Atak na Majdan definitywnie pokazał, że szansa na kompromis jest niemal żadna.
Według nieoficjalnych danych w trakcie trwających od wtorku zamieszek zginęło ponad dwadzieścia osób. Jest to kolejny niechlubny rekord, który pobiła władza z prezydentem Wiktorem Janukowyczem na czele.
We wtorek 18 lutego demonstranci poszli pod Radę Najwyższą. Chcieli wywierać presję na zbierających się tego dnia politykach, aby zajęli się realizacją postulatów Majdanu. W innym razie mieli zablokować parlament. Nazwali ten marsz „Pokojową ofensywą”. Około dziesięciu tysięcy osób stanęło pod Radą Najwyższą, gdzie znajdowały się liczne kordony milicji i około tysiąca zwolenników Partii Regionów. Ofensywa szybko straciła swój pokojowy charakter. Kto zaczął? Prowokatorzy, demonstranci, milicja? Do tej pory nie udało się tego ustalić.
Ponownie zapłonęły opony na ulicy Hruszewskiego. W ruch poszły pałki, a wraz z nimi kamienie, petardy, koktajle Mołotowa i granaty. Ciężarówki, z których milicja zrobiła blokady, zostały albo odsunięte, albo podpalone. Wkrótce użyto broni gładkolufowej i niewykluczone, że palnej. Padły pierwsze ofiary.
Jak do tej pory była to najszerzej zakrojona i najlepiej zorganizowana próba spacyfikowania protestów. Milicja ruszyła na plac Europejski i na ulicę Instytucką, gdzie rozebrała barykady. Odcięto metro. Zagłuszono 5 Kanał – telewizję należącą do jednego z oligarchów, Petra Poroszenki, która wspiera Majdan. Pojawiły się problemy z łącznością.
O dwudziestej rozpoczął się szturm na Majdan. Milicja za pomocą koktajli Mołotowa podpalała namioty na placu Niepodległości. Ściągnięto także armatki wodne i wozy pancerne, które wkrótce stanęły w ogniu. Podobnie jak budynek związków zawodowych, w którym mieścił się główny sztab Majdanu.
Wiktor Janukowycz w końcu spotkał się z liderami opozycji, jednak nie wykazał chęci do załagodzenia sytuacji. Prezydent miał żądać, aby politycy odcięli się od demonstrantów albo spotkają ich sankcje. Jedyny wariant, który zaproponował, to „oczyszczenie” Majdanu.
Mimo represji i gróźb Majdan wciąż stoi. Ciągle dochodzą kijowianie, powoli docierają mieszkańcy z innych regionów.
Jak pokazuje doświadczenie z ostatnich trzech miesięcy, każda eskalacja przemocy ze strony władz tylko mobilizuje demonstrantów. Dlatego zapewne w najbliższych dniach znowu na ulicach będą dziesiątki czy setki tysięcy ludzi.