Nie zamierzam robić z Sachsa socjalisty, ale na tle polskiej i światowej praktyki jest on rzecznikiem przynajmniej nieco większej sprawiedliwości.
Nie było innej drogi, trzeba było przestawić Polskę z gospodarki planowej na rynkową. Bez względu na koszty. Ta myśl została uznana za główną tezę rozmowy, którą na spotkaniu w Krytyce Politycznej przeprowadził Sławek Sierakowski z Jeffreyem Sachsem. […]
Można oczywiście wciąż dyskutować, czy nie można było zrobić tego łagodniej i jak wiele zawdzięczamy receptom znanego ekonomisty. W wielu krajach zupełnie się nie sprawdziły, w innych, w tym u nas, wskazuje się na ich dość nieprzyjemne skutki zwane ubocznymi. Jednak dla ludzi, których dotknęły, na pewno nie są one uboczne.
Najbardziej radykalni krytycy uważają, że w ogóle nie należało na tę drogę wchodzić, tylko zbudować tu sobie porządny socjalizm albo państwo narodowe, zapewne skazane na autarkię. Ja nie jestem tak radykalna. Tak jak po wojnie nie mieliśmy innej drogi niż znalezienie się w orbicie Związku Radzieckiego, tak po 1989 r. w zasadzie też nie mieliśmy innej, a w każdym razie lepszej drogi. Ta doprowadziła nas do Unii Europejskiej i mimo wszystko – szybkiego rozwoju.
Zresztą po ćwierćwieczu chyba trzeba tę sprawę zostawić historykom. Stało się. Decyzja została podjęta i wykonana jako plan Balcerowicza.
Można jednak posłuchać, co jeszcze mówił Sachs, nie poprzestawać na tej jednej, dla wielu publicystów wygodnej konstatacji.
Mówił na przykład, że chociaż należało się dostosować do kapitalizmu europejskiego, to mieliśmy pole manewru. I nadal je mamy. Sachs deklaruje się jako zdecydowany zwolennik modelu skandynawskiego opiekuńczego państwa, spłaszczania nierówności. Aktywnego wpływania państwa czy też państw na gospodarkę.
Skoro wybraliśmy model z większymi nierównościami i mniejszą opiekuńczością, to są to nasze polityczne wybory, nie do końca zdeterminowane początkowymi decyzjami.
Sachs, bez żadnych zastrzeżeń, zgodził się też z uchodzącym za bardziej radykalnego Thomasem Pikettym, autorem Capital in the Twenty-First Century, bestsellerowej i gorąco dyskutowanej książki [W Polsce książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej – przyp. red]. Piketty zajmuje się w niej tym, co wydaje się jednym z głównych problemów dzisiejszego świata, czyli rosnącymi nierównościami, skupieniem bogactwa w rękach nielicznych, niesprawiedliwej dystrybucji. […]
Sachs jest też rzecznikiem radykalnego zwiększenia pomocy gospodarczej dla Afryki.
Nie zamierzam robić tu z niego socjalisty, ale na tle polskiej i światowej praktyki jest on raczej rzecznikiem przynajmniej nieco większej sprawiedliwości, a nie niczym nieograniczonej wolności gospodarczej. Te rady jednak już nas nie interesują.
Wydaje się, że mało kogo boli liniowy podatek CIT i to, że prawie cały wraca on do przedsiębiorców jako pomoc państwa dla biznesu. Przyzwyczailiśmy się też, że jedni zarabiają 1,6 tys. zł miesięcznie, a inni milion. Mówienie o tym uchodzi za demagogię.
Owszem, Sachs mówi nam z dużą dozą samozadowolenia, że dobrze wyszliśmy na jego radach. Mury się pną do góry i różne wskaźniki też. Staliśmy się „normalnym krajem”, choć nie socjalnym.
Może i tak, ale większość z nas mogła wyjść na tym lepiej.