Sztuki wizualne

Redzisz, Świątecka: Wstyd jest wszechobecny

Mam ochotę stanąć i krzyczeć: Ludzie! Przestańcie się w końcu wstydzić!

Anna Maziuk: Wysłuchałyście historii dotyczących wstydu i zrobiłyście zdjęcia osobom, które się wstydzą. Skąd pomysł na taki projekt?

Olga Świątecka: Kiedy pracowałam nad cyklem dotyczącym przejścia z dziewczęcości w kobiecość, miałam do czynienia z nastolatkami borykającymi się z własną cielesnością, z dojrzewaniem. Obserwowałam u nich wstyd i nieśmiałość z tej cielesności wynikające. Zaczęłam więcej myśleć o tym, jak istotną emocją jest wstyd, zastanawiałam się, czy można go sportretować. Zgłosiłam się do projektu Fotoprezentacje organizowanego przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę”. W tym roku w roli doświadczonego fotografa, obok Krzysztofa Pijarskiego, występowała właśnie Monika. Mimo że spotkałam ją wcześniej tylko raz, na warsztatach z jej udziałem, czułam, że ten pomysł podchwyci. Podczas naszej pierwszej rozmowy usłyszałam: „Wstyd to ja”. I że ten temat jest jej bardzo bliski.

Monika, powiedziałaś, że to dla ciebie bardzo osobisty temat. Podobno na początku jako artystka, jeszcze przed Zorka Project, najchętniej fotografowałaś martwą naturę.

Monika Redzisz: Rzeczywiście lata temu wydawało mi się, że nigdy nie sfotografuję człowieka. Byłam bardzo nieśmiała, to wymagało przełamania się. Ale zrobiłam to i okazało się to wspaniałe. Poza aspektami plastycznymi to także fantastyczne doświadczenie przekroczenia własnych barier i spotkania z drugim człowiekiem.

Przyjęłyście jakieś ramy? Czym dla was był wstyd?

Olga: Na początku dużo na ten temat czytałam. Jednak kiedy przystąpiłam do zdjęć, nie definiowałam już wstydu, nie określałam, czym dla mnie jest. Nie dawałam sobie prawa, by stawać w pozycji eksperta. Wiedziałam, że wtedy będę szukała osób, które spełniają konkretne kryteria, a właśnie tego chciałam uniknąć. Zdałam się na emocje, które wynikały z rozmów. Dopiero gdy odrzuciłam wszelkie definicje, własne oczekiwania, mogłam poznać różnorodne historie i jednocześnie ich nie wartościować. Nie oceniać, jaki wstyd jest intensywniejszy, ważniejszy, do którego ludzie mają większe prawo. Dzięki temu każdy z moich bohaterów mnie zaskoczył, opowiedział historie, o które nigdy bym nie zapytała. 

Monika: Wstyd jest uczuciem, które bardzo dobrze znam, więc odruchowo spodziewałam się tego, co sama przeżywam. Ale ten projekt znacznie wykroczył poza moje osobiste doświadczenia. Historie, które usłyszałam, nie są tylko opowieściami o nieśmiałości, ale przede wszystkim o traumatycznych doświadczeniach, które stały się źródłem wstydu. Przystępując do tego projektu, nie sądziłam, że uda nam się zgromadzić tyle odcieni, odmian, powodów wstydu.

Jak w praktyce znajdowałyście swoich bohaterów?

Monika: To, że znajdziemy chętnych, wcale nie było dla mnie oczywiste. Przecież zwykle ci, którzy się wstydzą, chcą się ukryć, a nie – pokazać. Najpierw dałam ogłoszenie w „Dużym Formacie”. Nie precyzowałam, jak rozumiem wstyd i jakich bohaterów się spodziewam. Zaprosiłam po prostu wszystkich, którzy chcieli wziąć udział w takim projekcie. Zorganizowałam też spotkanie w Feminotece. Wiedziałam, że odbywają się tam warsztaty, gdzie jedną z technik terapii jest właśnie fotografia. Pomyślałam, że być może uda mi się znaleźć tam chętnych.

Olga: Ja na początku bohaterów szukałam drogą, która naszemu pokoleniu wydaje się najbardziej oczywista – założyłam wydarzenie na Facebooku. Zaczęłam od zaproszenia własnych znajomych i od rozmów indywidualnych. Dalej działało to na zasadzie poczty pantoflowej. Chciałam, żeby informacja o projekcie wyszła jak najdalej poza krąg moich bliskich. Fascynująca była silna reakcja na to hasło. Dostałam mnóstwo wiadomości, że sam fakt styczności z projektem był bodźcem do wielu przemyśleń. To był znak, że to niezwykle ważny temat.

fot. Monika Redzisz

Czyli portretowałyście znanych sobie ludzi?

