Kraj

Bożek: Podatki są dla biednych

Nie ma się co oszukiwać: dziś system podatkowy obowiązuje biednych i jest dobrowolny dla bogatych, którzy wiedzą, jak lawirować.

Czy wiecie, skąd się wzięła zasada nienaruszalności tajemnicy bankowej? Szwajcarscy bankierzy pewnie powiedzieliby wam, że była ona orężem sektora finansowego w walce z nazistami. Prawo bankowe uchwalone w roku 1934 gwarantowało żydowskim rodzinom ochronę majątku – zasada obowiązywała nawet w szwajcarskich placówkach niemieckich banków. Ta ładna historia po raz pierwszy pojawiła w magazynie banku Credit Suisse „Bulletin” dopiero w 1966 roku. Ale jak pisze Nicholas Shaxson, autor książki Treasure Islands: Tax Havens and the men who stole the world, nie była ona prawdziwa.

Nowe prawo było reakcją na zwyczajny skandal z lat 30. Gdy francuski premier dowiedział się, że spora część elit jego kraju – m.in. bracia Peugot i François Coty (ten od perfum), właściciele gazet „Le Figaro” i „Le Matin” oraz wielu innych przemysłowców, urzędników wysokiego szczebla, sędziów i polityków – trzyma pieniądze w Szwajcarii, by uniknąć opodatkowania, wściekł się. Oskarżył ich o brak patriotyzmu i zwyczajną głupotę, w końcu ich pieniądze mogły być pożyczane nazistom.

To właśnie wtedyprzez ten skandal szwajcarscy bankierzy wymyślili słynne numerowane konta – właściciel jest anonimowy, a dostęp zyskuje dopiero po przedstawieniu hasła znanego nielicznym pracownikom banku.

Oczywiście pewna forma tajemnicy bankowej istniała już przed rokiem 1934, miała ona jednak formę tajemnicy służbowej, takiej, jaka obowiązuje lekarza w stosunku do swojego pacjenta. Jej naruszenie było ścigane z kodeksu cywilnego. Po roku 1934 natomiast naruszenie tajemnicy bankowej było już przestępstwem.

Na marginesie jest nim do dziś – i to nie na żarty. Heinrich Kieber, pracownik banku Fürstenbank LGT w Liechtensteinie, w roku 2008 przekazał niemieckim władzom informacje o prawie sześciu tysiącach właścicieli anonimowych kont, dzięki którym migali się od płacenia podatków. Jednym z nich był np. były dyrektor Deutsche Post. Kieber natychmiast stał się „wrogiem publicznym numer 1” – tak pisała o nim „Süddeutsche Zeitung”. Interpol ściga go międzynarodowym listem gończym.

Rudolfa Elmera, byłego dyrektora oddziału banku Julius Bär na Kajmanach, spotkało coś znacznie gorszego. Elmer oskarżył bank o krycie oszustów podatkowych. W 2005 roku został aresztowany, pół roku spędził w areszcie, w kompletnej izolacji, bez prawa do kontaktu z najbliższymi i bez żadnych zarzutów. W rozmowie z „The Economist” stwierdził, że: „W Szwajcarii whistleblowerów traktuje się gorzej niż morderców”.

To pierwsza właściwość rajów podatkowych: dzięki nim możesz robić ze swoimi pieniędzmi co tylko zechcesz. Ale tylko jeśli jesteś bogaty. A dzięki przychylnemu prawu możesz to robić całkowicie legalnie.

Ostatni po królowej

Pionierami takiej sprytnej, legalnej „optymalizacji podatkowej” byli William i Edmund Vestey, brytyjscy przedsiębiorcy, którzy w pierwszych latach XX wieku zbudowali międzynarodowe mięsne imperium. Ich hodowle bydła znajdowały się w Brazylii, Wenezueli i Australii, przetwórnie – w Argentynie, Urugwaju i Nowej Zelandii, mieli też własne chłodniowce, którymi przewozili mięso do Wielkiej Brytanii. Vesteyowie nie lubili podatków jak grypy i starali się ich uniknąć wszelkimi możliwymi sposobami. Przez pewien czas zamieszkali nawet w Argentynie, gdzie nie musieli płacić podatku dochodowego. Ostatecznie jednak chcieli wrócić do Anglii. Historia tego powrotu jest typowym scenariuszem „negocjacji” międzynarodowych korporacji z państwami, w których prowadzą działalność.

Wraz z początkiem I wojny światowej Wielka Brytania obłożyła podatkiem całkowite dochody brytyjskich spółek, niezależnie od tego, czy zostały one zdobyte w granicach Królestwa czy poza nim. To rozwścieczyło Vesteyów. Chodziło nie tylko o osobistą niechęć do podatków, ale też o amerykańską konkurencję. Stany miały podobne prawo, ale tamtejsze spółki mogły je dość łatwo obejść. Korzystała na tym bezpośrednia konkurencja Vesteyów, National Beef Packing Company. Bracia chcieli wrócić do Anglii, ale pod warunkiem, że nie będą musieli za to płacić. Potrzebowali zmiany prawa.

