Niedawne opowieści o straconym kontynencie były przesadzone - o Afryce pisze na łamach "Dziennika Opinii" Szymon Pytlik z Klubu KP w Opolu. Polecamy tekst!
Przywykliśmy, że medialne doniesienia z Afryki to głód, nędza i wojny domowe. „The Economist” kilka lat temu nazywał nawet na swojej okładce Afrykę „kontynentem bez nadziei”. Od tego czasu dużo się jednak zmieniło. Jakiś czas temu pisałem tutaj o książce Adama Leszczyńskiego „odczarowującej” Afrykę. Wydaje się, że dziś nie potrzebujemy już nawet „odczarowywać” Afryki: lawinowo rosną bowiem hurraoptymistyczne prognozy dla kontynentu.
Teraz „The Economist” pisze o Afryce jako o „kontynencie nadziei i wzrostu”. Jak podaje tygodnik, sześć z dziesięciu najszybciej rozwijających się gospodarek świata w ostatniej dekadzie to gospodarki afrykańskie. Boom na afrykańskie surowce naturalne jest rzecz jasna jednym z czynników wzrostu. Ale bynajmniej nie jedynym – surowce odpowiadają tylko za około 25% wzrostu gospodarczego na kontynencie, pozostałe 75% ma inne źródła (rolnictwo, prosta produkcja i przetwórstwo, ale także usługi, jak telekomunikacja).
Ekonomiści przerzucają się danymi, jak wyśmienicie radzi sobie – nawet w kryzysie – gospodarka Afryki: wysoki wzrost PKB, lawinowy wzrost liczby używanych telefonów komórkowych, bankowość internetowa, rosnący handel międzynarodowy, w wielu miejscach zwielokrotnienie liczby toalet w domach Afrykanów czy podwojenie liczby osób z dostępem do elektryczności. Niektórzy idą w swoim optymizmie jeszcze dalej i uważają, że statystyki wzrostu PKB zafałszowują niezwykły przełom, jaki dokonuje się właśnie na kontynencie. Powołują się na przykład Ghany, która skorygowała sposób naliczania swojego PKB (bo stary nie obejmował wielu nowoczesnych typów usług, jak np. telefonii komórkowej), w wyniku czego okazało się, że w rzeczywistości jej gospodarka powiększyła się o szokującą wartość 60%. W jej ślady podąża aktualnie Nigeria, z szacowaną korektą na podobnym poziomie.