„Dostatek” to prawdziwa gratka, albo nawet więcej – rarytas. Wciągający, świetnie napisany, inteligentny.
Now the once to powiedzenie używane przez bohaterów sagi Michaela Crummeya Dostatek. A w sadze, jak to w sadze – miłości, waśnie, małżeństwa, dzieci, kolejne pokolenia. Dorabianie się i straty. Dwie małe, biedne rybackie osady i ich zamknięte społeczności, oraz jeden bogacz. Ponad sto lat historii Nowej Fundlandii od końca XVIII wieku do I Wojny Światowej.
Nowa Fundlandia? Nie wiedziałam o niej zbyt wiele, kojarzyła mi się z nowofundlandczykami, czyli ogromnymi, kudłatymi psami, które z kolei jakieś połączenia w moim mózgu kojarzyły z inną psią rasą – labradorami. Słusznie, bo Nowa Fundlandia i Labrador tworzą jedną kanadyjską prowincję, ojczyznę autora, wysoko cenionego w Kanadzie poety i pisarza.
W XII wieku dotarli tam Wikingowie, ale wytrzymali tylko dwa lata i uciekli przegnani przez miejscowych Indian. W czasach, gdy toczy się akcja tej opowieści, mieszkają tu przybysze z Irlandii i Anglii oraz bushborni – miejscowi nieznanej proweniencji, często Metysi. Po Francuzach, pierwszych nowożytnych odkrywcach wyspy, pozostał cmentarz. Są też trzy spierające się ze sobą Kościoły: anglikański, katolicki i metodyści. Gorąca, prosta religijność. Ale jest też stara jabłonka niezbędna do pogańskich praktyk towarzyszących chrztom. I stare kobiety leczące i rzucające uroki.
Dla miłośników tego gatunku, także z dodatkiem realizmu magicznego, ta książka to prawdziwa gratka, albo nawet więcej – rarytas. Wciągająca, świetnie napisana, inteligentna. Na czas historyczny nakłada się w niej bezczas mitu. To opowieść o tym, jak nowoczesność powoli połyka tradycyjną społeczność, z jej wierzeniami, cyklicznym czasem, i trwaniem silniejszym od zmiany.
Nowofundlandzką przygodę rozpoczynamy od przejmującej sceny na plaży, gdzie kona wyrzucony na mieliznę wieloryb, a głodni mieszkańcy trochę czekają na jego śmierć, a trochę starają mu się w tym dopomóc. Gdy zaczynają ćwiartować mięso, z brzucha wieloryba wydobywają człowieka, zbyt szybko uznanego za zmarłego, bo chwilę przed pochówkiem da on oznaki życia i na długo pozostanie razem z mieszkańcami. Dziwnie białoskóry i białowłosy, niemy, wydzielający mocną, nieprzyjemna woń, będzie traktowany zarazem jak przekleństwo i błogosławieństwo. Swój, ale nie z tego świata. Nie tylko on jest darem morza, miejscową relikwią jest też stara, welinowa biblia znaleziona kiedyś w trzewiach dorsza. Kiedy nowoczesność zwycięży, jakiś mężczyzna będzie znowu musiał zostać połknięty przez wieloryba, a biblia będzie musiała powrócić do morza. Tak kończą się czasy życia „jak w średniowieczu”. Zostawiamy mieszkańców, gdy zaczynają uczyć się czytać i pisać, mają swojego lekarza (i ateistę), związki zawodowe, przedstawiciela w lokalnych władzach. Nawet dyskryminowanego geja. Coraz częściej migrują z wyspy, wojna światowa włącza ich w globalne problemy, choć już wcześniej uczynił to rynek.
A now the once? Czy wciąż będą tak mówili? „To jakby powiedzieć: już niegdyś. Teraźniejszość spleciona z przeszłością, a znaczy: niedługo, trochę później, w jakimś bliżej nieokreślonym czasie w przyszłości. Jakby i tak nie było żadnej różnicy, jakby czas był tylko jedną chwilą nieustannie zataczająca kręgi wokół samej siebie.”
Michael Crummey, Dostatek, przeł. Michał Alenowicz, Wydawnictwo Wiatr od morza