Nawet olbrzymie skandale, które prowadzą do upadku rządu, rezygnacji wicekanclerza i ujawnienia korupcji na wielką skalę, mogą w efekcie nie doprowadzić do żadnej zmiany.
Siedemnastego maja 2019 roku, dokładnie o godzinie osiemnastej, niemiecki tygodnik „Der Spiegel” i opiniotwórczy dziennik „Süddeutsche Zeitung” razem z austriackim tygodnikiem „Falter” opublikowały siedmiominutowe wideo pokazujące ówczesnego lidera ultraprawicowej Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ) i wicekanclerza Austrii Heinza-Christiana Strachego oraz jego zastępcę Johanna Gudenusa w willi na Ibizie, pijących wódkę z red bullem, zażywających kokainę i rozmawiających z bliżej nieznaną siostrzenicą rosyjskiego oligarchy. Młoda żona Gudenusa też była na miejscu. A siostrzenica była zainteresowana zainwestowaniem w Austrii swych pieniędzy – ponad ćwierć miliarda euro.
Na gorącym uczynku
Te wspomniane siedem minut wycięto z ponad siedmiogodzinnego spotkania, które odbyło się wiosną 2017 roku. Treść filmu była na tyle skandaliczna, że wicekanclerzowi Strachemu nie pozostało nic innego, jak tylko złożyć rezygnację ze stanowiska lidera partii już następnego dnia rano (o jedenastej 18 maja 2019).
czytaj także
W największym skrócie: film pokazywał, że Strache gotowy był dosłownie sprzedać Austrię – sprywatyzować sieci wodociągowe, ograniczyć wolność prasy (i w efekcie „zorbanizować” austriackie media), a także pozwolić, by „rosyjska siostrzenica” przejęła największy i najbardziej wpływowy tabloid „Neue Kronen Zeitung”. „Jeśli ona przejmie »Krone« trzy tygodnie przed wyborami i da nas na jedynki, to możemy rozmawiać o wszystkim”, sugerował Strache.
Jego słowom towarzyszyło wiele gestów podkreślających składane propozycje oraz pokrzykiwania zack zack zack naśladujące odgłos strzału z pistoletu, które miały obrazować, jak szybka i skuteczna byłaby jego polityka (ten fragment wypowiedzi błyskawicznie stał się materiałem na liczne memy, żarty i rapujące piosenki). Co więcej, jak donosi „New York Times”, „pan Strache nazwał dziennikarzy »największymi prostytutkami na planecie«, używając o wiele dosadniejszego wulgaryzmu”. Strache na nagraniu wyjaśniał również, jak nielegalnymi kanałami zasilić kasę partii FPÖ, obiecując przy tym Rosjanom ogromne kontrakty, m.in. na budowę dróg.
czytaj także
Nie ma oczywiście nic zaskakującego w tym, że w oświadczeniu, które wygłosił, składając dymisję, Strache określił siebie mianem „ofiary spisku”: ktoś w końcu nielegalnie nagrał prywatną kolację i prywatną rozmowę. Przy okazji przeprosił swoją żonę za to, że wypił za dużo alkoholu i flirtował z atrakcyjną Rosjanką. Wkrótce potem także jego kolega Gudenus został zawieszony przez FPÖ, a tego samego dnia o godzinie dziewiętnastej kanclerz Sebastian Kurz z Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP) zadeklarował w publicznej telewizji, że nie będzie przewodził rządowej koalicji z „taką” FPÖ u boku. To sprytnie odegrane oświadczenie było tego wieczora przekładane czterokrotnie. Kurz zostawił bez komentarza czekających niecierpliwie reporterów oraz tysiące demonstrantów zgromadzonych przed jego siedzibą.
Kiedy w końcu miarka się przebrała?
Kurz obwieścił w ten sposób koniec krótkiej, bo trwającej zaledwie osiemnaście miesięcy, koalicji rządowej narodowych konserwatystów ze skrajną prawicą. „Miarka się przebrała”, stwierdził Kurz, tak jakby nie wiedział wcześniej, kogo naprawdę zaprosił do współrządzenia.
