Wszedł na ekrany wielki film wojenny radziecko-polski pod tytułem Wyzwolenie. Podobno znakomity. Opowiadano mi, że na przyjęciu na cześć radzieckiego reżysera Ozierowa miał miejsce zabawny epizod, którego bohaterem był polski aktor Jan Englert, grający jedną z ról w tym filmie. Po wielu pompatycznych toastach, wysławiających przyjaźń polsko-radziecką, mocno już pijany Englert podniósł się z kieliszkiem w ręku i zaczął uparcie powtarzać: „Ja nie mogę zrozumieć, dlaczego ciągle się mówi o przyjaźni polsko-radzieckiej… ja nie rozumiem, po co to jest potrzebne… zupełnie nie rozumiem…”. Przy stole biesiadnym wszyscy wpadli w popłoch, a pułkownik Zbigniew Załuski, polski współscenarzysta filmu, próbował Englerta siłą wyprowadzić z sali. Ale Englert nie pozwolił się wyprowadzić i dalej powtarzał swoje: „Zupełnie nie rozumiem, po co się gada o tej przyjaźni, zupełnie nie rozumiem…”. I naraz zakończył triumfalnie: „Bo przyjaźń ta jest faktem!”. Wszyscy odetchnęli, a nie pozbawiony instynktu samozachowawczego Jaś Englert stał się bohaterem wieczoru.
Marian Brandys (1912–1998) – pisarz, reportażysta. Specjalizował się w książkach historycznych, pisał także książki dla młodzieży. Pod koniec życia opublikował trzy tomy prowadzonych w latach 70. dzienników. Brat pisarza Kazimierza Brandysa, mąż aktorki Haliny Mikołajskiej.
Fragment Dziennika 1972 opublikowanego w 1996 r.