Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Rosyjska opozycja kłóci się w Paryżu, a białoruska sprawia zawód

W odpowiedzi na proste pytania ukraińskich dziennikarzy uwolnieni białoruscy opozycjoniści tak lawirowali, że ciężko było słuchać głupot, jakie opowiadają.

ObserwujObserwujesz
Paulina Siegień

Tydzień temu, a dokładnie w czwartek 11 grudnia, podczas kolacji w paryskiej restauracji pokłóciła się rosyjska opozycja. Garri Kasparow – mistrz szachowy i polityczny emigrant, który od ponad dekady lobbuje za granicą przeciwko reżimowi Putina, w niewybrednych słowach skrytykował publicznie Władimira Kara-Murzę.

Kara-Murza to zaś polityk antyputinowskiej opozycji, który w 2022 roku został aresztowany i skazany na 25 lat więzienia za antywojenny protest. Kara-Murza wyszedł na wolność w ramach wymiany więźniów między Rosją i USA, negocjowanej jeszcze przez administrację Bidena, do której doszło w sierpniu 2024 roku. 

Czytaj także Za walkę z putinizmem: ćwierć wieku w kolonii karnej Paulina Siegień

Według relacji świadków podczas kolacji Kasparow zaczął krzyczeć na Kara-Murzę, zarzucając mu nieszczere motywacje. Mówił m.in., że Kara-Murza poszedł do więzienia w celu budowania własnego PR, wypominał, że to on, współpracując z Amerykanami, negocjował jego uwolnienie, zarzucał mu niewdzięczność i tym podobne. W odpowiedzi Kara-Murza miał po prostu wyjść z restauracji. Na drugi dzień napisał post, w którym poinformował, że z powodu chamstwa Kasparowa rezygnuje z udziału w Komitecie Antywojennym.

Nie trzeba było długo czekać, a na światło dzienne zaczęły wychodzić kulisy tej sprawy. Wspólna paryska kolacja rosyjskiej opozycji przypadła w przeddzień spotkania w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy – a konflikt, który się tam rozegrał, dotyczył składu rosyjskiej delegacji do tego ciała. Pójdę o zakład, że mało kto w ogóle pamięta jeszcze o istnieniu Rady Europy (nie mylić z Radą czy Komisją Europejską) i wie, czym się zajmuje jej Zgromadzenie Parlamentarne. Ale dla emigracyjnych opozycjonistów odciętych od jakiejkolwiek politycznej podmiotowości w samej Rosji możliwość udziału w pracach na takim forum to łakomy kąsek. Na tyle łakomy, by walczyć o niego bez skrupułów. 

A skoro jesteśmy przy emigracyjnej opozycji politycznej, to szeregi białoruskiej zasiliły właśnie 123 osoby. W sobotę 13 grudnia, po dwóch dniach rozmów specjalnego przedstawiciela ds. Białorusi Johna Coale’a z Aleksandrem Łukaszenką wyszła na wolność ponad setka więźniów politycznych, w tym takie, jeśli można tak się wyrazić, prominentne postaci jak laureat pokojowej nagrody Nobla Aleś Bialacki, niedoszły kandydat w wyborach prezydenckich Wiktor Babaryka, czy jego szefowa sztabu, która po areszcie Babaryki wsparła Swiatłanę Cichanouską – Maryja Kalesnikawa.

W zamian reżim dostał od USA nie lada prezent, bo zniesienie sankcji nałożonych na nawozy potasowe. Wydobycie i handel solami potasowymi, które stanowią główny składnik nawozów, to jeden z filarów białoruskiej gospodarki. O politycznej grze, która toczy się między Waszyngtonem, Mińskiem, Warszawą i Wilnem więcej dowiecie się z nowego odcinka podcastu Blok wschodni, w którym gości białoruski dziennikarz i działacz z Białegostoku – Źmicier Kościn.

