Tak się jakoś dziwnie składa, że każe się nam liczyć na litość i dobroczynne odruchy przedsiębiorców.
Jak pewnie wiele osób czytałem wywiad z Januszem Filipiakiem zamieszczony w „Dużym Formacie” z rosnącą irytacją. Prezes Comarchu jest jak żywcem wyjęty z czarnych legend o kapitalistach. Trudno momentami nawet uwierzyć, że mógł autoryzować taki wywiad. Po prostu potwór wyszedł z jaskini i zieje ogniem.
Najlepsi powinni zarabiać bez żadnych ograniczeń, bo tylko w ten sposób można zapewnić postęp. Wszelkie pomysły redystrybucyjne związane ze zmniejszaniem rozpiętości dochodowych to logika rodem ze stanu wojennego. Bogaci mają prawo wydawać, na co im się podoba, nawet jeśli nie jeżdżą swoimi drogimi samochodami i nie mieszkają w swoich wielkich i licznych domach. Na przedszkole ludzie powinni zarobić sobie sami. Obrazu bezduszności dopełnia to, że prezes Filipiak, zarabiający milion złotych miesięcznie (!), nie wie, jaka jest najniższa płaca w jego firmie.
Sympatyczny Grzegorz Sroczyński nie ustaje w namawianiu Filipiaka do podzielenia się bogactwem. Ludzie nie będą wtedy sfrustrowani, a w równych społeczeństwach żyje się lepiej. Może chociaż sfinansowanie małego przedszkola przy firmie? Filipiak jest nieprzejednany. Nie podzieli się, wystarczająco już napłacił się podatków, a co do przedszkola, to nie będzie tworzył nowego kombinatu im. Lenina.
Czy prezes Comarchu nie słyszał o społecznej odpowiedzialności biznesu? Kapitaliści mogą się przecież podzielić, przejąć społeczeństwem i nie traktować go jak kopalni odkrywkowej.
Mogą się wreszcie po ludzku nad ludźmi zlitować. Żeby tylko nie byli tak uparci jak ten Filipiak!
Ale gdy dotarłem do końca i trochę ochłonąłem, przestałem się irytować. Bo przecież to nie problem Filipiaka i podobnych do niego prezesów. To problem tego, na co im się pozwala. Liberałowie uwielbiają mówić, że systemu społecznego nie można budować na dobrej woli i altruizmie ludzi, bo interes zawsze weźmie górę. Tak się tylko dziwnie składa, że my mamy liczyć na litość i dobroczynne odruchy przedsiębiorców. I najlepiej dbać o zmianę ich mentalności.
Mnie to jednak nie interesuje – tak samo jak zmienianie mentalności kogoś, kto zasuwa po mieście 150 km/h przekonany, że realizuje naturalną dla mężczyzn skłonność do ryzyka przydającą się w walce o samice. Chcę, żeby istniał odpowiedni system kar i nadzoru, który sprawi, że domorosły socjobiolog będzie jeździł 50 km/h, nie stanowiąc zagrożenia dla innych.
Chcę, żeby prezes Filipiak zapłacił 50-procentowy podatek od swoich dochodów, a nie 20-procentowy jak teraz, bo dla swojej własnej firmy jest prezesem na umowę zlecenie.
Gdy w ten sposób zapewnimy realną redystrybucję bogactwa, nie będzie mi przeszkadzało, że Janusz Filipiak wierzy w jego naturalne skapywanie.