Rzeczy nie tracą swego sensu dokładnie tak długo, jak długo nie tracimy wiary i pamiętamy o własnych przekonaniach.
Od czasu do czasu słychać takie głosy: widzicie, jakie demony obudziliście, rozumiecie, jakie biesy wydostały się na wolność? Nie trzeba było ich ruszać, nie trzeba było w ogóle nic ruszać, niechby wszystko trwało sobie dalej, bez żadnych wstrząsów, bez żadnych kataklizmów.
Mówią tak zazwyczaj ludzie, którzy od początku zachowywali dystans, stali z boku, ciągle powtarzając: grunt, żeby nie było żadnych zmian, grunt, żeby nie było żadnych gwałtownych ruchów, niech wszystko będzie tak, jak jest, bo może być tylko gorzej.
Oczywiście jest w tym pewna logika – brać wszystko za dane z góry, za karmę, której lepiej nie ruszać, żeby nie zaszkodzić.
Lepiej w ogóle niczego nie ruszać i na nic nie narzekać – to wielkie szczęście, że w ogóle pozwala nam się tu być, dobre już to, że nie ma obozów koncentracyjnych i represji, cieszmy się tym, że nas nie wyrzucają z mieszkań.
Zachce się wam coś zmienić i kto wie, czym się to wszystko skończy. Sami wiecie, jak bywa – jeden nieostrożny ruch, jedno zbyt gwałtowne słowo, zbyt ostre hasło, a już one, demony, budzą się, wychodzą na przechadzkę, przypominają o swoich prawach, żądają, by się z nimi liczyć.
Dlatego oczywiście – lepiej nikogo nie budzić, zostać z tym, co jest – czyli brakiem perspektyw, niemożnością zmienienia czegokolwiek, skazaniem na współżycie z ciągle sennymi demonami.
Ale jest jedna rzecz, o której przy tym się nie mówi – demon, nawet senny, nie przestaje być demonem. Problem, nawet przemilczany, pozostaje problemem. Można, ile się chce, mówić o ewolucyjnej czy rewolucyjnej drodze rozwoju, ale problemy naszego kraju nie pojawiły się ostatniej zimy. Ostatniej zimy raczej stały się na tyle oczywiste i aktualne, że brak reakcji na nie wydawał się po prostu zbrodniczy.
Nie można pogrywać z demonami, apelując do ich dobrej woli i zdrowego rozsądku. Nie można udawać, że kompromis jest rozwiązaniem problemu. Kompromis jest kompromisem – może rozładować sytuację, jednak nie może zmienić twoich przekonań i twojego pojmowania natury rzeczy.
Jeśli nie akceptujesz złoczyńców przy władzy, nikt cię nie przekona, że piastowanie przez nich posad można usprawiedliwić legalnością sposobu ich wybrania. Złoczyńca jest złoczyńcą i nawet jeśli przez uświadomienie tego prostego faktu w kraju budzą się demony i biesy, to sam fakt pozostaje faktem i co tu można dodać?
Rzeczy nie tracą swego sensu dokładnie tak długo, jak długo nie tracimy wiary i pamiętamy o własnych przekonaniach. Dlatego dziś szczególnie ważne jest, by pamiętać od czego wtedy, w listopadzie, wszystko się zaczynało i po co się to wszystko odbyło. Najważniejsze to pamiętać i nikogo nie zdradzać.
I jeszcze o demonach. Dzisiaj znowuż ciągle słyszy się: „Usłyszcie południowy wschód”, „Ze wschodem trzeba się liczyć”, „Dlaczego oni mogą, a my nie?”. Wszystko pięknie, ładnie, z wyjątkiem jednego – wielką infantylnością jest takie traktowanie swoich praw i żądań, kiedy przekonania bardzo szybko prowadzą do napadów i prześladowań Romów (łatwo można tu wstawić – Żydów, Tatarów, Ukraińców), a poglądy polityczne sprowadzają się do pielęgnowania paranoi i polowań na czarownice.
Przy czym do roli tych wiedźm można wyznaczyć kogokolwiek (zobaczcie wideo z Rubiżnego, kiedy „młodzi ludzie o sportowej sylwetce” przywiązują mężczyznę do drzewa, a ktoś z tłumu spokojnie i pewnie (bo skąd tu wątpliwości?!) mówi „złapaliśmy Prawy Sektor”), najważniejsze to wyznaczyć, zacząć to polowanie. Oświadczając: przecież was ostrzegaliśmy: nie prowokujcie nas, nie budźcie, zupełnie legitymizując w ten sposób swoją demoniczną naturę, nawet więcej – traktując ją jak cechę narodową (czy regionalną).
Tak, mówią, jesteśmy demonami i prowokuje nas wszystko – wasze flagi, wasz język, sam fakt waszej obecności. I po tym wszystkim spróbujcie nas usłyszeć i spróbujcie się z nami porozumieć. I jeśli wam się nie udaje – to wasz problem.
Najgorsze, że to naprawdę nasz problem.
Przeł. Michał Petryk
Tekst ukazał się na stronie TSN.