Tam na błoniu błyszczy kwiecie,
Stoi ułan na widecie,
A dziewczyna, jak malina
Niesie koszyk róż
Dzieckiem będąc byłam przekonana, że ułan stoi na bidecie, bo słowo to obiło mi się o uszy. Ale niewyraźnie, bo ustrojstwo takie raczej w PRL-u nie występowało. No, może jako symbol kapitalistycznego luksusu. Nie byłam więc pewna, co to ten bidet, ale kojarzył mi się jakoś tak od pasa w dół i w stronę łazienki. Trochę nieprzyzwoicie. Gdyby było mnie stać na psychoanalizę, może dowiedziałabym się, że moje perwersyjne zamiłowanie do pieśni patriotycznych właśnie tam ma swoje źródło – w bidecie. Może też wpłynęło na mój stosunek do kobiecości.
W tamnabłoniu idzie to dalej tak, że ułan molestuje dziewczynę, a ona – zgodnie z męskimi wyobrażeniami – choć mówi nie, to jednak tak. I miło się droczą, aż spełnienie zostaje odroczone. Oraz zapośredniczone. Gdy ułan zginie, ona będzie całowała krzyż na jego grobie. Spełnienie z krzyżem, zamiast z mężczyzną, to był oczywiście jakiś pomysł na życie, jednak w następnej mojej ulubionej pieśni, „Za Niemen”, negocjacje stają się zdecydowanie okrutniejsze. On rusza w bój. Na gody, czerwone pić miody, niewiernych lać krew. A ona ma inną propozycję:
Chcesz godów, zaczekaj kochanie ty moje,
Ja gody wyprawię, nasycę, napoję.
Patrz, pierś ma otwarta, więc serce me weź,
Krwi mojej się napij, napij moich łez.
Rzecz jasna, krew kobiety nie jest tak atrakcyjna, jak krew niewiernych, więc wymiana nie dochodzi do skutku. Dziewczyna pozostaje nietknięta, ale lekko zwampiryzowana. Nawet za cenę krwi trudno jednak wampira zatrzymać przy sobie, szczególnie, że w grę wchodzą wyższe wartości. A przynajmniej tak się twierdzi. Tym razem „Bywaj dziewczę zdrowe” przypomina właściwa ich hierarchię:
Pamiętaj, żeś Polka, że to za kraj walka,
Niepodległość Polski, to twoja rywalka.
Wiadomo, mężczyźni zawsze mają coś ciekawszego i ważniejszego do zrobienia. I trzeba się z tym pogodzić, a kobiecie pozostaje najwyżej żal, że nie jest mężczyzną:
Że jesteś mężczyzną tego ci zazdroszczę,
Ty znasz moje serce, ty znasz moją duszę,
Żem niezdolna walczyć, tyleż cierpieć muszę.
(To nadal bywajdziewczę.)
Tu także, jak we wszystkich poruszających mnie pieśniach, nie dochodzi do zbędnego spełnienia, a kochankowie obiecują sobie spotkanie w niebie. I tego bym się trzymała, traumy dzieciństwa na starość mają smak miodu. I mogłabym sobie słuchać śpiewów grup rekonstrukcyjnych. Jednak stare pieśni adaptują się do nowych czasów, czego można doświadczyć słuchając bywajdziewczęcia we wstrząsającym wykonaniu zespołu Afganistan Disco Polo, albo jakoś tak.
Gdyby ktoś nie dosłuchał i nie dooglądał do końca – w ostatniej zwrotce nadal jest o niebie, w którym on z nią mogą się wreszcie spotkać, co jednak nie pozbawia ich tożsamości narodowej
Gdzie bądź się spotkamy, spotkamy się przecie
Zawsze Polakami, chociaż w innym świecie.
Tu jednak ten inny świat ma uśmiechnięte twarze polskich emigrantów w Londynie, czy może gdzie indziej, w jakimś bogatym przyjemnym kraju. I to jest to współczesne niebo. Wszystko osuwa się w materię, nie ma już prawdziwej wiary ani prawdziwego metafizycznego, romantycznego patriotyzmu. I polski ułan jednak stoi na bidecie.