Dlaczego lewica nie ma swoich niepokornych licealistek i absolwentów zawodówek? Otóż ma!
Maria Sokołowska, licealistka z Gorzowa Wielkopolskiego, zgodnie z relacją prawicowych internetów, znokautowała premiera Donalda Tuska zadając mu „niewygodne” pytanie: „Czemu udaje pan patriotę, skoro jest pan zdrajcą Polski?”. Załóżmy na moment, że pytanie to jest rzeczywiście efektem krytycznego myślenia, a nie zaklęciem usłyszanym w domu czy kościele. Nie musimy podzielać politycznych sympatii z Marią z Gorzowa, ale zdolność do otwartej krytyki establishmentu daje jej na pewno jakieś punkty. W tej sytuacji należałoby być może spytać: gdzie jest lewicowa Marysia?
No bo jak to: prawica ma swoją dziewczynkę, która nie przyjmuje kwiatów od premiera, i chłopców palących kwiaty, z których utkana jest tęcza. Czemu serwisy informacyjne nie pokazują lewicowej młodzieży, dumnej ze swoich poglądów i odważnie wdrażającej je w życie? Dlaczego nie mamy swoich niepokornych licealistek i absolwentów zawodówek? Otóż mamy!
Prawdziwe cuda, znacznie wykraczające poza „zadawanie niewygodnych pytań”, dzieją się w Cieszynie, Łodzi, Białymstoku, Krakowie. Naprawdę młodzi ludzie, często właśnie jeszcze w szkołach pogimnazjalnych, animują działania świetlic i klubów dyskusyjnych, włączają się w walkę o prawa lokatorskie, organizują się przeciwko systemowej bezsilności policji wobec rasistowskich ataków, wygrywają z byłym ministrem edukacji, któremu wydaje się, że można poniżać człowieka tylko ze względu na jego wiek i odmienne poglądy, angażują się w działania na rzecz praw zwierząt, przeprowadzają za własne pieniądze zwycięską kampanię, którą obywatele uświadamiają aroganckiej władzy, że usługi publiczne są ważniejsze niż szoł zimowej olimpiady.
Te działania nie są jednak wystarczająco atrakcyjne dla mainstreamowych mediów. To nie są barwne fajerwerki na placu Zbawiciela, to nie jest fotogeniczna przemoc, to nie jest sofizmatyczne stwierdzenie utaplane w wielkich narracjach narodowej zdrady.
To żmudna i nudna praca u podstaw, dyskusje i spory, często niejasne linie podziałów i trudne do wytłumaczenia w telewizyjnej migawce alianse. To przede wszystkim działanie nastawione na realną zmianę, a nie na 15.000 lajków sławy.
Jeszcze gorzej jest, jeśli młodzi zaangażowani w mediach się jednak pojawią. Mogą wtedy liczyć na to, że pochyli się nad nimi „lewicowy prezydent Krakowa” i „lewicowa dziennikarka” i usłyszymy, że Kraków Przeciwko Igrzyskom to pozbawiona argumentów grupa młodych ludzi, którzy jeszcze nic w życiu nie zrobili. Jedynym pocieszeniem jest to, że mainstreamowe media odkleiły się od rzeczywistości i nie będą częścią tej zmiany, która się właśnie zaczyna.
Oczywiście jest wiele racji w analizie Antoniego Michnika, który dobry wynik Janusza Korwin-Mikkego w wyborach do Parlamentu Europejskiego uważa za ponurą laurkę wystawioną polskiemu systemowi edukacji, a wyborców Nowej Prawicy identyfikuje jako ludzi wychowanych w kulturze gloryfikującej „zachodniość”, przedsiębiorczość oraz indywidualny sukces; kulturze, w której krytykuje się „roszczeniowość” różnych grup społecznych, a walka z bezrobociem oznacza likwidację praw pracowników.
Jednak w polskich szkołach i na studiach jest coraz więcej osób, dla których solidarność na nowo nabiera sensu, działania wspólnotowe odzyskują atrakcyjność, a godne życie dla wszystkich członkiń i członków wspólnoty jest ważniejsze niż wzrost PKB rzekomo stymulowany obniżaniem podatków dla najbogatszych.
Pewnie trudno mówić o tym, że ta grupa jest wielka. Nie wskazują na to na pewno wyniki wyborów. Moja nadzieja oparta jest na dowodach anegdotycznych. Na osobistej znajomości tych, którzy coś robią, lub tych, którzy znają tych, którzy coś robią. Syriza w Grecji czy Podemos w Hiszpanii też zaczynały się od niewielkich, zorganizowanych wokół konkretnych działań i krytycznych dyskusji grup. Teraz są to partie, które odmieniają oblicze polityki w swoich krajach. Takie grupy są też i u nas. Mamy też gdzieś na pewno społecznie zaangażowaną Marysię z Gorzowa. Ona jednak nie spyta premiera o narodową zdradę, a zada pytanie o politykę społeczną, działania równościowe, zrównoważoną energię, bardziej solidarną gospodarkę i system podatkowy. Pewnie wówczas również nie zobaczymy jej w telewizji. Ale nie to jest najważniejsze.