Unia Europejska

Berlińczycy chcą odebrać mieszkania spekulantom i korpokamienicznikom

W cieniu wyborów do Bundestagu odbył się jeszcze jeden plebiscyt o fundamentalnym znaczeniu – referendum mieszkańców i mieszkanek Berlina w sprawie uspołeczenienia tysięcy mieszkań należących do korpokamieniczników. 

Kiedy w niedzielę całe Niemcy wybierały skład nowego Bundestagu, berlińczycy wrzucali do urn o jedną kartę więcej niż reszta kraju. Równolegle do wyborów parlamentarnych w stolicy Niemiec odbyło się referendum, w którym mieszkańcy odpowiadali na pytanie, czy należy uspołecznić mieszkania podmiotów prywatnych, które posiadają ponad 3 tysiące lokali.

Według wstępnych wyników za takim rozwiązaniem opowiedziało się ponad 56 proc. głosujących. Mieszkańcy niemieckiej stolicy zagłosowali za wywłaszczeniem korporacji i funduszy kapitałowych, które hurtowo skupowały z rynku setki tysięcy mieszkań pod inwestycje i windowały czynsze w całej stolicy Niemiec. To może być impuls do działania dla ruchów lokatorskich na całym świecie. Frekwencja w niemieckiej stolicy wyniosła 72 proc.

A to tylko dodaje wagi wynikowi mieszkaniowego referendum. – W Berlinie więcej osób zagłosowało za uspołecznieniem mieszkań niż na jakąkolwiek partię polityczną. Dzięki temu wyników tych nikt nie będzie mógł ignorować – komentuje dr Joanna Kusiak, rzeczniczka prasowa Deutsche Wohnen & Co Enteignen, socjolożka i badaczka miast.

Kusiak zaznacza, że w historii Berlina żadna oddolna inicjatywa nie spotkała się z tak licznym poparciem obywateli. Jej popularność była widoczna już na etapie zbierania podpisów. Projekt referendum mieszkaniowego poparło aż 370 tysięcy mieszkańców Berlina, a już w głosowaniu za uspołecznieniem mieszkań opowiedział się ponad milion mieszkańców.

Referendum poprzedziła długa kampania informacyjna. Fot. Deutsche Wohnen & Co Enteignen/facebook.com

Lokatorzy w służbie giełdy

Dlaczego kwestia mieszkaniowa tak elektryzuje berlińczyków? W wyniku neoliberalnych reform i prywatyzacji znaczna część tamtejszych zasobów mieszkaniowych znalazła się w rękach kilkunastu zaledwie firm.

Obecnie 12 prywatnych podmiotów posiada w mieście ponad 225 tysięcy lokali. Największy miejski potentat, Deutsche Wohnen SE, ma ich w Berlinie ponad 110 tysięcy. To właśnie od tej firmy pochodzi nazwa oddolnego ruchu, który doprowadził do zorganizowania niedzielnego referendum: Deutsche Wohnen & Co Enteignen, czyli Wywłaszczyć Deutsche Wohnen i spółkę.

Mieszkanie prawem? Niechby i towarem, byle nie spekulacyjnym

A niemiecki rynek mieszkaniowy może stać się niebawem jeszcze bardziej skoncentrowany. Vonovia, notowana na frankfurckiej giełdzie spółka mająca najwięcej mieszkań na całym niemieckim rynku, nie spoczywa na laurach. Firma chce wykupić drugiego co do wielkości posiadacza i swojego największego konkurenta: Deutsche Wohnen właśnie. Jeśli fuzja dojdzie do skutku, zasób lokali należących do Vonovii przekroczy pół miliona.

Efektem takiej koncentracji posiadania lokali stały się gwałtowne podwyżki czynszów. Tylko w ciągu ostatnich pięciu lat wzrosły one o ponad 40 proc. W Berlinie to ważka kwestia, jako że ponad 80 proc. populacji mieszka w wynajmowanych lokalach. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest to, że firmy, które wykupiły ogromne liczby mieszkań, teraz spekulują nimi na giełdzie.

– Firmy te nazywają się koncernami mieszkaniowymi, ale ich pierwotnym rynkiem jest giełda. A to oznacza, że ich zarządy odpowiadają przed akcjonariuszami, a nie lokatorami. Ze względu na własny interes muszą zaniżać koszty funkcjonowania mieszkań przy jednoczesnym podnoszeniu czynszów. To działanie wyłącznie na szkodę lokatorów. Dlatego nie ma innej drogi niż przerwanie dominacji rynków finansowych w mieszkalnictwie – mówi Kusiak.

Referendum poprzedziła długa kampania informacyjna. Fot. Deutsche Wohnen & Co Enteignen/facebook.com

Jaka lekcja z tego, co teraz się dzieje w Berlinie, może płynąć dla polskich miast?

– Jeszcze kilka lat temu zapisana w niemieckiej konstytucji koncepcja uspołecznienia była uznawana za relikt prawny, ale została podniesiona przez ruchy miejskie. Inspiracja z tego płynąca jest taka, żeby mieć odwagę proponować nowe rozwiązania. I szukać dla nich odwołań także w miejscach, które nie są oczywiste. Tak jak niemiecka konstytucja nie była oczywistym źródłem rozwiązań dla radykalnego ruchu miejskiego – mówi Kusiak.

Referendum poprzedziła długa kampania informacyjna. Fot. Deutsche Wohnen & Co Enteignen/facebook.com

Referendum o wywłaszczeniu: co dalej?

Co będzie się teraz działo w Berlinie?

– Czekamy na to, jaka koalicja się zawiąże w parlamencie. Ale bez względu na jej skład będziemy od niej oczekiwać, że wprowadzi ona wyniki referendum w życie. Jesteśmy gotowi na twarde negocjacje z nowymi władzami – mówi polska socjolożka i badaczka.

Choć wola wywłaszczenia niemieckich korpokamieniczników jest jasna i demokratycznie potwierdzona, sam wynik referendum nie zobowiązuje jeszcze władz Berlina do żadnego bezpośredniego działania. Nie jest ono prawnie wiążące.

Teraz do rozstrzygnięcia będzie kilka spraw. Jedną z nich jest kwestia odszkodowań, jakich korporacje mogą się domagać za wywłaszczenia, jeśli do nich dojdzie. Innym wyzwaniem jest oparcie uspołecznienia na odpowiedniej legislacji – w kwietniu niemiecki Trybunał Konstytucyjny orzekł, że wprowadzone przez berlińskie władze zamrożenie czynszów w wynajmowanych mieszkaniach jest niezgodne z ustawą zasadniczą.

Jeśli nowe władze Berlina zdecydują się podążyć za referendalnym głosem mieszkańców i mieszkanek, tylko w stolicy Niemiec udałoby się uspołecznić ok. 240 tysięcy mieszkań.

Mimo że wynik referendum nie jest wiążący prawnie, to wyznacza on ważny polityczny azymut. Po tak spektakularnym zwycięstwie ruchu lokatorskiego kwestia mieszkaniowa nabierze jeszcze większej wagi w polityce miejskiej i ogólnokrajowej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Mateusz Kowalik
Mateusz Kowalik
Dziennikarz Krytyki Politycznej
Dziennikarz, stały współpracownik Krytyki Politycznej. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i europeistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Wcześniej dziennikarz „Gazety Wyborczej”.
Zamknij