W istocie w trakcie tych osiemnastu miesięcy zostało udokumentowanych ponad dziewięćdziesiąt tzw. jednostkowych przypadków” rasizmu, antysemityzmu, akcji rewizjonistycznych oraz innych tego rodzaju wypowiedzi padających z ust polityków FPÖ, wobec których Kurz zwykle pozostawał obojętny. Nie potępiał oczywistych przejawów mowy nienawiści ani potencjalnego nawoływania do nienawiści. Owo „dosyć” powinno zatem zostać wypowiedziane już dawno temu, co zresztą w kontekście oświadczenia sugerowało wielu komentatorów. Tymczasem Kurz, zamiast odnieść się do sprawy jako głęboko zaniepokojony, odpowiedzialny mąż stanu i kanclerz Austrii, taktycznie potraktował swoje przemówienie jako część kampanii przed nadchodzącymi wyborami.
Kurz również zresztą nazwał siebie ofiarą spisku – tym razem ze strony FPÖ (którą sam przecież zaprosił do koalicji) oraz byłego spin doktora Socjaldemokratycznej Partii Austrii (SPÖ), Izraelczyka Tala Silbersteina i innych bliżej nieokreślonych sił. Nazwisko „Silberstein” zaczęło odtąd funkcjonować jako określenie na brudną kampanię – w oczywistym nawiązaniu do antysemickich uprzedzeń, jak szybko zauważyło wielu dziennikarzy, wykładowców i pisarzy.
Przyspieszone wybory mocą decyzji Kurza odbędą się we wrześniu 2019 roku. W międzyczasie prezydent Austrii, Alexander Van der Bellen, musiał sformować tymczasowy rząd; czterech ministrów FPÖ i ich gabinety trzeba było zastąpić bardziej neutralnymi i godnymi zaufania politykami.
Druga rezygnacja
To nie koniec tej surrealistycznej historii. Nie minął nawet dzień od wyborów do europarlamentu, gdy FPÖ, SPÖ oraz mała opozycyjna partia Jetzt – odprysk austriackich Zielonych – złożyli wniosek o wotum nieufności dla nowego, tymczasowego rządu Kurza.
czytaj także
Jetzt razem z SPÖ sprzeciwili się dominacji Austriackiej Partii Ludowej i zaapelowali o przegłosowanie tego wotum jeszcze przed eurowyborami. Po interwencji przewodniczącego parlamentu Wolfganga Sobotki z ÖVP głosowanie zostało jednak przełożone na termin po wyborach, w nadziei że skandal przycichnie.
Mimo tak ogromnego, bezprecedensowego skandalu Austriacka Partia Ludowa osiągnęła 34,55 procent głosów (zdobywając 7,57 punktów procentowych więcej w porównaniu z wyborami z 2014 roku), FPÖ – 17,2% (tracąc 2,52 punkty procentowe), największa zaś opozycyjna Socjaldemokratyczna Partia Austrii – 23,89% (o 0,2 punktów procentowych mniej). Co więcej, na samego Strachego zagłosowało aż 44 751 wyborców (!), zapewniając mu tym samym miejsce w europarlamencie.
czytaj także
Widać wyraźnie, że lojalni zwolennicy FPÖ zamanifestowali bezgraniczne zaufanie do byłego lidera swej partii. Musiało minąć kolejnych dwadzieścia dni, by Strache (wraz z partią) zdecydował, że jednak nie powinien objąć mandatu, bo byłoby to faktyczne odwołanie rezygnacji. Wreszcie cały rząd został rozwiązany – to pierwsza taka sytuacja w Austrii w czasach powojennych. Prezydent Austrii Alexander Van der Bellen musiał teraz pilnie znaleźć nową osobę na stanowisko kanclerza, do czego obliguje go austriacka konstytucja.
