I w „Baśni” Jonasa T. Bengtssona i w „Zasranym życiu...” Andreasa Altmanna bohaterowie muszą wyzwolić się spod władzy ojca, czy to lewaka, czy byłego nazisty.
Czasami książki układają się w pary, przypadek sprawia, że dostaję je tego samego dnia, albo czytam jedną po drugiej. Pierwsza to Baśń Jonasa T. Bengtssona, a druga Zasrane życie mojego ojca, zasrane życie mojej matki i moja zasrana młodość Andreasa Altmanna. Tytuły na pierwszy rzut oka nie zapowiadały podobieństwa, a nawet coś wręcz przeciwnego. A jednak… Obydwie są właściwie o tym samym i posługują się tym samym schematem fabularnym. Trudne, wyjątkowe, traumatyczne, odbiegające od normy dzieciństwo chłopca, w którym dominującą postacią jest ojciec. Następujący po tym okres nieprzystosowania społecznego, buntu, ale też początek bardziej świadomego życia. I w końcu odnalezienie swojej drogi życiowej albo przynajmniej obietnicy, że może da się to zrobić – w przypadku Baśni, której bohatera doprowadzamy jedynie do wczesnej dorosłości. Zasrane życie… ma charakter autobiograficzny, a jego twórca jest znanym i nagradzanym autorem reportaży oraz książek podróżniczych. Wygląda jednak na to, że nie ułożył sobie nigdy życia osobistego.
A teraz pora na różnice. Altmann o powiada o życiu z ojcem w małym niemieckim miasteczku. Ojciec jest producentem dewocjonaliów, podporą miejscowej społeczności i katolikiem. W domu zaś bezwględnym tyranem. Niszczącym psychicznie i poniżający swoją żonę i dzieci. Stosującym przymus fizyczny, wykorzystującym rodzinę do pracy. Potworem, dla którego właściwie trudno znaleźć usprawiedliwienie. Jego syn kocha wygnaną z domu matkę i nienawidzi ojca, a przy okazji nienawidzi też religii katolickiej, a szczególnie jej rytuałów oraz katolickiego szkolnictwa; hipokryzji, księży molestujących dzieci. Później dostrzeże w matce kogoś, kto nie umiał ochronić swoich dzieci, a dla ojca, z którym się nigdy nie pogodzi, znajdzie rodzaj usprawiedliwienia: trauma wojenna SS-mana na froncie wschodnim. Nam ta traumą pewno trudno jest się przejąć. Ucieka z domu, kiedy ma osiemnaście lat, włóczy się, trochę kradnie, wykonuje wiele dziwnych zawodów, aż w końcu udaje mu się znaleźć swoje powołanie i osiedlić w Paryżu.
Kiedy poznajemy chłopca z Baśni jest na tyle mały, że właściwie nie pamięta matki. Zajmuje się nim dość dziwny ojciec, syn pastora, z z wykształcenia teolog, ale obecnie ateista o zdecydowanie lewicowych poglądach, które czasem pozwalają mu tez brać ze sklepów to, co jest mu akurat potrzebne. Wciąż przeprowadzają się, chłopiec nie chodzi do szkoły, ale to nie znaczy, że się nie uczy. Ojciec uczy go czytać, pisać, a także wielu innych rzeczy. Ima się rozmaitych zajęć. Czasem razem pracują, i choć jest to praca fizyczna, w zakładzie renowacji mebli, to wykonują ją z perfekcją i zaangażowaniem. To praca, która, w przeciwieństwie do produkowania różańców, ma sens.
Jednocześnie cały czas opowiada mu bajkę, w której chłopiec jet królewiczem, jego ojciec królem, a ich odwiecznym wrogiem Biała Królowa (matka?). I oczywiście nie ma tu mowy o żadnej przemocy czy emocjonalnym zaniedbaniu. Kiedy ojciec próbuje dokonać zamachu na prawicowa polityczkę trafia do zakładu dla psychicznie chorych, a chłopak zamieszkuje z matką i jej nową rodzina. Szuka swoich korzeni, odkrywa niezbyt przyjemne prawdy, pali trawkę i w tym normalnym świecie nie umie się odnaleźć dla siebie miejsca. Może jednak je znajdzie dzięki wyjątkowym zdolnościom plastycznym. A jego pożegnanie z ojcem jest dramatyczne.
Oczywiście z tych historii można wyciągnąć prosty morał – dziecko potrzebuje emocjonalnego wsparcia, dbania o jego rozwoju, ale też stabilności, granic i przyuczenia do życia w społeczeństwie.
Pewno to prawda, ale gdybym miała wybierać między zwariowanym lewakiem a SS-Manem – bez wahania wybrałabym lewaka.
Andreas Altmann, Zasrane życie mojego ojca, zasrane życie mojej matki i moja zasrana młodość, przeł. Paweł Masłowski, wyd. Czarna Owca 2014
Jonas T. Bengtsson, Baśń, przeł. Iwona Zimnicka, wyd. Czarne 2013