Vesteyowie próbowali przekonać brytyjskie władze, że ich powrót będzie korzystny dla gospodarki (miejsca pracy) oraz że zmiana prawa będzie oznaką patriotyzmu – w końcu pozwoli im ona na skuteczniejszą walkę z konkurencją. W słynnym już wystąpieniu przed izbą skarbową William argumentował: „Przy interesie tego rodzaju nie da się powiedzieć, ile zarobiliśmy w jednym kraju, a ile w drugim. Produkty zwierzęce z jednego stworzenia sprzedajemy w 50 różnych krajach. Nie da się powiedzieć, ile naszych zysków wypracowujemy w Anglii, a ile poza nią”. W ten sposób – być może jako pierwszy – zwrócił uwagę na problem podwójnego opodatkowania, który był bolączką międzynarodowych korporacji. A może wcale nią nie był? Korporacje szybko nauczyły się bowiem, jak nie płacić dwukrotnie podatku od tego samego zysku. Dzięki tej wiedzy nauczyły się też, jak nie płacić podatku w ogóle.

Jednym z narzędzi, które do tego służyło – i z powodzeniem służy do dziś – był mechanizm cen transferowych, czyli cen stosowanych w transakcjach między filiami przedsiębiorstw. Jeśli firma sprzedaje towar w kraju A, a jej filia produkuje go w kraju B, macierzysta korporacja w kraju B zapłaci podatek dochodowy od wartości towaru liczonej po cenie transferowej, a w kraju A – od wartości liczonej po cenie ostatecznego konsumenta pomniejszonej o koszt nabycia towaru. Ale skoro, jak zauważył Vestey, „nie da się powiedzieć, ile zarobiliśmy w jednym kraju, a ile w drugim”, cenami transferowymi można manipulować tak, by obniżać zobowiązania – nieraz do zera.

Raymond Baker z waszyngtońskiego Center for International Policy pisze: „Nigdy nie słyszałem o międzynarodowej korporacji, która nie używałaby fikcyjnych cen transferowych do przesuwania pieniędzy między podmiotami zależnymi”.

Manipulacje często bywają skandaliczne. Kilogram papieru toaletowego z Chin sprzedawano za ponad 4 tysiące dolarów, litr soku jabłkowego z Izraela – za ponad 2 tysiące, długopis z Trynidadu – za ponad 8 tysięcy (te dane przytaczam za Nicholasem Shaxsonem). Wreszcie to dzięki cenom transferowym przez ponad 100 lat diamenty z Republiki Południowej Afryki były eksportowane za bezcen. Ten sam mechanizm zresztą nie musi dotyczyć wyłącznie towarów, można go też stosować do usług oraz własności intelektualnej – to dlatego koncern LPP przekazał prawa do znaków towarowych spółce ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Odpłatna licencja na wykorzystanie znaków towarowych, której spółka Jaradi Limited udzieli – przez cypryjskiego pośrednika – spółce LPP, nie będzie objęta żadnym CIT-em. Bo w Dubaju nie płaci się CIT-u.
„Jeśli zarżniemy zwierzę w Argentynie, a sprzedamy mięso w Hiszpanii, ten kraj [czyli Wielka Brytania – przyp. J.B.], nie powinien dostać od nas niczego” – mówił William Vestey.

Urzędnicy nie do końca się z nim zgodzili. Ostatecznie prawo nie zostało zmienione, ale właściwie Vesteyowie dostali, czego chcieli. Dzięki innej furtce prawnej i sprytnemu wykorzystaniu funduszy powierniczych udało im się osiąść w Wielkiej Brytanii i nie płacić ani pensa. Do 1991 roku, gdy owa prawna furtka została zatrzaśnięta, zaoszczędzili 88 milionów funtów. Ale nawet to ich nie powstrzymało. Gdy w roku 1993 nawet królowa musiała zacząć płacić podatek dochodowy, potomek Vesteyów miał powiedzieć: „Cóż, zostałem ostatni”. Oczywiście się mylił.

Jeśli ktoś jest bogaty i płaci podatki, robi to dlatego, że chce, a nie dlatego, że musi.

 

Patriotyzm gospodarczy i inne cuda

To nim i miejscami pracy przekonywali Vesteyowie brytyjski rząd do swoich racji. Korporacje do dziś używają dokładnie tych samych argumentów. Gdy nie działają, pozostaje szantaż – jeśli będziecie chcieli nas opodatkować, zbankrutujemy albo pójdziemy gdzie indziej. Większość tych argumentów nie wytrzymuje jednak testu rzeczywistości.

Warto na chwilę wrócić do oświadczenia LPP wydanego w odpowiedzi na aferę, która rozpętała się w mediach społecznościowych, po tym jak „Gazeta” podała informację o kolejnym etapie „optymalizacji podatkowej” spółki. Czytamy: „Wypracowany przez LPP S.A. zysk w większości jest reinwestowany w dynamiczny rozwój firmy w Polsce i za granicą, co w 2014 roku szacunkowo spowoduje wzrost o ponad 20 procent odprowadzanych podatków w Polsce”. Zapewne bliżej rzeczywistości byłoby stwierdzenie, że „reinwestowana jest mniej niż połowa zysku”: w roku 2012 z niemal 349 mln zysku 154 przeznaczono na dywidendę, resztę przeznaczono na inwestycje i oszczędności – ale to być może czepianie się szczegółów. Ciekawsze jest, że w listopadzie 2013 wiceprezes grupy poinformował, że w 2014 roku LPP chciałaby wypłacić dywidendę większą o 10 procent. Jest to absolutnie zgodne z tym, co mówi mi prof. Hanna Kuzińska z Akademii Leona Koźmińskiego: „Mniejszy podatek dla firm oznacza zwykle zwiększoną akumulację, i to głównie oszczędności, a nie inwestycje. Firmy zazwyczaj finansują inwestycje w systemie bankowym, a nie z zysków”.

Innym częstym argumentem jest przerzucanie obciążeń podatkowych na konsumentów. Częściowo to prawda, ale przecież podatki to niejedyny wyznacznik rynkowych cen, z pewnością nie tak znaczący jak postęp technologiczny czy konkurencja. „Nie zgadzam się z tezą, że firmy przerzucają obciążenia na innych – przekonuje prof. Kuzińska. – Wszystko zależy od cenowej elastyczności popytu na sprzedawane dobra”.

Niektórzy twierdzą, że niższe podatki od osób prawnych oznaczałyby mniej oszustw podatkowych (mniej czy bardziej zgodnych z prawem) oraz więcej inwestycji. Tymczasem brytyjski ekonomista Ha-Joon Chang, autor 23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie, pisze, że to nie niskie podatki przyciągają inwestorów. Wyobraźcie sobie, że jesteście właścicielami firmy: wolicie zapłacić pięcioprocentowy CIT czy mieć dostęp do porządnej infrastruktury i dobrze wykształconych pracowników? Poza tym od końca lat 70. stopy podatków od osób prawnych pikują w dół. W tym samym czasie kwoty trzymane na kontach w rajach podatkowych rosły jak na sterydach. Szacunki Tax Justince Network to od 21 do 32 bilionów dolarów.

Prof. Kuzińska podsumowuje: „Dla gospodarki obniżenie podatków od osób prawnych będzie oznaczało raczej: 1) mniejszą redystrybucję i popyt konsumpcyjny, będący najistotniejszym, obok inwestycji, czynnikiem wzrostu PKB; 2) pogorszenie skuteczności polityki zmniejszania współczynnika Giniego 3) polityczną porażkę państwa, które zamiast powalczyć o należne daniny, cofa się przed potęgą coraz bardziej aroganckich korporacji 4) utrwalanie w społeczeństwie przekonania o braku sprawiedliwości podatkowej (bo biedni płacą), a więc obniżanie kapitału społecznego. Takim krajem trudniej jest rządzić”.

Nie ma się co oszukiwać: dziś system podatkowy jest pęknięty. Obowiązuje biednych i jest dobrowolny dla bogatych, którzy wiedzą, jak lawirować. Dla nas, maluczkich, bojkot, taki jak ten, który dotknął teraz LPP,  jest jedyną szansą, żeby powiedzieć, że nie zgadzamy się na to pęknięcie.

Czytaj także:

Jakub Majmurek: Konsumencie, bojkotuj skutecznie

Mateusz Mirys: Bojkotujmy oszustów podatkowych!

John Christensen: Wielki przekręt bananowy i ine sposoby na unikanie podatków

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Bożek
Jakub Bożek
Publicysta, redaktor w wydawnictwie Czarne
Publicysta, redaktor inicjujący w wydawnictwie Czarne, wcześniej (do sierpnia 2017) redaktor prowadzący w Wydawnictwie Krytyki Politycznej. Absolwent Centrum Kształcenia Międzynarodowego Politechniki Łódzkiej i socjologii na Uniwersytecie Łódzkim. Redagował serwis klimatyczny KP. Otrzymał drugą nagrodę w konkursie w Koalicji Klimatycznej „Media z klimatem!”. Współtworzył Klub Krytyki Politycznej w Łodzi.
Zamknij