Twój koszyk jest obecnie pusty!
🎞️ Film
Dodaj do obserwowanychObserwujesz„Kino jest najbardziej perwersyjną ze sztuk – nie daje ci tego, czego pożądasz, ale mówi, jak pożądać” – Slavoj Žižek.
Fuck for forest czy fuck the system?
Bohaterowie tego filmu aż proszą się o bezlitosne wyszydzenie. Jednak w „Fuck for Forest” tkwi głębszy sens, niż może się wydawać.
Majmurek: Ten szantaż na mnie nie działa
Nie mogę znieść kina, które zapowiada wielkie transgresje, a opowiada mi komunały z telenowel – pisze o „Bejbi blues” Jakub Majmurek. Polemika.
Lepsze ryzyko niż banał. O Bejbi blues
Reżyserka może błądzi, ale przynajmniej szuka i nie boi się ryzykować. Nic nie poradzę na to, że wolę nawet trochę chaotyczne ryzyko od poprawnych oczywistości.
Rozkosze okrucieństwa
Zło czynione przez młodych, „niewinnych” bohaterów to znany filmowy obraz. Michel Franco ani nie uwodzi nas tą młodzieńcza przemocą, ani nie próbuje jej łagodzić.
Odważmy się śnić
W kinie 2012 roku sen i fantazja nie były ucieczką od rzeczywistości – ale najlepszym sposobem na zmierzenie się z nią. Podsumowanie Jakuba Majmurka.
Jak wyglądał rok 2012 w polskim kinie?
Polskie kino w 2012 roku rozliczało się przede wszystkim z historią i relacjami synowsko-ojcowskimi. Czego zabrakło?
Jak zmieniać, żeby wszystko zostało po staremu?
„Zabić, jak to łatwo powiedzieć” to gorzki komentarz do prezydentury Obamy – pisze Jakub Majmurek.
Karenina współczesna albo pułapki arogancji
O wiele łatwiej jest dekonstruować sztuczność dawno minionego świata, niż użyć historycznego kostiumu do zmierzenia się z tym współczesnym.
Tożsamość według Kiepskich
Widmo tożsamości krąży nad Polską. Krąży już od jakiegoś czasu, zaczęło wyraźniej, od kiedy nastały tak zwane „media tożsamościowe”, które – wedle deklaracji – służą nie temu, by informować o świecie (czymś takim zadowoliłby się byle leming), ale temu, by bronić „polskiej tożsamości” (zagrożonej przez obce, zachodnioeuropejskie wpływy). Już Stanisław Brzozowski narzekał na to, że […]
„Mistrz”, czyli sen o Ameryce
Paul Thomas Anderson mierzy w arcydzieło. Od początku widzimy, że mamy do czynienia z filmem szalenie ambitnym – i nie chodzi w nim wcale o scjentologów.