Z dystansu ta sekwencja wydarzeń wygląda jak dobra opowieść, a raczej dramat z dość prostą fabułą, z dobrymi i złymi bohaterami, ze sprawcami i ofiarami; ze spiskiem w tle i bez odcieni szarości. Oczywiście zamiast dyskutować nad treścią ujawnionego nagrania, media i politycy wiele energii angażują w doszukiwanie się, kto za nim stoi: kto zaaranżował spotkanie na Ibizie i jak w ogóle mogło do tego dojść. Jak to się stało, że doświadczony polityk, jakim jest Heinz-Christian Strache, wpadł w tak oczywistą pułapkę? Nawet sama willa, gdzie go nagrano, była wynajęta przez nieznane osoby.
Owo „dosyć” powinno zostać wypowiedziane już dawno temu. Tymczasem Kurz potraktował swoje przemówienie jako część kampanii przed nadchodzącymi wyborami.
Ponadto siostrzenica rosyjskiego oligarchy okazała się bośniacką lub łotewską aktorką. W partii FPÖ mówi się o wypowiedziach byłego szefa, że to była tylko „pijacka gadanina” – coś, co może się przytrafić każdemu, kto jest pod wpływem alkoholu. A winni to, jak zwykle: media, szczególnie niemieckie, które wtrącają się w austriackie sprawy; Żydzi, w szczególności Tal Silberstein oraz – zupełnym przypadkiem – wiedeńsko-żydowski prawnik Gabriel Lansky (również blisko związany z SPÖ); do tego partie opozycyjne i tak dalej. Na wszystkie te oskarżenia nie ma jednak żadnych dowodów.
W międzyczasie partia SPÖ poszła do sądu, oskarżając Kurza o szerzenie dezinformacji (lub inaczej – o „strategiczne kłamstwo”), po tym, jak ten stwierdził, że to SPÖ jest winna powstaniu nagrania z Ibizy. 1 lipca 2019 sąd wydał werdykt na korzyść socjalistów. Co istotne, w orzeczeniu zakazał także Kurzowi wskazywania jakichkolwiek powiązań pomiędzy Ibiza-gate a SPÖ w czasie nadchodzącej kampanii wyborczej. Co więcej, Kurz się zobowiązał, że nie będzie nigdy wymieniał nazwiska Lansky’ego w tym kontekście. Poszukiwania jednoznacznych dowodów wciąż jednak trwają.
Konsekwencje
Jakie są skutki całego skandalu? Wiele pytań nadal pozostaje bez odpowiedzi, podobnie też brak efektów poszukiwań autorów nagrania z Ibizy. Dlaczego Kurz potrzebował ponad 24 godzin na ogłoszenie przedterminowych wyborów? Dlaczego wideo ujrzało światło dzienne dopiero 17 maja 2019 roku, a nie w 2017, czyli wtedy, gdy zostało zarejestrowane? Przecież wówczas jego opublikowanie zablokowałoby sformowanie koalicji z udziałem Strachego i FPÖ po wyborach. Czy kolejne sekrety zostaną ujawnione? Jest zdecydowanie zbyt wcześnie, by przewidzieć wynik przyspieszonych wyborów zapowiedzianych na 29 września – można jednak pokusić się o kilka konkluzji.
Seidl: Zaglądam do austriackich piwnic. Kiedy wy otworzycie swoje?
czytaj także
– Patrząc optymistycznie, władza, która zaprosiła do rządzenia partię ultraprawicową, poniosła porażkę – i to po raz drugi od czasu pierwszej takiej koalicji z 2000 roku. Poza tym nikt więcej nie będzie mógł powiedzieć, że jest zaskoczony tym, że partia FPÖ nie zaspokaja potrzeb zwykłych ludzi, za to wszyscy mogli zobaczyć, jak jest skorumpowana, zdolna do nielegalnych układów z rosyjskimi oligarchami, gotowa poświęcać prawa człowieka, niszczyć procedury oraz instytucje demokratyczne itd.