Posłuchaj podcastu Pauliny i Wojciecha Siegieniów

Byli białoruscy więźniowie polityczni tym razem nie pojechali w stronę Litwy, a zostali przekazani Ukrainie. I tu zaczęły się komplikacje, bo w Czernihowie szybko zorganizowano konferencję prasową. Pytania ukraińskich dziennikarzy na pierwszy rzut oka nie wydawały się trudne – pytano uwolnionych o stosunek do wojny, odczucia po wyjściu z więzienia i tym podobne. Jednak te właśnie pytania okazały się bardzo kłopotliwe dla odpytywanych, którzy lawirowali, mówiąc o wojnie jako absolutnym złu i o współczuciu zarówno dla ukraińskich, jak i rosyjskich ofiar.

Do tego zdarzyło się, że Kalesnikawa poprosiła o przetłumaczenie pytania na rosyjski (osoba znająca język białoruski nie ma problemu z rozumieniem ukraińskiego) i jeszcze podziękowała Aleksandrowi Łukaszence za zaangażowanie w jej uwolnienie. Później Wiktor Babaryka w wywiadzie z ukraińskim dziennikarzem Wołodymyrem Zołkinem przez kilka minut odpowiadał na pytanie o przynależność państwową Krymu, a i tak nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi.

Ukraińcy zareagowali na te publiczne występy, jak można się domyślać, bardzo krytycznie, ale i nie brakowało krytyki ze strony białoruskiej. W komentarzach publikowanych w sieci, zarówno na socjalach, jak i pod tekstami w białoruskich mediach niezależnych, nie brakuje głosów, że jeśli to mieli być ludzie, którzy chcieli w 2020 tworzyć nową jakość w białoruskiej polityce, to może i dobrze, że im się nie udało… Oraz że z całym zrozumieniem tego, że właśnie wyszli z więzienia, z doświadczeniem izolacji, presji psychicznej i czasem nawet tortur, i że w białoruskim więzieniu pozostają bliscy części z nich (m.in. syn Wiktora Babaryki Eduard), to jednak ciężko słuchać głupot, które opowiadają. I że byłoby lepiej, żeby takie osoby jak Babaryka i Kalesnikawa nie wyrywały się do działalności politycznej, zostawiając tę działkę ludziom lepiej zorientowanym.

Co jednak uderza najbardziej w wypowiedziach co poniektórych byłych więźniów reżimu Łukaszenki, to że zakonserwowani w rzeczywistości politycznej 2020 roku swoimi słowami uświadamiają, jak bardzo zmienił się przez te pięć lat świat wokół nas.

Czytaj także Nekrojęzyk Putinizmu Paulina Siegień, Wojciech Siegień

Do tej pory polityczna reprezentacja demokratycznych sił białoruskich na emigracji działała bardzo dobrze, co w dużej mierze zawdzięczała wyborczej legitymacji Swiatłany Cichanouskiej. Rosyjska emigracja mogła tylko pozazdrościć, gdy Cichanouską przyjmowano na zachodnich salonach, nieraz na najwyższym szczeblu. Ale w środowisku białoruskim też nie brakuje wzajemnych niesnasek, zaszłości i zwykłej emigranckiej frustracji. Dlatego może i tu dojść do kłótni w restauracji, choć raczej nie paryskiej, a co najwyżej wileńskiej albo warszawskiej.

Jeśli widzieliście newsy o incydencie granicznym Narwie w Estonii, gdzie rosyjscy pogranicznicy przekroczyli linię graniczną na rzece i znaleźli się na pewien czas po estońskiej stronie, to nie wpadajcie w panikę. Choć to akurat w państwach bałtyckich politycy radzą, by w kwestiach rosyjskiego zagrożenia zawsze panikować, to radzą też, by panikować z głową. Dlatego przeczytajcie tekst eksperta OSW Bartosza Chmielewskiego opublikowany na łamach internetowego magazynu NEW, który wyjaśnia, czym są anomalie graniczne i skąd się wzięły pomiędzy Estonią i Rosją takie geograficzne cuda jak but Saatse.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie