Gdy słucham „Ceiling Stories”, czuję się pusty i spokojny. Czasami nie potrzeba niczego innego.
„Nie da się jej zignorować, ale w pewien ujmujący sposób ta muzyka może zignorować ciebie” – tak o płycie Virgins Tima Heckera napisał Britt Brown, szef wytwórni Not Not Fun. To zdanie przypomniało mi się, gdy słuchałem płyty Ceiling Stories, której autorką jest cétieu, a właściwie Tekla Mrozowicka, kompozytorka, dziennikarka i poetka.
Ceiling Stories miał być hołdem dla zespołu Pan•American, solowego projektu Marka Nelsona z Labradford, a konkretnie dla jego albumu Quiet City. „Szczególnie ważny dla mnie na tym krążku jest numer Lights on Water. To właśnie ten utwór był dla mnie największą inspiracją dla stworzenia Ceiling Stories. Kiedy znalazłam składniki do nagrania materiału, od pierwszych dźwięków wiedziałam, że to jest jakby kontynuacja albumu Marka Nelsona. Ostatecznie jednak nie trzymałam się tego kurczowo”.
Ceiling Stories już od samego początku, czyli zadedykowanego Pan•American Ceiling City, stoi w miejscu. Tu czas nie istnieje, zatrzymuje go gęsty dźwięk o wyrazistej fakturze, który układa się w piękne, dziwnie poruszające utwory trwające, mogłoby się wydawać, w nieskończoność. Żaden z nich nie ma konwencjonalnej struktury, początku czy końca. Osiemnastominutowy Waiting for somebody or something brzmi jak urywająca się transmisja z kapsuły czasu – jest nieprzenikniony, mroźny i tajemniczy.
Naturalnie trudno tu mówić o jakimś nowatorstwie. O tym, że zabawa z dźwiękiem nie jest czymś niższym niż pisanie piosenek czy gra na instrumentach, wiadomo już od lat 70., gdy Brian Eno zaczął eksperymentować z muzyką tła. W tekście towarzyszącym płycie Music for Airports pisał: „Tworząc ambient, chciałem zasugerować, że [zabawa dźwiękiem – przyp. JB] była tak naprawdę jedną z cech wyróżniających nową muzykę i mogła stać się najważniejszym obiektem zainteresowania kompozytora”.
Jednak dźwiękowe instalacje cétieu to nie tylko abstrakcyjne gry studyjne. Wręcz przeciwnie, choć powierzchownie pozbawione są formy i emocjonalnych kierunkowskazów (tekstów czy harmonii), okazuje się, że pełno w nich gościnności, spokoju i ciepła. „Zależy mi, aby w każdej sekundzie słuchacz czuł moją obecność – wiedział, że tak przeżyłam konkretny moment. Każda zmiana tonu powinna być świadoma i wyrażać coś prawdziwego” – mówi mi Mrozowicka.
Jej utwory powstają w trakcie długich, improwizowanych sesji, które przypominają śnienie na jawie – w rozmowie z Michałem Fundowiczem Mrozowicka nazywa je „podróżami w różne zakątki wyobraźni”. Te sesje bywają jednak całkiem męczące. „Ambient musi płynąć. On nigdy nie popłynie, jeśli nagrasz minutę, zrobisz pauzę, pójdziesz zrobić herbatę, wrócisz i nagrasz kolejne dwie minuty. Gdy mam flow, nawet gdy jest mi niewygodnie, nie zmieniam pozycji. Jeśli już podczas grania czuję, że numer ma być długi, nie mogę przerwać, choćby zdrętwiała mi noga, choćbym strasznie się zmęczyła. Jest to trochę survival, ale i medytacyjny survival. Jest to stan nieporównywalny z niczym. Aby nie fałszować i prowadzić sensowną melodię, muszę zachować ogromne skupienie i uważność, ale żeby utwór miał odpowiednią wartość artystyczną, muszę się też maksymalnie rozluźnić”.
Przypomina to znaną historię o Aphex Twinie, który szkice z Selected Ambient Works Volume II miał komponować we śnie. W roku 1994 w jednym z wywiadów mówił: „Gdy idę spać, śnię o tym, że jestem w studiu pełnym wymyślonego sprzętu i nagrywam. Gdy się budzę, odtwarzam to. Zajmuje mi to około 20 minut”. Zapewne jest to bujda na resorach, ale kto wie, może ambient jest faktycznie metodą ekspresji dla podświadomości?
„Niestety jeszcze nie śnię swojej muzyki, ale śniły mi się obrazy, które potem malowałam, latami śniłam swoje wiersze – mówi Mrozowicka. – Kiedyś pisałam dużo poezji. I to w bardzo nieromantyczny sposób – nie z gęsim piórem w dłoni, zapatrzona w okno, ale w półśnie na telefonie, do którego wklepywałam słowa, które przychodziły mi do głowy. A słyszałam wiele słów. Bardzo zależało mi, aby wyłączać mózg podczas pisania. Tak samo jest z muzyką. Myślenie włączam dopiero kiedy obrabiam to, co nagrałam. Na moje potrzeby to działa wyśmienicie”.
I chyba ta metoda zdziałała cuda. W Ceiling Stories można zniknąć, sam, gdy słucham tego albumu, czuję się pusty i spokojny. Czasami nie potrzeba niczego innego.
Album Ceiling Stories ukazał się 23 kwietnia 2014 roku nakładem francuskiej wytwórni BLWBCK.