– Ogólniejsza lekcja wydaje się taka, że skrajna prawica może odnosić sukcesy tylko wtedy, gdy otrzymuje wsparcie konserwatywnego mainstreamu, wielkiego biznesu i polityków neoliberalnych. Utrzymanie władzy bez względu na wszystko było i nadal pozostaje mottem republikanów w USA – jak się okazuje, jest także mottem austriackiej partii ÖVP.
czytaj także
– Rozwiązanie koalicyjnego rządu i powołanie rządu tymczasowego (z Brigitte Bierlein, przewodniczącą Trybunału Konstytucyjnego desygnowaną na kanclerkę, oraz Clemensem Jablonerem, byłym przewodniczącym Austriackiego Najwyższego Sądu Administracyjnego, jako wicekanclerzem) wzmocniło austriacki parlament i umożliwiło powstanie nowych sojuszy politycznych. Parlament znów stał się miejscem debaty i namysłu.
– Rząd tymczasowy, składający się z niezwykle doświadczonych wykładowców prawa, urzędników i prominentnych pracowników administracji rządowej, nie ma możliwości podejmowania ważnych decyzji, gdyż nie pochodzi z wyborów i nie posiada większości parlamentarnej. Mimo to, w przeciwieństwie do rządu ÖVP-FPÖ, który sprawiał wrażenie skupionego na własnym wizerunku i kontrolowaniu skuteczności przekazu medialnego, ten „tymczasowy” rząd znalazł miejsce dla doświadczonych ekspertów zarówno w swoich ławach, jak i w gronie konsultantów i doradców. Najnowsze sondaże pokazują, że wielu Austriaków tak naprawdę wolałoby ten właśnie rząd wraz z kanclerz Bierlein niż nowy, który zostanie wyłoniony w najbliższych wyborach, a który zapewne będzie się składać z tradycyjnych polityków czy obytych z mediami funkcjonariuszy partyjnych.
czytaj także
– Należy w tym miejscu podkreślić, że były kanclerz Sebastian Kurz zrezygnował ze swojego mandatu w Parlamencie Europejskim i zdecydował, że poświęci się teraz wyłącznie kampanii ÖVP przed wyborami rozpisanymi na 29 września 2019. Kurz zdaje się nie być zainteresowany demokratycznymi debatami czy rozstrzyganiem sporów parlamentarnych – zamiast tego wystartował z kampanią pod hasłem „Ludzie przeciwko parlamentowi”, która polaryzuje wyborców i dobitnie ukazuje jego skrajnie prawicową, populistyczną mentalność.
Ostatecznie jednak wszyscy czują ulgę, że nie muszą codziennie konfrontować się z przejawami mowy nienawiści ze strony FPÖ, które dominowały w mediach i skupiały uwagę ludzi, odciągając ich od ważniejszych tematów. Nastała tak bardzo potrzebna cisza i czas odpoczynku od codziennie podsycanego oburzenia, gniewu i konsternacji, które przytłaczały społeczeństwo obywatelskie od początku powstania koalicji pod koniec 2017 roku. Partie opozycyjne mają teraz okazję, by zmobilizować swoich wyborców i opracować nową agendę startującej właśnie kampanii.
– Pesymizm każe jednak wskazać na szacunki mówiące, że ÖVP i FPÖ mogą ponownie sformować koalicyjny rząd, bez udziału Strachego oraz Herberta Kickla, najbardziej kontrowersyjnego polityka tej drugiej partii, byłego ministra spraw wewnętrznych, uważanego przy okazji za mózg FPÖ. Obie strony wielokrotnie powtarzały, że będą kontynuować realizację tej samej agendy politycznej, którą wynegocjowały jesienią 2017. Sam skandal jest kompletnie bagatelizowany.
– Teorie spiskowe i strategie pokazujące sprawców jako ofiary, kłamstwa i dezinformacja, a także strategia odwracania uwagi – wszystkie te taktyki świetnie zadziałały, a Strache i Kurz odegrali rolę ofiar knowań opozycji. Obie partie, FPÖ i ÖVP, skutecznie zmobilizowały swój elektorat. Stworzono też nowe podziały na „nas” (naród, prawdziwi Austriacy) i „ich” (parlament, elity, migranci itp.).
– Co typowe dla Austrii, zarówno Kurz, jak i Strache użyli tzw. strategii iudeus ex machina, szukając kozłów ofiarnych („kto ponosi odpowiedzialność za to nagranie?”) wśród Żydów, którzy zwykle są postrzegani jako winni. Obserwuje się dziś nową falę tradycyjnego antysemityzmu. Jak pokazują wcześniejsze doświadczenia w kulturze politycznej Austrii, takie poszukiwanie kozłów ofiarnych często okazuje się niestety skuteczne.
– Media nadal są zdominowane przez (dez)informację rozsiewaną przez świetnie przygotowaną i opłaconą kampanię Kurza. Jego popularność jako polityka jest bardzo wysoka (38%), wygląda wręcz na to, że przez wielu postrzegany jest jako „wybawca”. Skandal z Ibizy oraz współpraca jego partii ÖVP z FPÖ zdają się wcale nie naruszać jego wizerunku.
czytaj także
– Strache skutecznie wykreował się na ofiarę, a jego środowisko straciło w wyborach europejskich tylko niewielką część głosów. Nowy lider FPÖ, były kandydat na prezydenta Norbert Hofer, przedstawia się jako błyskotliwy mąż stanu, a poza tym obiecał wykorzenić z partii jednoznaczne przypadki mowy nienawiści, antysemityzmu, rewizjonizmu i ksenofobii (nie zapominajmy jednak, że Strache zaledwie osiemnaście miesięcy temu obiecywał dokładnie to samo).
– W świeckim państwie należącym do świata Zachodu, jakim jest przecież Austria, było naprawdę zaskakujące, że tysiące osób modliły się za Kurza w czasie spotkania zaaranżowanego w wiedeńskiej Stadthalle przez ewangelików (z ruchu Przebudzenie Europy) i prowadzonego przez niegdyś uzależnionego od narkotyków Bena Fitzgeralda. W jego trakcie Kurz został poproszony na scenę, wygłosił nawet krótkie przemówienie, dziękując w nim za błogosławieństwa i wychwalając swoich sympatyków.
czytaj także
Jednak po fali krytyki ze strony własnej partii, opozycji, Kościoła katolickiego i innych Kurz oświadczył, że został… wzięty z zaskoczenia. Nic dziwnego, że szybko użył strategii odwracania uwagi, powtarzając starą śpiewkę o SPÖ, Silbersteinie i Gabrielu Lanskym i obwiniając ich o obalenie rządu. Media społecznościowe obiegła zaś kolejna fala memów, karykatur i żartów, tym razem wyśmiewających „świętego” Sebastiana.
Konkluzja
Obserwujemy właśnie kolejny przypadek „normalizacji bezwstydu”. Nawet olbrzymie skandale, które prowadzą do upadku rządu, rezygnacji wicekanclerza i ujawnienia korupcji na wielką skalę mogą w efekcie nie doprowadzić do żadnej zmiany. W wyniku jesiennych wyborów najprawdopodobniej powstanie bowiem ponownie rząd z Kurzem jako kanclerzem i z udziałem nowego lidera FPÖ. Inna sprawa, że świat polityki charakteryzuje się szybkimi zwrotami akcji – co pokazuje między innymi ten austriacki dramat.
***
Ruth Wodak – lingwistka, profesorka studiów nad dyskursem na Lancaster University, związana także z Uniwersytetem Wiedeńskim. Jej zainteresowania badawcze to m.in. badania dyskursu, gender studies, język polityki, uprzedzenia, dyskryminacja oraz etnograficzna metodologia badań terenowych.
Tekst opublikowany na stronie internetowej Open Democracy na licencji CC-BY. Z angielskiego przełożyła Marzena Badziak.