jesień. Ta jej wczesna pora z ostrym popołudniowym ciepłem i pierwszymi zimnymi nocami. Słoneczne dni raczej nie utrzymają się długo, czeka nas wszystkich zaciągnięte deszczem niebo, długa jesień, bezkresna zima.
Jaka będzie ta zima w ostrzelanych miastach – trudno sobie nawet wyobrazić. Zresztą dla miast przyfrontowych też raczej nie będzie spokojna. Kraj niechętnie przyzwyczaja się do wojennych realiów, jakby odpychając je, starając się ostatnimi siłami żyć swoim pokojowym życiem, pozostawić sobie jakąkolwiek iluzję spokoju i równowagi. Jednoczenie niedostrzeganie wojny staje się coraz trudniejsze.
Ci, którzy przyjeżdżają spod kul, mogą tylko dziwić się lub oburzać, stykając się z miarowym życiem tyłów, chociaż nawet ta zewnętrzna miarowość i beztroska jest złudna i chwiejna.
Przechodząc ulicami Charkowa, nagle zauważasz mnóstwo ludzi w wojskowych mundurach, każdy ma inny – milicja, gwardia narodowa, pogranicznicy, przedstawiciele batalionów. Coraz więcej jest żołnierzy, coraz więcej symboliki narodowej, co też w pewien sposób służy uspokajaniu się, przekonywaniu siebie samego, że póki w twoim mieście wiszą flagi państwowe, póty miasto wciąż jest częścią kraju w całości, póty wojna nie może wkroczyć na okoliczne ulice i place.
W ostatnim czasie często wspominam wiosenne demonstracje w Doniecku i Ługańsku. Z wielką ilość niebiesko-żółtych flag, z wielką liczbą ludzi, którzy nie chcieli oddawać swoich miast, nie chcieli tracić swojego kraju, do końca nie wierzyli możliwość najgorszego scenariusza.
Wtedy naprawdę wielu wydawało się, że dopóki jest w mieście taka liczba ludzi gotowych, by wychodzić i wspierać się wzajemnie, dopóty temu miastu nic nie grozi. Najgorsze nie może stać się po prostu dlatego, że to zbyt niesprawiedliwe.
Pamiętam, jak znalazłem się po budynkiem ługańskiej administracji obwodowej dzień po jej zajęciu. W mieście dziwacznie współistniały ukraińskie flagi i te w kolorach wstęgi świętego Jerzego. Ludzie biegali, załatwiając swoje sprawy, zdawało się, że nikt nie zwraca uwagi na to, pod jaką symboliką przyjdzie się dziś obudzić. Toczyło się pokojowe życie, padał wiosenny deszcz, nic się nie zmieniło, nic się nie zdarzyło, nie było powodów do paniki i strachu. Supermarkety były otwarte, jeździły autobusy, tylko dwóch w balaklawach i kamuflażach z karabinami w dłoniach ochraniało okupowany budynek administracji. Można było ich nawet sfotografować. Patrzyli przez rozcięcia balaklaw i nie sposób było pojąć, co właściwie czują, jak reagują na aparat w twoich dłoniach.
Ale czas mijał, niepostrzeżenie i nieubłaganie. Chłodna wiosna zmieniła się w upalne lato i nikogo nie obroniły żadne symbole, żadne talizmany, a powszechne poparcia i uniesienia nie wystarczyło. I najgorszy wariant stał się rzeczywistością, której nikt nie zdołała uniknąć. Myślę o tym, co jest tam teraz? Co z supermarketami, co z autobusami? A najważniejsze, co z ludźmi? Od czasu do czasu słychać pojedyncze głosy, które obwieszczają straszne wiadomości. Ale samo to, że je słychać, pozostawia jakąś nadzieję – zatem można tam przeżyć, zatem należy mieć nadzieję, że to wszystko wcześniej czy później się skończy i znów będzie można pojechać do miasta. Chce się mieć nadzieję, że przeczekają i tę jesień, i zimę, która za nią stoi i już bardzo niedługo o sobie przypomni.
Chce się mieć nadzieję, że cały kraj przetrwa tę zimę, utrzyma się, nie złamie, nie rozsypie. Chce się mieć nadzieję, że wszyscy nauczą się odczuwać tę wojnę, odczuwać to nieszczęście, nie odwracać oczu od tego, co przeraża, nie popadać w beznadzieję, nie tracić serca.
Czas się nie zatrzymał, czas trwa dalej. I nam wszystkim wypadło trwać razem z nim. Nam wszystkim wypada dalej żyć w tym czasie. Nawet jeśli nam się nie podoba. Nie ma innego. Trzeba walczyć o ten.
Przeł. Michał Petryk
Tekt ukazał się na stronie TSN.