Olga: W większości byli to ludzie obcy. Lepiej lub gorzej znałam tylko kilka osób, z tego względu było to specyficzne doświadczenie. Taka rozmowa daje zupełnie nowe spojrzenie na daną osobę, pozwala lepiej zobaczyć kogoś, kogo znaliśmy tylko pozornie.

Monika: Moi bohaterowie to osoby wcześniej zupełnie mi nieznane, ale jednocześnie silnie zdeterminowane, żeby opowiedzieć o swoich doświadczeniach.

fot. Monika Redzisz

W sumie pokazujecie ponad 25 portretów. Jak wyglądały te spotkania?

Monika: Ja najpierw wysłuchiwałam historii, rozmawialiśmy. Potem robiłam zdjęcia. Dla mnie równie ważne jak fotografie są teksty, opowieści tych osób.

Olga: Rozmowa i dla mnie była ważnym elementem spotkań, zwłaszcza że starałam się, aby portrety były proste. W przeciwieństwie do Moniki wykonywałam zdjęcia w tym samym czasie, w którym prowadziłam rozmowę. Starałam się, aby rozmowa była spokojna, wyciszona. Kiedy następowała pauza pomiędzy myślami, fotografowałam. Zależało mi na tym, żeby nie odtwarzać później żadnych emocji, nie kreować własnego obrazu tego, jak wygląda człowiek zawstydzony, tylko złapać ten moment na fotografii.

fot. Olga Świątecka

A były takie osoby, które zrezygnowały?

Monika: Tak, kilka osób się wycofało. Czasem byliśmy już bardzo blisko spotkania i w ostatniej chwili rezygnowali. Rozumiem to, to duże wyzwanie, wymaga odwagi i determinacji.

Olga: Kilku bohaterów wymieniło ze mną maile, spotkało się na rozmowę, a potem zrezygnowało ze zdjęć. Czym innym jest opowiedzenie swojej historii, zgoda na tekst, czym innym pokazanie przy nim własnej twarzy. To delikatny temat, nie chciałabym nikogo skrzywdzić. Bardzo często nachodziła mnie wątpliwość, czy to w porządku, że poznaję tak głęboko cudze intymne i trudne historie.

Warto zaznaczyć, że nie było negatywnych spotkań. Były silne emocje, łzy, ale mam nadzieję, że nikt nie żałuje tej rozmowy, nawet jeśli nie doszło do zdjęć. Zdarzało się, że ktoś później dzwonił i mówił: „Nie śpię od tygodnia, ale bardzo się cieszę, że się spotkałyśmy”.

Z jaką motywacją przychodzili do was ludzie?

Monika: Wydaje mi się, że każdy potrzebuje tego, żeby ktoś go wysłuchał. Traumatyczne doświadczenia często blokują na wiele, wiele lat. W którymś momencie potrzeba otworzenia się, przerwania milczenia jest bardzo silna. Moi bohaterowie byli zazwyczaj na etapie wychodzenia z trudności. Niektórzy mówili wprost, że to spotkanie jest dla nich kolejnym krokiem w terapii.

Olga: W większości przypadków udział w projekcie miał funkcję oczyszczającą. Ta rozmowa i fotografia były rodzajem przeciwstawienia się lękom i wstydowi. Niektórym bohaterom towarzyszyło poczucie misji. Chęć podzielenia się z innymi tym, że z wieloma problemami można sobie poradzić, ale i potrzeba dania świadectwa.

fot. Olga Świątecka 

A czego wasi bohaterowie się wstydzili? Jakie historie usłyszałyście?

Monika: Jedna osoba uczucie wstydu wiązała z tym, że przez całe dzieciństwo musiała ukrywać, że jej ojciec był alkoholikiem. Druga przeżyła traumatyczne, późne poronienie i odczuwała wstyd, że nie sprostała oczekiwaniom. Inna wyszła z przemocowego małżeństwa, w którym tkwiła wiele lat, i wstydziła się, że nie była w stanie wcześniej się przeciwstawić. Ktoś inny wstydził się patologicznych rodziców, zmienił nawet nazwisko, żeby nie mieć z nimi nic wspólnego. Usłyszałam dziesięć historii, każda jest zupełnie inna i z czym innym wiąże uczucie wstydu.

Olga: To rzeczywiście są bardzo różnorodne historie. Czasem pojawiał się wstyd wewnętrzny, wynikający z własnych oczekiwań czy kompleksów. Innym razem był to wstyd za kogoś, często bliskiego. Usłyszałam na przykład historię kobiety, która adoptowała dziecko, została odrzucona i teraz przechodzi przez rozwód. Pochodzi z bardzo małego środowiska, w którym oczekuje się od niej poczucia wstydu za sytuację, w której się znajduje. A przecież robi coś wspaniałego – wychowuje porzucone, chore dziecko. Za niektórymi przeżycia z młodości ciągną się po dziś dzień. Była też opowieść o ogromnej nieśmiałości, która paraliżowała, sprawiła, że pewne rzeczy umknęły. Albo o chłopaku, który jest niewidomy i radzi sobie fantastycznie, ale ogromny dyskomfort sprawia mu to, jak bardzo otaczający go ludzie nie potrafią oceniać go przez pryzmat jego pozostałych cech. To były też historie przezwyciężania wstydu, przekraczania własnych barier.

Jak wy sobie radziłyście z bagażem tak trudnych doświadczeń drugiej osoby? Jak to na was wpływało?

Olga: Ja po sfotografowaniu pierwszych kilku osób podświadomie odczuwałam potrzebę przerwy. Zarzuciłam się stertą innych obowiązków. Bardzo przeżywałam te pierwsze spotkania. Odpalałam po nich ponownie dyktafon i zrzucałam z siebie ciężar własnych myśli. Wróciłam do spotkań, ale w pewnym momencie miałam wrażenie, że dopadła mnie znieczulica, że zablokowałam w sobie empatię, żeby już nie odczuwać cierpienia razem z tymi ludźmi. To była sinusoida emocji. Wiele nas to kosztowało, ale warto było w sobie te emocje obudzić, żeby zrobić ten projekt.

Monika: Trudno potem dojść do siebie. Ale jednocześnie czuję, że dostaję od ludzi, którzy się przede mną otwierają, coś bardzo cennego. Te spotkania dają mi poczucie, że nie jestem sama. Że wiem, co się naokoło mnie dzieje. Że mam otwarte oczy.

A co wy dzięki temu odkryłyście?

Monika: Wszechobecność wstydu.

Olga: Trudne było to, że to uczucie w wielu przypadkach wydaje się zupełnie irracjonalne. Że tego wstydu w ogóle nie powinno tam być. Wiele zdań wyryło mi się w pamięci. Takie, które szczególnie mnie poruszyły, od razu zapisałam. Na przykład: „Tak bardzo mi wstyd, że jestem córką tak słabego człowieka”. Albo zdania typu: „Nigdy nie byłem z siebie zadowolony” – stwierdzenia bardzo definitywne. Za każdym razem, kiedy pojawiał się wstyd cielesny, miałam wrażenie, że jest nieuzasadniony. Wszystkie te rozmowy były bardzo wzbogacające. Bardzo wiele uporządkowały i nasunęły mnóstwo pytań, których sobie wcześniej nie zadawałam. Choćby o to, czy wstyd jest czymś dobrym, czy złym. Czy jest naszym sumieniem? Czy może właśnie on determinuje nas jako ludzi?

Monika: Cały czas wracało pytanie: czy wstydu można uniknąć? 

Można?

Monika: Na pewno w niektórych sytuacjach można go zminimalizować, bo on funkcjonuje w konkretnym kontekście kulturowym, który mu sprzyja. Ja mam w sobie mnóstwo złości na to uczucie, które tak bardzo przeszkadza w życiu. Szczególnie, kiedy jest się młodym. Chciałabym jakoś pomóc tym, którzy to teraz przeżywają. Mam ochotę stanąć i krzyczeć: Ludzie! Przestańcie się w końcu wstydzić! 

Wystawę Wstyd można będzie zobaczyć w dniach 6 grudnia a 4 stycznia 2014 roku w galerii Nowe Miejsce (al. Jerozolimskie 51, lok. 2) w Warszawie. Wernisaż 5 grudnia o godz. 19:00.

Olga Świątecka (1987) – fotografka, dziennikarka, graficzka. Współzałożycielka fotograficznego kolektywu PUAP collective. Absolwentka ekonomii, dziennikarstwa i fotografii.

Monika Redzisz (1974) – fotoreporterka. W latach 2000-2011 tworzyła grupę Zorka Project. Współpracuje głównie z „Gazetą Wyborczą”. Skończyła filozofię na UW i fotografię na ASP w Poznaniu.

Czytaj także:

Dawid Krawczyk, Ciało 2018

Polecamy:

„Krytyka Polityczna” 31-32 pt. „Wstyd”


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij